[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kolanami.
Chciał sprawdzić stabilność jej pozycji, rozluznić nadmierne napięcie,
ale zamiast tego rozproszył ją. Speszona, zesztywniała jeszcze bardziej i
przeniosła ciężar z nogi na nogę.
- Rozluznij się. Im bardziej będziesz spięta, tym trudniej będzie ci
trafić w cokolwiek.
Wyprostował się i przesunął dłonią po jej łopatkach, żeby ustawić je
pod kątem prostym do celu. Tym razem się nie poruszyła, ale kiedy na nią
spojrzał, zauważył, że ma zamknięte oczy. Kiedy je otworzyła, powiedziała,
ledwie wstrzymując się od śmiechu:
- Przestań mnie dotykać, bo to mnie rozprasza. Roześmiał się.
- O to właśnie chodzi. Musisz się nauczyć nie zwracać na to uwagi.
Kiedy strzelasz, nic nie może cię rozproszyć. Nic i nikt... - Josh stanął za nią
i pochylił się lekko w jej stronę. Czuła jego oddech na karku. - A to cię
rozprasza?
Poruszyła ramieniem, jakby odganiała komara.
117
RS
Pochylił się jeszcze bardziej, wdychając zapach lawendy i wanilii.
Zwieży, wiosenny zapach. Wstrzymała oddech. Dotknął wargami jej karku.
Poczuła lekkie muśnięcie. Jedno, drugie. Wypuściła powietrze przez
zaciśnięte zęby.
- Strzelaj! - usłyszała jego szept tuż przy uchu. Ugięła nieznacznie
kolana. Pociągnęła za cyngiel. Nastąpiły trzy strzały, w niewielkim odstępie
jeden po drugim. Głośne. Mocne. Każdemu towarzyszył głuchy odgłos i
niemal jednoczesne pojawienie się czarnej plamki na celu. Wszystkie trzy
otworki znajdowały się mniej więcej w tym samym miejscu - w lewym
górnym rogu sylwetki. Quinby wyprostowała kolana i opuściła ramiona.
Wyjęła pusty magazynek i rzuciła go na plecak, zabezpieczyła broń.
Dopiero wtedy odwróciła się do Josha.
- I jak? Byłam wystarczająco skoncentrowana?
- Nadzwyczajnie - odparł, nie kryjąc podziwu. - Jesteś pewna, że to
twoje nazwisko widniało na liście oblanych ze strzelania?
- Uhm, niestety tak. Ale - uśmiechnęła się szeroko - to pewnie dlatego,
że potrzebuję do tego sprzyjających warunków. Myślisz, że komisja
pozwoliłaby ci stanąć koło mnie na strzelnicy?
Josh odchrząknął. No tak, pobiła go jego własną bronią. A na dodatek
stała tak blisko, tak blisko...
- Nie ma obawy, poradzisz sobie doskonale beze mnie.
Nie spuszczając wzroku z jego twarzy, Quinby wyjęła z kieszeni
nowy magazynek, załadowała i podała mu broń.
- Twoja kolej - rzekła.
Wziął rewolwer z jej ręki i stanął na pozycji.
118
RS
Quinby cofnęła się o krok za niego. Nie mógł jej zobaczyć. Poczuł
mrowienie na karku. Uśmiechnął się lekko. Cokolwiek ona zrobi, jemu na
pewno sprawi to ogromną przyjemność.
Położyła mu obie dłonie płasko na plecach. Drgnął, lekko prostując się
pod tym dotykiem.
- W porządku, Josh, stań w pozycji i skoncentruj się na celu -
rozkazała cicho, jednocześnie przesuwając dłonie powoli, bardzo powoli,
wzdłuż łopatek w dół.
Zrobił, jak kazała.
- Rozluznij się, spokojnie - uprzedziła nieznaczny ruch jego ramion. -
Im bardziej będziesz spięty, tym trudniej będzie ci trafić w cokolwiek.
Stanęła na palcach i przycisnęła dłonie mocniej do jego pleców, tak
jakby chciała go unieruchomić. Wyczuwalne napięcie jego mięśni sprawiało
jej przyjemność i dziwną satysfakcję, jakie daje poczucie władzy nad kimś.
Zastygł z ramionami ustawionymi pod kątem prostym do celu. Zsunęła
ręce na jego biodra i znieruchomiała. Tym razem się nie poruszył.
- Przestań, bo mnie rozpraszasz - jęknął.
Roześmiała się.
- O to właśnie chodzi. Musisz się nauczyć nie zwracać na nic uwagi.
Nie pamiętasz? Gdy strzelasz, nic nie może cię rozproszyć. Nic i nikt. Jak
tam? Skoncentrowany?
- Robię, co mogę-jego głos przeszedł niemal w szept z napięcia. -
Mogę już strzelać?
- Jeszcze chwilka - powiedziała Quinby, przesuwając dłonie w przód i
splatając mu je na pasku. - Jeszcze...
- Już, do jasnej... - mruknął i bez zastanowienia wpakował cały
magazynek w cel.
119
RS
Teraz wszystko potoczyło się błyskawicznie. Strzelił, zabezpieczył
broń, rzucił ją na plecak leżący na ziemi, odwrócił się gwałtownie w stronę
Quinby i chwycił ją za nadgarstki w tej samej sekundzie, kiedy zrobiła krok
w tył, by odsunąć się od niego.
- Nie tak prędko - syknął przez zęby i poczuła jego usta na swoich
wargach.
Uniosła lekko głowę i przyjęła pocałunek z ulgą, tak jak wita się
deszcz po długotrwałej suszy. Utonęła w muskularnych ramionach.
Nareszcie. Poczuła, jak jego dłonie wsuwają się pod kurtkę i niecierpliwie
wyciągają koszulę ze spodni. Zimny wiatr dotknął nagiego ciała Quinby
niemal jednocześnie z palcami Josha. Nie, jego palce były szybsze, już
zsuwały ramiączka stanika, już dotykały jej piersi. Zadrżała z zimna i
rozkoszy. Na moment stracili równowagę, zachwiali się i wylądowali na
ścianie domku.
Quinby na moment odwróciła głowę, by zaczerpnąć powietrza. Oparła
policzek na jego piersiach, próbując go i powstrzymać. Próbując
powstrzymać ich oboje. j
- Zaczekaj, Josh - szepnęła. - Musimy się zastanowić, czy naprawdę
tego chcemy. Inaczej jutro rano będziemy tego oboje gorzko żałować.
Znalazł ustami koniuszek jej ucha. Leciutko szarpnął zębami za płatek
i wyszeptał:
- Nie zamierzam niczego żałować. Absolutnie niczego - i nim zdążyła
zaprotestować, wyjął ręce spod jej kurtki, schylił się, podniósł ją do góry i
jednym ruchem zręcznie zarzucił sobie na ramię.
- Co to ma znaczyć? - zaprotestowała. - Nie jestem workiem kartofli. -
Każą sylabę akcentowała gwałtownym wymachem nóg.
120
RS
Udawał, że nie słyszy. Poprawił ją sobie na ramieniu, schylił się, by
drugą ręką zabrać plecak, po czym skierował się w stronę domu.
- Zimno tu - mruknął. - W domu w kominku już pewnie ładnie buzuje.
- Puść mnie natychmiast! - rozkazała Quinby, jednak niezbyt
zdecydowanie. - Puść mnie, bo oboje wylądujemy w śniegu!
- Mowy nie ma! Jeszcze byś się rozmyśliła!
- Mowy nie ma! - powtórzyła jak echo, śmiejąc się.
- Nawet gdybyś chciał się mnie pozbyć siłą. Nawet gdybyś poszczuł
mnie psem - śmiała się już tak serdecznie, że chwyciła ją czkawka. -
Uważaj, bo dostaniesz przepukliny.
- Dostałbym niechybnie, gdybyś sobie teraz poszła i zostawiła mnie w
tym stanie - wyskandował, akcentując kolejne stopnie schodków, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •