[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To proste. Z tyłu jest zamek błyskawiczny. Twoja
matka chciała go zastąpić setką małych guziczków. To
był jedyny raz, kiedy się z nią nie zgodziłam.
Już rozpinał zamek, sukienka opadła jak biały obłok.
Kiedy na nią popatrzył, szeroko otworzył usta ze zdzi-
wienia.
- Skąd to masz?
Miała na sobie jaskrawoczerwone body, które ledwie
osłaniało jej piersi, koronka szczelnie opinała wąską
talię i rozszerzała się ku dołowi, sięgając do bioder. Jego
oczom ukazał się mały trójkącik majteczek. Do body
przyczepione były koronkowe podwiązki, które pod-
trzymywały beżowe jedwabne pończochy. Nadal miała
na nogach białe sandałki na wysokich obcasach. Nie
mógł się powstrzymać od klęknięcia przed nią i ucało-
wania aksamitnej skóry.
- Dostałam to od twojej siostry. - Położyła mu ręce
S
R
na głowie, przeczesując palcami włosy. - Wymusiła na
mnie obietnicę, że dzisiaj to włożę.
- Przypomnij, żebym jej podziękował. Dobrze, że
nie wiedziałem, że masz to pod sukienką. - Przesuwał
ustami po koronce i ciele. - Nie doszlibyśmy do ołtarza.
Głośne pukanie do drzwi przestraszyło ją. Kto to
może być?
Kane wstał z westchnieniem.
- Nie ruszaj się nawet o centymetr. - Podszedł do
drzwi, wyciągając z kieszeni napiwek. Podpisał rachu-
nek i podziękował kelnerowi. Sam wprowadził do po-
koju mały barek na kółkach. - Szampan i tartinki - po-
wiedział. - Chcę, żebyśmy rozpoczęli nasze życie jak
należy.
- Jesteś bardzo... troskliwy. - Jej oczy były ogrom-
ne i podejrzanie błyszczały. Przez chwilę miał poczucie
winy. Od chwili, kiedy postanowili się pobrać, nie miała
wielu powodów, żeby spodziewać się po nim roman-
tycznych zachowań.
- Chciałem, żeby ten dzień był dla ciebie wyjątko-
wy. - Nie ruszyła się, więc podszedł do niej, chwycił
za ręce i podprowadził do barku.
Spojrzała na siebie.
- Nie mogę chodzić tak ubrana - zaczerwieniła się.
- Dlaczego? Oprócz mnie nikt cię nie widzi. Jest na
co popatrzeć. - Objął ją i szybko pocałował. Potem za-
brał rękę, chichocząc cicho. - Może zamówienie szam-
pana nie było najlepszym pomysłem. Nie wiem, czy uda
S
R
mi się utrzymać ręce przy sobie na tyle długo, żeby
otworzyć butelkę.
- To był wspaniały pomysł - wyszeptała. - Nie
oczekiwałam, że wezmiesz sobie wolne, ale jestem
szczęśliwa, że to zrobiłeś.
Jej wdzięczność zaniepokoiła go. Dlaczego tak bar-
dzo sprzeciwiał się pomysłowi podróży poślubnej?
Wmawiał sobie i jej, że nie może wziąć tygodniowego
urlopu, ale prawda była taka, że od czterech lat nie był
na żadnych wakacjach. Już dawno powinien mieć prze-
rwę w pracy.
Lecz Allison oczekiwała tak niewiele, więc nie kwe-
stionowała jego decyzji. Uznał, że Allison dostosuje się
do jego życia. Nieustannie go wspierała, była ciepła
i chętna.
Poczuł się winny i zawstydzony. Obiecał, że to zmie-
ni. Zrobił niewiele, żeby jej pokazać, że mu się podoba
i że zmieniła jego życie. Miał nadzieję, że czekający na
nich posiłek uświadomi jej to.
Ominął stojący przed nim kobiecy skarb i podszedł
do barku. Z wprawą otworzył półwytrawnego szampa-
na; uważał, że będzie odpowiedni do przekąsek.
- Zrobiłeś to jak profesjonalista - zauważyła
z uśmiechem.
- Lubię wino - odpowiedział, podając jej kieliszek.
- Wszystko, co wiem o winie, może się zmieścić
tutaj - wskazała na opuszkę małego palca.
- To dobrze, że teraz masz mnie.
S
R
- Nadal nie mogę uwierzyć, że się pobraliśmy.
- No to uwierz. - Podszedł do niej i objął ją. Zamy-
kając oczy, rozkoszował się tą chwilą. Uniósł kieliszek.
- Proponuję toast.
W odpowiedzi uniosła swój, patrząc mężowi w oczy.
- Za radości związane z małżeństwem. - Trącił się
z nią kieliszkiem.
- Za radości - powtórzyła miękko.
Dałby sobie spokój, gdyby toast nie wydał mu się
płytki i mało osobisty. Nie mógł się zmusić, żeby odejść
od niej. Jeszcze raz podniósł swój kieliszek.
- I za moją piękną żonę i lata, które przeżyjemy
szczęśliwie.
Natychmiast napłynęły jej do oczu łzy.
- Za wiele szczęśliwych lat - wyszeptała.
Odstawił kieliszki.
- Doprowadzasz mnie to szaleństwa - mruknął. -
Zamierzałem zabrać cię na River Walk, zanim pójdzie-
my na kolację, ale...
- Ale... - znowu przytuliła się do niego. - Zawsze
możemy przyjechać na River Walk. Tutaj spędzimy tyl-
ko jedną noc - przyciszyła głos. - Może powinniśmy
zmienić nasze priorytety.
Roześmiał się.
- Wypiję za to - powiedział, pochylając głowę do
pocałunku. Odpowiedziała natychmiast ze słodką na-
miętnością. Prawie spaliła go żywcem, kiedy objęła go
za szyję i zanurzyła palce w jego włosach.
S
R
Czuł przyśpieszone bicie serca, na chwilę przestał ją
całować i powiedział:
- Jesteś moja.
Wydała cichy okrzyk i mocniej się przytuliła. Zaczę-
ła go namiętnie pieścić. W pewnym momencie przerwał
jej, chwytając ją za rękę. Tylko się uśmiechnęła.
- Spójrz.
Zerknął w dół i poczuł kolejny przypływ pożądania.
Jej czerwone majteczki były związane z boku jedwab-
nym sznureczkiem. Kiedy pociągnęła za jeden koniec,
opadły lekko na podłogę.
Gwałtownie wciągnął powietrze.
- Jeśli chcesz mnie doprowadzić do szaleństwa, to
ci się udało. - Zaczął powoli całować każdy centymetr
jej ciała. I już przez jakiś czas nie rozmawiali.
Przerywając pieszczoty, rozejrzał się i zaczął śmiać.
- Aóżko stoi tam.
Ona też się roześmiała.
- Wypróbujemy je pózniej.
- A dlaczego nie teraz?
- Teraz? - Była zaskoczona. - Myślałam, że mu-
sisz...
Pokazał jej, że wcale nie potrzebuje odpoczynku.
Uśmiechnęła się odrobinę drwiąco.
Wziął ją na ręce i skierował się w stronę łóżka.
- Chociaż po zastanowieniu się... - powiedział, kie-
dy przechodzili obok toaletki.
- Aóżko jest bardzo daleko. Czy uda ci się tam dojść?
S
R
Odwrócił się i posadził ją na toaletce.
- Oczywiście, że mi się uda - powiedział. - Ale nie
tym razem.
Reszta dnia okazała się doskonała. Zanim poszli na
kolację, spacerowali nad rzeką. Kane trzymał ją za rękę,
delikatnie przesuwając kciukiem po jej obrączce. Nie
rozmawiali wiele.
Kolację jedli u Boudro przy River Walk. Kane spe-
cjalnie zamówił stolik z widokiem na rzekę. W srebr-
nym kubełku chłodziła się butelka szampana. Stolik, do
którego zaprowadził ich szef sali, był ozdobiony bukie-
tem białych róż. Poczuła, jak napływają jej do oczu łzy.
Odwróciła się do niego i wspinając się na palce, poca-
łowała go w świeżo ogolony podbródek.
- Dziękuję - powiedziała - że uczyniłeś ten dzień
tak wyjątkowym.
- Chciałem, żeby był niezapomniany - odparł. - To
pierwszy dzień naszego wspólnego życia. Powinien być
wyjątkowy, coś, o czym będziemy mogli opowiedzieć
naszym dzieciom - uśmiechnął się szeroko. - Co pra-
wda, będziemy musieli ocenzurować to, co im powiemy
o naszym pierwszym spotkaniu.
Zrobiła zabawną minę.
- Razem pracowaliśmy - podsumowała. - Któregoś
dnia zrozumieliśmy, że chcemy się pobrać.
- Trochę okrojone ze szczegółów, prawda? - Kane
zachichotał. - Miejmy nadzieję, że będziemy mieli sy-
S
R
na, a nie córkę. Nie mogę sobie wyobrazić, żeby dziew-
czynkę zadowoliło takie skąpe wyjaśnienie.
Syn... córka. Czuła się ociężale, jak zawsze przed
okresem. Wątpiła, czy będą musieli się martwić nieza-
planowaną ciążą i chociaż powinna być zadowolona, to
tak bardzo pragnęła dziecka Kane'a...
- Co się stało? - ujął ją za ręce.
- Nic - udało jej się uśmiechnąć. - Myślałam o tym,
jaki piękny był nasz ślub.
Przyjął jej słowa za dobrą monetę. Podziękował, że
pozwoliła jego matce pomóc w zorganizowaniu uroczy-
stości, a potem podszedł do nich kelner. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •