[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pismo, które wydaje mi się równie znajome jak moje własne. Zadałam to
pytanie ojcu, gdy zadzwoniłam do niego, by powiedzieć mu o liście, ale
nie potrafił udzielić mi odpowiedzi. Podczas rozmowy prawie się nie
odzywał, ledwie coś dukał. Prawdopodobnie był równie jak ja
zaskoczony tym, że matka nie potrzebowała prawdziwej ucieczki, a
jedynie ucieczki od nas. Gdy myślałam o niej, dorastając - a starałam się
robić to tak rzadko, jak tylko się dało - zakładałam zawsze, że hula po
Paryżu, założyła sklepik z pamiątkami w Saint Lucia lub prowadzi
restaurację w Madrycie. Ani razu nie przyszło mi do głowy, że może być
tuż-tuż. W końcu jeśli człowiek ma dość swojego życia, najlepiej chyba
uciec tak daleko, jak się da, żeby nie móc nawet obejrzeć się za siebie?
Z wahaniem wpisuję jej nazwisko w wyszukiwarkę. Wciskam  Enter" i
czuję, jak serce zaczyna mi bić szybciej, ponieważ wiem, że otwieram
nowe drzwi, zamknięte na głucho przez prawie dwadzieścia lat, co
poprzednim razem wcale mi nie przeszkadzało. Pamiętam, jak
tłumaczyłam to Henry emu na naszej trzeciej randce przy spaghetti
bolognese w małej ozdobionej kolorowymi
światełkami włoskiej knajpce w dzielnicy Little Italy, tuż przed tym jak
wróciliśmy do domu i kochaliśmy się po raz pierwszy. Henry sprawiał
wówczas, że opuszczały mnie niepokój i gorycz, z powodu których
zresztą mnie nie oceniał. Czułam się przy nim oczyszczona i gotowa, by
zapomnieć o bólu. Oczywiście nigdy mi się to nie udało. Takie rany nie
goją się z dnia na dzień. A nawet jeśli w końcu się zagoją i prawie nie
widać blizn, bolesne wspomnienia pozostają głęboko w pamięci jak
nerwica pourazowa u ofiary napadu. Powtarzasz wszystkim, że nic ci nie
jest, nawet sama się do tego przekonujesz, aż pewnego dnia ktoś na ulicy
podchodzi zbyt blisko i nagle znów stajesz się przerażonym, spoconym
kłębkiem nerwów. Tak właśnie żyje się ze wspomnieniami o tym, że
porzuciła cię matka. Nawet jeśli je od siebie odpychasz, wciąż pozostają
w pobliżu, jak nieprzyjemna woń, do której w końcu tak się
przyzwyczajasz, że przestajesz ją czuć. Pózniej, po ślubie, Henry nagle
zaczął robić wszystko, bym nie mogła o tym zapomnieć, jakby
odzyskanie więzi z matką miało jakimś cudem wyleczyć mnie z
wszelkich problemów.
Google informuje mnie, że podana fraza nie została odnaleziona.
Odchylam się na krześle niemal z ulgą i sięgam po gorącą czekoladę.
Dopiero wtedy zauważam, że drżą mi dłonie.
Jak ktoś może być na tyle niewidzialny, że nawet Google nie potrafi go
odnalezć?, zastanawiam się.
- Jeszcze tu jesteś? - Josie wtyka głowę przez drzwi, po czym wchodzi i
opada na krzesło po drugiej stronie biurka. - Myślałam, że oprócz mnie
już nikogo nie ma.
- Muszę jeszcze coś skończyć - mówię, odwracając głowę od monitora,
choć nie od razu udaje mi się przesunąć na nią wzrok.
- Rozumiem - mówi Josie i zdejmuje eleganckie szpilki, by rozmasować
sobie stopę. - A skoro o tym mowa, dopiero co rozmawiałam z Coke...
- Co się stało z Bartem? - przerywam.
- O Jezu, nic. - Josie macha ręką i zalewa się rumieńcem. - Trochę za dużo
wtedy wypiłam. - Potrząsa głową i cicho dodaje: - Chyba.
- Może - zgadzam się.
- Nieważne, mam dobre nowiny. Coke chce nas zatrudnić nie tylko do tej
jednej kampanii, chcą, żebyśmy reklamowali ich w prasie, radiu i
telewizji.
- No, no! - mówię. - To wspaniale! Moje gratulacje, Jo.
- To nie mnie należą się gratulacje... to wszystko twoja zasługa. W
związku z czym... - Josie dla większego efektu zawiesza na chwilę głos -
od poniedziałku zostajesz dyrektorem do spraw klientów.
- Poważnie? - Z całą pewnością nic takiego nie zdarzyło się w moim
dawnym życiu. Wtedy klepano mnie po plecach i mówiono:  dobra
robota", nikt jednak nie ogłaszał mnie geniuszem reklamy, a taka mniej
więcej jest wymowa tego o dwa lata przedwczesnego awansu. - Dzięki,
Jo! - Z radością odchylam się na skrzypiącym krześle.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiada Josie, z powrotem
wsuwając stopę w pantofel. - Sama na to zapracowałaś. A teraz leć, łap
tego swojego chłopaka i biegnijcie świętować.
- Och, on akurat wyjechał na weekend do rodziców. Jego matka złamała
biodro, więc na wszelki wypadek woli być blisko niej. -Nagle czuję się
jak balon, z którego ktoś spuścił powietrze. - Ale ty powinnaś już iść do
domu. Pobyć trochę z dzieciakami.
Josie wzrusza ramionami.
- Dzieciaki są u Arta, w San Jose. Korzystają z końcówki wakacji, za
tydzień zaczyna się szkoła.
Obie wbijamy wzrok w podłogę, gdyż głupio nam przyjąć do wiadomości
to, co oczywiste: że żadna z nas nie ma specjalnie dokąd ani do kogo
wracać.
- No dobrze. - Josie przerywa w końcu milczenie. Wstaje. -Tylko nie
pracuj cały weekend.
- Obiecuję. - Uśmiecham się, ale tylko do czasu, gdy Josie znika za
drzwiami. Sięgam po telefon, by zadzwonić do Jacka i powiedzieć mu o
awansie, ale zaraz zmieniam zdanie. Zawsze gdy Jack jest z matką, czuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •