[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczy. Zamrugałem i zacisnąłem dłonie.  Byłem w pracy. %7łona
mówiła mi wcześniej, że kiepsko się czuje. Prosiła, żebym wziął
sobie wolne. Ale ja chciałem skończyć zlecenie: robiłem kuchnię
dla takiego jednego bogatego gościa. Wszystko było już prawie
gotowe i chciałem skończyć, zanim dziecko przyjdzie na świat.
Zostało mi tylko kilka miesięcy pracy, byłem po prostu&
zafiksowany. Na tej kuchni. Na tym, żeby ją skończyć. Wyszedłem
rano do pracy, chociaż wiedziałem, że powinienem zostać w domu,
z Britt. Ale nie zostałem. Wróciłem pózno. Po siódmej. W zasadzie
bliżej ósmej. W domu było cicho. Zbyt cicho. Wiesz, o czym
mówię? Kiedy nagle po prostu wiesz, że coś jest nie tak?
Eden skinęła głową.
 Wiem  odpowiedziała zachrypniętym głosem.
 To była właśnie taka cisza.  Zawahałem się, oblizałem
wargi i przełknąłem z trudem ślinę.  Brittany kochała muzykę. W
ciągu dnia zawsze gdzieś coś grało. I-pod, wieża, radio w
samochodzie. Telewizor. Albo sama śpiewała. Kiedy więc po
powrocie z pracy w domu było& ciemno i cicho, wiedziałem.
Wiedziałem, że coś się stało. Zawołałem ją, ale nie odpowiedziała.
Ale nagle& nagle ją usłyszałem. Jej szept. Wołała mnie.
Pobiegłem na górę do łazienki. Leżała w wannie. Brała& brała
kąpiel. Ale& dostała krwotoku. Wykrwawiała się w samotności od
wielu godzin. Krwawiła tak bardzo, że nie miała siły się podnieść.
Nie mogła do mnie zadzwonić. Nie mogła wezwać pomocy.
 O cholera  szepnęła drżącym głosem Eden.
Moja dłoń leżała płasko na stole, przyciśnięta do blatu tak,
jakbym chciał się podnieść. Eden wyciągnęła rękę i nakryła moją
swoją drobną silną dłonią. Zacisnąłem pięść, a Eden splotła ze mną
swoje palce. W prostym, kojącym, serdecznym geście.
 Krew& była wszędzie. Britt próbowała wyjść. Na ścianach
były odciski jej dłoni. Na wannie też. Złapała się wieszaka na
ręczniki i złamała go, kiedy starała się na nim podciągnąć. A
mnie& mnie nie było w domu.  Moja pierś unosiła się i opadała
w rytmie głębokich wdechów i wydechów. Za wszelką cenę
starałem się nad sobą panować.
Eden pokręciła głową.
 Dobry Boże, Carter.
Poczucie winy, które od roku zżerało mnie żywcem, w końcu
zostało wyrażone na głos. Moja tajemnica, mój grzech, moja wina.
 Gdybym tam był& gdybym został w domu, tak jak mnie
prosiła& to mógłbym& to ona wciąż by żyła.
 Nie możesz się winić&
 Owszem, mogę  wszedłem jej w słowo, przerywając
cichym, ale pełnym napięcia głosem.  Lekarz sam mi to
powiedział. %7łe gdybym przywiózł ją do szpitala wcześniej, to
najprawdopodobniej udałoby im się ją uratować. Ale mnie nie było
w domu. Byłem w pracy.
 I wtedy przestałeś mówić?
Pokręciłem głową.
 Następnego dnia.  Zdrapałem paznokciem brud z palca
wskazującego.  Po prostu& nie byłem w stanie. Bóg jeden wie,
że próbowałem. Nigdy nie powiedziałem nikomu o tym, co się
stało. Nie wiem nawet, dlaczego tobie to mówię.
 Cieszę się, że to zrobiłeś. Musiałeś to z siebie wyrzucić.
Przeczesałem palcami włosy.
 Rany, ale dół, co? Przepraszam.
Eden w dalszym ciągu trzymała mnie za rękę.
 Nie ma za co. Umówmy się, że u mnie też nie jest wesoło.
Julie przyniosła jedzenie, więc oboje zamilkliśmy. Byłem
pewny, że kelnerka wyczuwa wiszące w powietrzu emocje, ale nic
nie powiedziała. Zaczęliśmy jeść w milczeniu, ale tym razem cisza
nam nie przeszkadzała. Po jedzeniu przeprosiłem Eden i
poszedłem do toalety. Ponieważ znajdowała się tuż za ścianą,
przypadkiem podsłuchałem kawałek rozmowy między Julie i
Eden.
 To naprawdę niesamowite  mówiła Julie.
 Dlaczego?
 Po tym, co się stało, po prostu przestał mówić. Po prostu&
zamilkł. Po śmierci Britt nie odezwał się ani słowem, do nikogo,
niezależnie od sytuacji. Przez kilka pierwszych tygodni nie było z
nim żadnego kontaktu. Zapadł się w sobie. W końcu zaczął
przynajmniej reagować, kiedy ktoś coś do niego mówił, nawet jeśli
nie używał przy tym słów.  Julie okręciła tacę wokół własnej osi,
robiła to bezwiednie.  Taka tragedia. To był jeden z najbardziej
uroczych, najbardziej uprzejmych mężczyzn, jakich znałam, a po
śmierci Britt po prostu zamknął się w sobie. Stał się samotnikiem.
 W dalszym ciągu jest uroczy i uprzejmy  odezwała się
dziwnie stanowczym tonem Eden.
 Cóż, moja droga, nie wiem, jak to zrobiłaś, ale zdziałałaś
prawdziwe cuda.
 Ale ja nic nie zrobiłam  sprzeciwiła się Eden.  Naprawdę.
Nic.
Wyszedłem zza rogu, celowo głośno szurając nogami. Obie
kobiety poderwały głowy i obejrzały się na mnie. Wręczyłem Julie
pieniądze za kolację ze sporym napiwkiem. Eden wstała,
pomachała Julie na pożegnanie i poszła za mną do samochodu.
 Słyszałeś, że o tobie rozmawiamy, prawda?  powiedziała,
gdy ruszyliśmy na północ.
Wzruszyłem ramionami.
 Tak. Ludzie gadają. Nic nie szkodzi.
Popatrzyła na mnie z niepokojem.
 Nic jej nie powiedziałam. To znaczy nie powtórzyłam nic z
tego, co mi powiedziałeś. Spytała, jak to zrobiłam, że zacząłeś
mówić, a ja powiedziałam tylko, że nie wiem.
 Wszystko w porządku, Eden.
 Po prostu nie chcę, żebyś myślał, że o tobie rozmawiam.
 To nie jest żadna tajemnica.
 Ale to sprawa prywatna.  Pociągnęła za pas, poluzowała
go, a potem opuściła na miejsce.
 No tak.  Czułem się dziwnie wyczerpany. Nie byłem już
dłużej w stanie prowadzić rozmowy. Najwyrazniej jednak Eden
wcale nie przeszkadzała cisza podczas jazdy, co naprawdę
doceniałem.
Zajechałem pod jej dom i nie gasząc silnika, odprowadziłem
ją do drzwi.
 Dziękuję za kolację  powiedziała, unikając mojego
wzroku.
 %7ładen problem.  Mówienie przychodziło mi z trudem,
jakby opowiedzenie Eden mojej historii pozbawiło mnie słów. Nie
wiedziałem, co ona takiego w sobie ma, że mnie otwiera, że
wszystko ze mnie wyciąga. W dalszym ciągu byłem też
oszołomiony nawrotem bólu i poczucia winy, które zalały mnie
wraz z nową falą wspomnień o śmierci Britt.
Cofnąłem się i rzucając Eden spojrzenie, zacząłem schodzić z
ganku.
Zatrzymała mnie, dotykając lekko mojego łokcia.
 Dobrze się czujesz?
Wzruszyłem ramionami.
 Bez większych zmian.
Wyglądała tak, jakby starała się znalezć właściwe słowa.
 Poczucie winy jest do dupy.
Nie to spodziewałem się usłyszeć.
 Zgadza się.  Spodziewałem się, że rzuci jakimś
wyświechtanym frazesem w stylu:  To nie twoja wina . Ludziom
wydawało się, że to właśnie potrzebowałem usłyszeć.
To była moja wina. Mogłem temu zapobiec, mogłem ją
uratować, gdybym tylko wrócił wcześniej z pracy. Nic nie mogło
zmienić tej niepodważalnej prawdy, nic nie mogło umniejszyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •