[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oboje będą lepiej się rozumieć.
ROZDZIAA DZIEWITY
 Dam panu lomotil na biegunkę i maxolon na mdłości.  W namiocie
było tak ciasno, że Lindsay musiała przyklęknąć, aby wypisać receptę. 
Na razie proszę pić tylko wodę butelkowaną i jeść sucharki  poleciła
leżącemu w śpiworze blademu młodzieńcowi.
 Kiedy będzie mógł się wspinać?  spytał zaniepokojony kolega
chorego.  Mamy tyle tras.
 Nie sądzę, żeby ten biedak miał ochotę wdrapywać się na górki.
Przez kilka dni powinien być na diecie i wypoczywać. Niech bierze to,
żeby nie opadł z sił.  Lindsay wręczyła chłopakowi kilka małych
torebeczek.
 Co to takiego?
 Glukozowy preparat uzupełniający niedobór płynów w organizmie.
Działa również wzmacniająco. Niezbędny w przypadku takich
dolegliwości żołądkowych.
 Dziękujemy za przyjście, pani doktor. On nie miał siły się ruszyć.
 To zrozumiałe. Proszę o niego dbać.  Lindsay uniosła klapę
namiotu i wygramoliła się na zewnątrz. Po raz pierwszy załatwiała
wizyty domowe samodzielnie.
 Dasz sobie radę?  spytał Henry, gdy wczoraj powiedziała mu, co ją
czeka.
 Chyba tak.
 Już dobrze zna topografię terenu, a w razie czego zawsze może
wezwać nas przez telefon  dodał Aidan.
 Niby racja  zgodził się Henry.  Chociaż... nie jestem pewien, czy
ja będę osiągalny. Aż boję się mówić o tym na głos, ale Megan ostatnio
miewa się lepiej, więc pomyślałem, że zabiorę ją w niedzielę na małą
wycieczkę.
 Wspaniały pomysł  pochwaliła Lindsay.
 Zmiana otoczenia może zdziałać cuda  przyznał Aidan.  Ale
musisz pamiętać, że w przypadku zapalenia mózgu i rdzenia poprawa
samopoczucia nie trwa długo.
 Cóż, wiem...  Henry westchnął ciężko.  Tym bardziej trzeba
chwytać każdą chwilę.
Wyjeżdżając z kempingu, Lindsay gorąco pragnęła, aby żona
Henry ego poczuła się lepiej. Przejażdżka po okolicy w taki piękny
dzień na pewno sprawiłaby Megan wielką przyjemność.
Lindsay z uśmiechem przesunęła wzrokiem po zielonych wzgórzach.
Na razie radziła sobie całkiem dobrze. Już zdążyła stwierdzić zapalenie
wyrostka robaczkowego u dziecka i wezwała karetkę, aby zabrano je do
szpitala. Potem odwiedziła dwóch pacjentów w podeszłym wieku: jeden
chorował na nieuleczalnego raka i czekał na pielęgniarkę, która miała
zrobić mu zastrzyk z morfiny, zaś drugi cierpiał na chroniczne
schorzenie dróg oddechowych i potrzebował tlenu.
Wracając do wsi, Lindsay pod wpływem impulsu postanowiła zajrzeć
do Douglasa i Milły. Zaparkowała dżipa od frontu, otworzyła furtkę i
szła między zadbanymi klombami. Przy samej ścieżce rosły na nich
dorodne, różnokolorowe bratki i prymulki, a wzdłuż płotu
oddzielającego podwórze od sąsiedniej posesji bujnie kwitły fioletowe
ostróżki i różowe malwy. Lindsay zadzwoniła i stojąc przed drzwiami,
obserwowała pszczołę kołującą nad donicą z nagietkami. Nieco dalej, na
kamiennym chodniczku prowadzącym na tyły domu, drozd usiłował
rozbić skorupę ślimaka.
Była pełna podziwu dla wytrwałości ptaka i dopiero po dłuższej
chwili skonstatowała, że nikt nie otwiera, a z wnętrza nie dochodzą
żadne dzwięki. Jeszcze raz nacisnęła przycisk dzwonka, po czym obeszła
dom i stwierdziła, że kuchenne drzwi są otwarte. Widocznie Milly
wyszła do ogrodu i nie zorientowała się, że ktoś przyszedł.
Ale Lindsay nigdzie jej nie zauważyła, więc zastukała w drzwi i
zawołała gospodarzy, lecz nikt się nie pojawił ani nie odezwał, tylko w
głębi mieszkania rozległo się głuche dudnienie.
 Milly? Jest pani tam?
Stukanie powtórzyło się, tym razem głośniejsze i jakby naglące. Pełna
złych przeczuć Lindsay z wahaniem weszła do wnętrza. Jej obawy
potwierdziły się, gdy przeszła przez małą, idealnie czystą kuchnię i
spróbowała otworzyć drzwi do saloniku. Zdołała tylko trocheje uchylić,
ponieważ coś je blokowało. Wybiegła więc na zewnątrz i osłaniając z
boku oczy, zajrzała do pokoju przez okno.
Milly leżała na podłodze tuż przy drzwiach, a Douglas siedział w
fotelu i swoim balkonikiem uderzał w podłogę. Najwyrazniej usiłował w
ten sposób wezwać pomoc.
Lindsay głośno zabębniła w szybę, a staruszek powolutku odwrócił
głowę. Nie ulegało wątpliwości, że jest dzisiaj bardzo słaby i nie zdoła
wstać, aby otworzyć okno. Lindsay przez moment miała ochotę
zadzwonić po Aidana, lecz zaraz porzuciła ten pomysł. To ona ma
dzisiaj dyżur, więc powinna samodzielnie ocenić sytuację i rozwiązać
problem.
Pospiesznie wezwała pogotowie, wyszarpnęła z ziemi jeden z
potłuczonych kafelków, którymi był obłożony skraj klombu, i stłukła
szybkę sąsiadującą z okienną klamką.
Trzask pękającego szkła zabrzmiał w ciszy spokojnego niedzielnego
przedpołudnia przerazliwie głośno. Lindsay właśnie wsunęła w otwór
dłoń, gdy nagle usłyszała za sobą czyjś gniewny okrzyk.
 Co się tu dzieje?!
Odwróciła się i ku swemu zdumieniu ujrzała wyglądającego zza
płotu, rozgniewanego Hew Griffithsa.
 O, Hew... to znaczy, panie Griffiths, tak się cieszę, że pana widzę.
Mieszka pan tutaj?
 Jasne, że tak, i chcę wiedzieć, co pani tu, u diabła, wyprawia!
 Chwileczkę.  Lindsay wreszcie otworzyła okno. Teraz musiała
tylko wdrapać się na parapet i wejść do środka.  Milly zemdlała.
 Nie lepiej wejść przez drzwi?
 Nie można ich otworzyć, bo Milly leży w saloniku i je blokuje. 
Gramoląc się przez okno, Lindsay była zadowolona, że ma na sobie
drelichowe spodnie, a nie wytworny kostiumik z butiku w Kensington.
 A co z Douglasem?
 Jest w domu. Mógłby pan podejść od frontu? Przesunę Milly i
otworzę drzwi.
Mrucząc pod nosem, Hew zniknął za płotem, a Lindsay zeskoczyła na
podłogę.
 Tam... M... milly...  wyjąkał Douglas.
 Wiem.  Lindsay lekko ścisnęła go za ramię i pospieszyła do Milly.
Kobieta była półprzytomna, bełkotała coś niezrozumiale, z kącika
wykrzywionych ust spływała strużka śliny, a lewa ręka zwisała
bezwładnie.  Milly, to ja, doktor Henderson.  Lindsay kucnęła obok
staruszki i sprawdziła jej puls.  Spróbuję ułożyć panią trochę
wygodniej.  Delikatnie odsunęła kobietę od drzwi i włożyła jej pod
głowę dwie poduszki z kanapy. Milly chyba przygotowywała niedzielny
lunch, gdy poczuła się zle, ponieważ była w fartuchu. A niedawno
przyniosła mężowi kawę, która wraz z talerzem ciasteczek nadal stała na
małym stoliku obok fotela.
Milly znów spróbowała coś powiedzieć i sprawiała wrażenie
rozstrojonej, toteż Lindsay uklękła i wzięła ją za rękę.
 Proszę się o nic nie martwić, Milly. Wyjdzie pani z tego. A
Douglasem wszystko w porządku  zapewniła uspokajającym tonem. 
To pan, Hew?  zawołała, gdy ktoś poruszył klamką.  Proszę wejść.
 Co się stało?  Hew objął zdumionym spojrzeniem scenkę w
saloniku.
 Milly miała udar. Zaraz przyjedzie pogotowie. Mógłby pan [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •