[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chcemy mieć dzieci?
- Chcesz?
- Ja zapytałem najpierw. Proszę o szczerą odpowiedz. Jeśli nie zechcesz
mieć dzieci, zrozumiem to. Ty chcesz zrobić karierę, a dzieci są
nieobliczalnymi małymi potworkami. Chorują w najbardziej niewłaściwych
momentach, wymagają wiele uwagi i zazwyczaj krzyżują wszystkie plany.
- Mimo to chciałabym bardzo mieć przynajmniej parkę takich słodkich
potworków pod warunkiem, że ty także chcesz. - Anna czekała w napięciu na
to, co powie Martin.
Wstał i stanął za Anną. - Będę się ogromnie cieszył, ale tylko wtedy, gdy
naprawdę będziesz gotowa, nie wcześniej. - Pochylił się nad nią.
- Musisz się dobrze zastanowić, bo tej decyzji nie da się już cofnąć.
Odwróciła się i pocałowała go czule. - Powiem ci, kiedy nadejdzie ta chwila.
Dziękuję za twoją wyrozumiałość.
- Przeprowadzisz się do mnie? Moje mieszkanie w Los Angeles mieści się
niedaleko twojej kancelarii. Trzy sypialnie, trzy łazienki, pełen komfort,
możesz je urządzić jak chcesz.
- Nęcąca propozycja - Anna zabrała filiżanki i zmyła je.
RS
56
- Daj, wytrę je - zaproponował sięgając po ściereczkę.
Anna spojrzała na niego bacznie. Ciekawe, jak długo będzie taki chętny do
pomocy w pracach domowych.
Martin zdawał się czytać w jej myślach. - Wiesz, właściwie jestem
domatorem. Piorę, gotuję, sprzątam... mogę i umiem zrobić wszystko. Tylko...
nie przepadam za kotami.
- Ojej! - zmartwiła się Anna. - To fatalnie, bo ja właśnie mam kota. I za nic
się z nim nie rozstanę.
- No to wpadłem - westchnął Martin z udawanym przerażeniem.
- Nie przyszło mi do głowy, że możesz lubić takie owłosione monstra.
- Ty też jesteś takie owłosione monstrum.
- Aleja nie śmierdzę...
- Brandy też nie, w każdym razie nie tak bardzo. Nocami sypia w moim
łóżku - dodała, żeby być w zgodzie z prawdą.
- Sypiał - poprawił ją Martin.
- Okay - odrzekła Anna. - Zawrzemy kompromis. Ja zatrzymam kota, a ty
będziesz mógł ze mną sypiać.
- Lady, jesteś nieustępliwa w pertraktacjach... Martin odłożył ściereczkę i
wziął Annę w ramiona.
Anna doskonale wiedziała, jak wiele jeszcze spraw wymagało
szczegółowych ustaleń, ale wolała pocałunki Martina.
Kilka godzin pózniej, w drodze powrotnej do Los Angeles, uświadomiła
sobie, jak doniosłe zmiany dokonały się w jej życiu w ciągu ostatniego
tygodnia. Martin dał jej klucze do swego mieszkania i poprosił, żeby zaczęła
się powoli sprowadzać.
%7łycie Anny wkroczyło w nowy rozdział, a ona zupełnie nie była do tego
przygotowana. Spędzili z Martinem jeden weekend, trzeba przyznać, że to
krucha podstawa do budowania wspólnej przyszłości. Ale kochała go, co do
tego nie miała najmniejszych wątpliwości. Tylko, czy będą umieli się
dopasować, czy potrafią zawrzeć konieczne w małżeństwie kompromisy? Tak
bardzo zmienili się oboje w ciągu tych ośmiu lat. Pod wieloma względami
Martin był dzisiaj zupełnie inny niż wtedy. Ona zresztą także.
Martin miał zamiar zostać lekarzem, Anna marzyła o karierze tancerki.
Chciała otworzyć kiedyś w przyszłości szkołę tańca. Martin myślał o praktyce
lekarskiej. Anna uśmiechnęła się na wspomnienie tych planów. Jakże inaczej
potoczyły się ich losy!
RS
57
Było już pózno, kiedy dotarła do domu. Trudno, odbierze Brandy'ego jutro,
dzisiaj jest zbyt zmęczona. A od jutra będzie się przyzwyczajać do myśli, że
niedługo zostanie panią Marshall.
Następnego popołudnia Anna pojechała do pensjonatu dla zwierząt. Noc
przespała długim głębokim snem i po raz pierwszy od tygodni czuła się
naprawdę wypoczęta.
Czekając na kota rozmyślała o zmianach, jakie niebawem miały się
dokonać w jej życiu. W świetle dnia niektóre z jej obaw wydały się jej
śmieszne, głupie i przesadne, inne natomiast w pełni uzasadnione.
Właściciel pensjonatu wniósł obrażonego Brandy'ego. Jego spojrzenie
mówiło wszystko.  Zdrajczyni, niewierna, jak mogłaś mnie tak zostawić".
- Nie podobało mu się u nas - powiedział mężczyzna. - Próbowaliśmy
wszystkiego, żeby mu umilić pobyt tutaj, ale na nic to się nie zdało. Cały czas
siedział w kącie klatki i patrzył nieufnie zarówno na nas, jak i na jedzenie.
Anna przyjrzała się uważnie nieszczęśliwemu kocurowi i zachichotała. -
Powinieneś spróbować ciepłego łóżka i świeżej wątróbki!
Umieściła kota w jego podróżnym koszu, zapłaciła rachunek i poszła do
samochodu.
- Jeśli nie poprawisz swoich manier, to cię wysadzę na ulicy i szukaj sobie
nowego domu - mruknęła ustawiając kosz na tylnym siedzeniu. - A skoro
mowa o domu, to może byśmy pojechali obejrzeć naszą nową rezydencję?
Anna miała jeszcze trochę czasu. Pan Everett puścił ją dzisiaj wcześniej, a
do wieczornego kursu było jeszcze daleko.
Zaparkowała przed ogromnym budynkiem. To był adres podany jej przez
Martina. Wyjęła Brandy'ego i weszli do domu.
Cały wielki budynek składał się tylko z sześciu mieszkań. Martin mieszkał
na drugim piętrze, jak się zorientowała z listy lokatorów umieszczonej przy
drzwiach.
Anna odstawiła kosz z kotem i przekręciła klucz w zamku. Drzwi
otworzyły się ukazując obszerny hol o podłodze wykładanej marmurem. Na
prawo rozciągał się olbrzymi salon, a na lewo wielka jadalnia.
- No, no - mruknęła Anna pod nosem. - Rozejrzyjmy się dokładniej po tym
małym mieszkanku.
Podniosła koszyk i przez salon dostała się do dalszych części apartamentu.
Najpierw odkryła pokój gościnny, pózniej duże pomieszczenie, które
zakwalifikowała jako pokój do pracy. Przy ścianach stały regały z książkami, a
przed kominkiem duży skórzany fotel, sprawiający wrażenie niezwykle
RS
58
wygodnego mebla. Na biurku Anna ujrzała ku swemu radosnemu zdziwieniu
figurkę syrenki, kunsztownie wykonaną z zielonego jadeitu. Nagle coś
twardego pchnęło ją w plecy. Przeraziła się potwornie.
- Nie ruszać się! Dopóki ja tu jestem, żaden złodziej nie okradnie doktora
Marshalla.
- Ale... ale... ja nie jestem włamywaczką. Jestem...
- Niech mi tu pani nie opowiada bajek. Ma pani stać cicho i nie ruszać się, a
ja zadzwonię na policję. - Kobiecy głos z tyłu nie dopuścił do żadnych
wyjaśnień.
Anna odwróciła nieznacznie głowę w bok i dostrzegła kościstą rękę
sięgającą po słuchawkę. Niespodziewanie znalazła się w sytuacji, z której nie
potrafiła wybrnąć.
Uratował ją Brandy, który miauknął nagle przerazliwie. Anna mimo woli
odwróciła się do niego i ujrzała za sobą niewysoką kobietę w bliżej
nieokreślonym wieku z wielkim śrubokrętem w ręku.
Anna odetchnęła z ulgą. - Widzi pani - zaczęła ostrożnie - jestem
narzeczoną Martina. Prosił mnie, żebym się tu rozejrzała...
- Ciekawe... Nic mi nie wspominał, że ma jakąś narzeczoną - odpowiedziała
kobieta nieufnie. - Co pani tam ma w tym koszu? Można się śmiertelnie
przerazić.
- Może po prostu zadzwoni pani do doktora Marshalla - zaproponowała
Anna. - Właśnie jest w Tahoe. Powinien pani wszystko wyjaśnić. A zaręczeni
jesteśmy dopiero od kilku dni.
- Hmm - kobieta nadal patrzyła na Annę podejrzliwie. - To co jest w tym
koszu? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •