[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mieszkają pod jednym dachem. Nie ma takiej możli-
wości.
- I dlatego jestem taki padnięty - zakończył opo
wieść Trevor. - Nie wiem, czy starczy mi sił, żeby
zjeść kolację. O, już mamy żarcie!
Nim Emily zdążyła zaprotestować, stanął przed nią
spory koszyczek ze świeżym pieczywem. Nagle przy-
pomniała sobie wieczór sprzed lat. Wraz z Markiem
świętowała tu wtedy pierwszą rocznicę poznania.
MIAOZ Z LAT SZKOLNYCH 83
Wystroiła się w cienki sweterek z mięciutkiej bla-
doróżowej wełenki i śnieżnobiałe mocno dopasowa-
ne spodnie. Mark wyprasował najlepsze dżinsy i sta-
rannie dobrał do nich elegancką niebieską koszulę.
Włosy umyte przed wielkim wyjściem sterczały na
wszystkie strony. Jak zawsze trochę niezdarny, prze-
wrócił szklankę z wodą, a serwetka trzykrotnie spa-
dała mu z kolan, gdy pałaszowali znakomite potrawy.
Tamtego wieczoru czuli się dorośli, bo świętowali
jak należy swoją rocznicę. Rozmawiali o dzieciach,
które w swoim czasie przyjdą na świat jako owoce
namiętnej i czułej miłości rodziców. Tamtego wie-
czoru ustalili, że będą mieli kotka i szczeniaka, bo ich
maleństwa powinny wychowywać się z domowymi
zwierzakami.
Tyle pięknych marzeń, pomyślała Emily, spogląda-
ją na koszyk z pieczywem. W jej polu widzenia po-
jawiła się nagle ręka Trevora, który sięgał po ciepłą
bułeczkę.
Jedyne spełnione marzenie, pomyślała Emily, zer-
kając na syna. Gdy namiętnie i czule kochała się
z Markiem, stał się cud. Mieli dziecko. Niestety, inne
nadzieje pozostały niespełnione i rozwiały się niczym
poranna mgła. Stracili swoją szansę, a drugiej nie
będzie.
- Emily? - usłyszała zatroskany głos Marka. - Co
się stało? Nagle posmutniałaś.
- Proszę? - odparła z roztargnieniem, powoli
wracając do rzeczywistości. - Nie, nie, wszystko
w porządku. A właściwie... masz rację. Szkoda, że
84 JOAN ELLIOTT PICKART
nie mogę spróbować tych pyszności. Chętnie pożar-
łabym wszystkie bułeczki.
- Nie ma mowy - wtrącił Trevor, kładąc jedną
obok jej nakrycia. Stanowczym gestem przysunął do
siebie koszyk. - Zapomnij, matula. I przestań się ga-
pić na te buły. Co z oczu, to z serca, nie?
- To bardzo stare porzekadło, które pasuje do wie-
lu życiowych sytuacji - dodał Mark i pomyślał, że
tymi prostymi słowami można by też opisać stan du-
cha Emily MacAUister. - Twoje spaghetti wygląda
bardzo apetycznie. Moja lasagna też jest pyszna. Jak
sałatka?
Emily spróbowała i z aprobatą pokiwała głową.
- Znakomita. Opowiedz nam o swoich badaniach
naukowych, Mark.
- W tej chwili niczego nie badam - odparł, wybu-
chając śmiechem. - Szczerze mówiąc, jestem bezro-
botny. Oczywiście w Bostonie znalazłaby się dla
mnie jakaś fajna posada, ale kiedy byłem w Paryżu,
zespół naukowców, z którymi dawniej współpraco-
wałem, znalazł kogoś na moje miejsce, a inne progra-
my badawcze nie wydają mi się równie interesujące.
Mam nadzieję, że jeśli zacznę przymierać głodem,
nakarmicie biedaka i nie pożałujecie mu kawałka
chleba.
- Chwila! Nie masz roboty w Bostonie? To zna-
czy, że nie musisz tam wracać, prawda? - wypytywał
Trevor, otwierając szeroko oczy. - Kiedy zapytałem,
gdzie mieszkasz, powiedziałeś, że w Bostonie, więc
sądziłem... Ale super! Właściwie możesz teraz
MAOZ Z LAT SZKOLNYCH 85
osiąść, gdzie ci się podoba, tak? Na przykład tutaj,
w Venturze?
- To nie takie proste, Trevor - odparł Mark, po-
chmurniejąc. - Jestem naukowcem, co oznacza, że
musiałbym znalezć szpital albo instytut gotowy finan-
sować moje badania. Na razie nie zastanawiałem się,
gdzie będę mieszkać, bo... miałem na głowie inne
sprawy. Zresztą po raz pierwszy od wielu lat jestem
na wakacjach i dlatego nie chcę myśleć o harówce.
Każdy człowiek musi od czasu do czasu poleniucho-
wać i oderwać się od poważnych spraw. Chyba wiesz,
o czym mówię.
- Pewnie, ale przy okazji mógłbyś się tutaj rozej-
rzeć, prawda? - Trevor nie dawał za wygraną. - Wy-
czuj sprawę i popytaj, czy w Venturze znajdziesz for-
sę na swoje doświadczenia.
- Trevor - skarciła go Emily. - Przed chwilą Mark
dał ci do zrozumienia, że ma teraz urlop i nie chce
rozmawiać o pracy.
- Ale...
- Jedz spaghetti, bo wystygnie - przerwała sta-
nowczo.
- Ale... - Trevor nie dawał za wygraną.
- Trevor! - Emily nie dopuściła go do głosu.
- Dobra, dobra, wiem, że z tobą nie wygram. - Chło-
piec bezradnie skulił ramiona. - Ale wydawało mi się...
Rozumiem, koniec dyskusji. Mam jeść spaghetti.
Wszyscy troje przez kilka minut w milczeniu pała-
szowali kolację. Emily odrywała maleńkie kawałeczki
pysznego pieczywa, żeby starczyło jej na dłużej.
86 JOANELLIOTTPICKART
[ Pobierz całość w formacie PDF ]