[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ludzi...
Viveke zerknęła na plac.
- Ach, ci! To goście trzeciej rangi, ci, którzy nie zmieszczą się w głównej
sali. Nie musisz o nich więcej myśleć, Ravi. My dwoje, my zasiądziemy dziś
wieczorem na poczesnych miejscach, na całą noc...
Ravi doskonale wiedział, że czeka go wielka próba, ale Viveke lekko
pogładziła go po policzku, popatrzyła głęboko w oczy.
- Nie będziemy dziś mówić o smutnych rzeczach, obiecaj mi to.
Wolno kiwnął głową.
Wszystko już zaplanował. Zanim wstanie świt, będzie w drodze. Z nikim
się nie pożegna, Taurus wiedział o tym, pożegnał się z nim jeszcze po
południu. Przyniósł dużą czworokątną paczkę. Księgę. Ravi podziękował mu
ochrypłym ze wzruszenia głosem i odwzajemnił mokry pocałunek w
policzek. To naprawdę niezwykły podarek.
Dech zaparło mu w piersiach, gdy zszedł na dół. Wielka sala recepcyjna
została przerobiona na łaznię! Dookoła wszędzie szemrała woda w
sztucznych korytach, na jej powierzchni unosiły się kwiaty. Ujrzał kobiety
ubrane jedynie w złociste pasy w talii, nalewające do zbiorników coraz
więcej ciepłej wody, płynęła ona małymi wodospadami ze specjalnie
zbudowanej platformy uformowanej na kształt statku. Na samym środku sali
ustawiono wielką fontannę. Ravi nie miał pojęcia, jak to możliwe, lecz przez
cały czas z maleńkich dziurek tryskała złocista ciecz i tam, gdzie oświetlało
ją światło z kandelabrów, tworzyła się tęcza.
Słodki zapach unoszący się w pomieszczeniu sprawił, że Ravi poczuł się
tak, jakby znalazł się w czymś w rodzaju cukrowego pałacu. Kwiaty także
robiły swoje, bujnie rosły wzdłuż wszystkich ścian, a na środku sali tworzyły
nawet kilka altan.
Zszedł po schodach i poczuł rękę Viveke wsuwającą mu się pod ramię.
- Czyż to nie piękne? - spytała cicho.
- O, tak, niesamowite. W środku zimy! Skąd wzięły się wszystkie te
kwiaty?
Roześmiała się.
- Naszemu gospodarzowi niczego nie brakuje. Ma swoje własne wielkie
budynki, ogrzewane przez cały rok tylko po to, by uprawiać w nich orchidee
i róże. Ale nie udaje mu się sprawić, by akant zakwitł...
Posłała mu tajemnicze spojrzenie.
Poprowadziła go przez salę. Patrzył, jak kobiety zanurzają w wodzie
srebrne puchary i piją. Oblizywały wargi.
Viveke pochyliła się, umoczyła koniuszki palców. Podsunęła mu je do ust.
Ravi poczuł zapach miodu. To wino. Jasne, przezroczyste wino, być może
sporządzone z samego tylko miodu i melonów.
W największej sali powietrze nie było już takie duszące.
Na marmurowej posadzce ułożono cztery zdające się nie mieć końca rzędy
jedwabnych poduszek. Również tutaj niemal cała podłoga pokryta była
płatkami róż. Na końcu pomieszczenia zawieszono draperie, zapewne będzie
za nimi duży ruch, gdy służba zacznie wnosić dania.
Z początku myślał, że to posągi stoją wzdłuż ścian. Nagie ludzkie ciała, na
przemian białe i czarne, trzymające złocone wachlarze.
Posągi poruszały się jednak odrobinę, wachlarze wyglądały na ciężkie,
zrobiono je z długich, sztywnych ptasich piór.
- Już niedługo się zacznie - powiedziała Viveke. - Chciałam ci tylko
pokazać tę salę, zanim zaroi się w niej od ludzi. I co ty na to?
Ravi cmoknął wargami.
- Ojciec Taurusa musi być nieskończenie bogaty. Viveke uśmiechnęła się.
- Oczywiście! Jak cesarz! Nie bój się, on wie, co robi.
Ta uczta przyniesie mu więcej, niż w nią włożył. Przybędą wszyscy jego
potężni przyjaciele, kupcy, właściciele statków, komisarze handlowi,
nadzorca celny, senat. On już dobrze wykorzysta ten czas, gdy napchają się i
opiją!
Wyszli na środek wielkiego pokoju, z każdym krokiem buty Raviego
gniotły płatki kwiatów, natomiast jej miękkie podeszwy ledwie pieściły
różany dywan.
Między rzędami poduszek umieszczono niskie stoły, a w równych
odstępach ustawiono srebrne naczynia, przeznaczone, jak przypuszczał, do
płukania dłoni.
Potem rozległ się głośny rozkaz i do środka wkroczył szereg służących w
lekkich czerwonych strojach. Zapatrzeni przed siebie zajęli miejsca, za każdą
poduszką stanął jeden.
- Chodz - powiedziała Viveke. - Niedługo zaproszą nas do stołu.
Gdy wymknęli się z sali jadalnej, okazało się, że w pierwszym
pomieszczeniu atmosfera już w bardzo widoczny sposób się rozgrzała.
Ravi wkrótce zorientował się, dlaczego:
Gromada młodych chłopców wmieszała się w tłum gości, całowano ich
chciwie, kto tylko mógł dosięgnąć, nalewano słodkiego wina w nastawione
otwarte usta i skrapiano nim twarze.
Siwowłosy mężczyzna w todze umościł się już w jednej z rynien, a wino
obmywało mu wydatny brzuch. Na kępce postrzępionych włosów nosił
wieniec z liści laurowych, ale najbardziej przypominał przejedzone dziecko,
gdy tak siedział, mamrocząc pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa.
- To będzie długi wieczór - szepnęła Viveke. - Przynajmniej dla
niektórych...
Rozległ się nagle ryk trąb, od którego Raviemu mało nie popękały w
uszach bębenki.
Ludzka ciżba przerażona rozsunęła się na boki. Ravi szeroko otworzył
oczy.
Zwierzę, które teraz wprowadzono, było najbardziej niesamowitym
stworzeniem, jakie kiedykolwiek widział. Olbrzymie niczym wóz z sianem,
zamiast nosa miało długiego wijącego się węża, było szare i cuchnęło, ale na
karku siedziała mu kobieta, ubrana jedynie w pobrzękujące dzwoneczki.
Zwierzę podnosiło ciężkie nogi i z niesłychaną delikatnością stawiało je na
kwiatowym dywanie.
Ravi mrugał, nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Viveke znów się uśmiechnęła.
- On rzeczywiście przechodzi samego siebie. Sprowadził to stworzenie aż
z Sycylii, słyszałam, że jest tam pewien cyrk, w którym takie trzymają. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •