[ Pobierz całość w formacie PDF ]
argumenty co do tego nieszczęsnego warsztatu? No to myśl, nie przeciągaj. W po-
niedziałek będziemy walczyli ze społecznością. Jakieś bydlę Jelenę Siergiejewnę
z urlopu ściągnęło telegramem. Jutro przyjeżdża. Walnęła nam błyskawiczny :
Bój to jest nasz ostatni! Och, nie lubię ci ja niektórych ludzi! Walka będzie, jak
pod Połtawą. Tak więc szykuj się, żebyś proch miał suchy, słyszysz?
Miron milczał. . . Pół minuty milczał i jego rozmówca słuchał jego przyspie-
szonego oddechu, czekał.
82
Ja tak sobie myślę powiedział w końcu Miron Iwanowicz że jednak
jest to budowla z czternastego wieku, dziedzictwo kulturalne. . . Niewykluczone,
że pod podłogą jest mozaika.
Mirosza, ty nie winduj mi tu ceny suchym tonem przerwał zastępca
dyrektora. Wczoraj też wiedziałeś, jaki to skarb. Jakby co będziemy cię
osłaniać, przeniesiemy do innego powiatu. Ale jeśli nie jesteś nasz strzeż się!
Właśnie Stiepancew się strzegł.
Stiepancew utonął jak krążownik Wariag . W walce. Za co mu cześć
i chwała.
Krążownik Wariag utonął w wodzie, a Stiepancew w gównie.
Zastanawiaj się do poniedziałku spokojnie podsumował zastępca dyrek-
tora. Ale pamiętaj: my zwyciężamy zawsze.
Miron Iwanowicz pożegnał się, odłożył słuchawkę i wolno podszedł do okna.
Dzień był jasny, wietrzny, słoneczny. Przez listowie widać było róg dachu warsz-
tatu szewskiego. Zaczął go boleć ząb. . .
1984
przełożył Eugeniusz Dębski
Jabłoń
Za stół to wam naprawdę dziękujemy powiedział stary Aożkin, kiedy
profesor Minc wyszedł na podwórko. Ze stołu jesteśmy bardzo, ale to bardzo
zadowoleni.
Zadowoleni powtórzył za nim Korneliusz Udałow. Zacisnął w dłoni
kostkę domina i zamachnąwszy się łupnął nią w blat stołu, wymyślony przez Lwa
Christoforowicza. Rozległ się straszliwy huk, piekielny wręcz, niski i dzwięczny.
Takiego huku nie potrafili sprokurować nawet na Zachodzie, mimo całej swojej
osławionej techniki. Twarze graczy rozpłynęły się w rozkoszy, albowiem wiado-
mo, że nie ma nic piękniejszego od huku kości domina o stół w jakimś przemyśl-
nym zagraniu. To triumf zagrywającego i sromota dla przeciwnika. . .
Ale genialność wynalazku profesora Minca polegała nie tylko na tym, że stwo-
rzył materiał, wytwarzający tak potężny odgłos w zetknięciu z ludzką dłonią,
a przede wszystkim na tym, że materiał ów zdolny był do emitowania fal dzwię-
kowych tylko w promieniu metra od stołu. I ani na milimetr dalej. Wystarczyło
zrobić krok w bok, by powstało wrażenie, że gracze walą rękami w watę. W su-
mie ideał i gracze zachwyceni, i sąsiedzi się nie wściekają. Wszystkie skargi
i narzekania mieszkańców domu numer 16 na ulicy Puszkina, wcześniej prze-
klinających graczy nie mniej niż wyrostka Gawriłowa i jego magnetofon, ustały.
Można było pomyśleć, że na podwórku zbierają się szachiści, arystokracja po-
dwórkowych rozgrywek.
Minc przystanął z boku, skrzyżowawszy ręce na piersi, i z sympatycznym
uśmiechem przyglądał się sąsiadom. Przyczyna jego wyśmienitego humoru kryła
się w kolejnym naukowym sukcesie.
Jakieś dwa tygodnie wcześniej Lew Christoforowicz obrzucił przypadkowym
spojrzeniem kwitnący na oknie kaktus i posmutniał co za pech! taka piękna
roślina, a kwitnie tylko raz w roku. Przez kilka dni. I profesor nigdy nie zdąży
nacieszyć oka wspaniałym kwiatem.
Ale czy można na to coś poradzić? Oczywiście, można bez trudu obłożyć
się dwudziestoma pięcioma kaktusami i wymyślić coś, co zmieniłoby ich okres
wegetacji, by kwitły po kolei. Można wymyślić jakiś konserwant, by kwiat nie
84
wiądł i nie opadał, ale to są półśrodki, niegodne Minca. Zastanowiwszy się nad
tym głębiej, Lew Christoforowicz pogrążył się w genetyce teoretycznej.
Skąd, zastanawiał się, rośliny wiedzą kiedy mają kwitnąć, kiedy mają owoco-
wać i kiedy gubić liście? Oczywiście, ta informacja jest zapisana w ich komór-
kach, to wie każdy uczeń. Ale jak wygląda owa informacja? Co to jest kalen-
darz przyrody, ze stronicami na każdą okazję, przewodnik jakiś czy może zbiór
delikatnych aluzji, pozostawiający roślinom ograniczone prawo wyboru zachowa-
nia? Jak dochodzi informacja do liści i korzeni? I tak zrodziła się hipoteza. . .
Patrząc na graczy, zawzięcie walących kostkami domina w specstół, Minc
uśmiechał się z satysfakcją, w myślach analizując kolejne stadia swojego nowego
odkrycia. I w jego obliczu widać było coś takiego, że po dziesięciu minutach gra-
czom odechciało się domina. Przestał rozlegać się huk uderzeń, spojrzenia wpiły
się w uśmiech Lwa Christoforowicza i w końcu Udałow ośmielił się zadać długo
oczekiwane pytanie:
Co nowego wynalezliście, profesorze?
Odpoczywam sobie, rozmyślam podstępnie odpowiedział profesor, któ-
ry od dawna czekał na to pytanie, całą duszą pożądał go i łaknął możliwości udzie-
lenia nań odpowiedzi.
Podzielcie się z nami, Lwie Christoforowiczu powiedział Sasza Grubin.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]