[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potem wsiadła do samochodu. Chciała usiąść obok dzieci w
tyle, ale don Diego niespodziewanie zaoponował:
Proszę usiąść z przodu, seńorita. Będzie pani miała
lepszy widok.
Z wahaniem zadośćuczyniła jego życzeniu, lecz już
w chwilę potem zapomniała o swych obiekcjach, tak była
urzeczona pięknem okolicy, przez którą przejeżdżali.
Gdy przybyli nad jezioro, pierwsza wyskoczyła z auta.
Widok nie miał sobie równego.
Jakie piękne wysepki aż jęknęła z podziwu.
Całe w kwiatach!
Dzieci natychmiast znalazły się obok niej, a zaraz potem
dołączył do nich Diego.
Chcecie wiedzieć, jak powstały te wysepki? Spytał
z uśmiechem. Wyglądał tego dnia na wyjątkowo dobrze
usposobionego.
Pytająco zwrócili się w jego stronę.
Dawno temu mieszkańcy Xocimilco budowali olbrzymie
tratwy z sitowia i mocowali je na dnie jeziora
zaczął opowieść. Pokrywali potem takie tratwy warstwą
ziemi i sadzili na niej różne rośliny, zmieniając je
w pływające ogrody. Jarzyny udawały się znakomicie,
a kwiaty były tak okazałe, że piękniejszych ze świecą
szukać. Korzenie roślin szukały drogi poprzez szczelin?
w tratwach, a z czasem wokół nich nagromadziła się
ziemia, rośliny więc miały teraz pod sobą twardy grunt. Po
latach wyspy już się nie poruszały z prądem, zakorzenione
w dnie jeziora, a ludzie z Xochimilco uprawiali coraz
więcej warzyw i kwiatów, aby potem sprzedać je na targu
na jeziorze, prosto z łodzi.
W przystani kołysało się na wodzie wiele przyozdobionych
kwiatami tratew. Były one zbudowane z powiązanych
ze sobą okrągłych pni, ze specjalną konstrukcją
wzmacniającą. Taka tratwa nie miała oczywiście boków,
tylko zwieńczony kwiatami dach na palach jako osłonę od
słońca, pod którym stało kilka przytwierdzonych do pni
ławek i stół. Ich wadę stanowiło to, że były bardzo
wywrotne i każdej chwili, przy nieodpowiednim rozłożeniu
obciążenia, można było wylądować w wodzie.
Emilia, która z racji swego święta miała wybrać tratwę,
po długim namyśle zdecydowała się na Lindę", gdyż
przyozdobiono ją jej ulubionymi kwiatami.
Uśmiechnięty od ucha do ucha przewoznik trzymał w
ręku długi drąg, który służył do wiosłowania, a gdy skoczył
na pokład Lindy", tratwa niebezpiecznie zanurzyła się w
wodzie.
Susan z ciekawością rozglądała się wokoło. Co za
barwny tłum ludzi! Na wodzie odbywał się regularny targ.
Kobiety w długich wąskich canoe, wypełnionych po brzegi
najpiękniejszymi kwiatami, krzykliwie zachwalały swój
towar. Pływające garkuchnie przemykały obok, rozsiewając
smakowite zapachy.
To najpiękniejsze urodziny, jakie przyszło mi oglądać
powiedziała Susan do Emilii.
Dziewczynka promieniała radością.
Wujku Diego! Musisz kupić kwiaty Susan i mnie.
Tak bardzo cię proszę! To przecież moje urodziny!
krzyknęła swawolnie.
Diego roześmiał się.
Ależ naturalnie rzekł ubawiony. Poszukam
łodzi z najpiękniejszymi kwiatami. Moje panie przecież
zasługują na wszystko, co najlepsze, nieprawdaż?
Susan nagle zrobiło się gorąco. Zakłopotana spuściła
oczy. Diego tymczasem skinął na właściciela pływającej
garkuchni i kupił kilka lokalnych przysmaków. Okazały się
wspaniałe.
Po posiłku Roberto i Emilia uklękli z tyłu tratwy i bawili
się zanurzając raz po raz ręce w wodzie, Susan i Diego zaś
zostali na ławce pod daszkiem. Susan w milczeniu
przyglądała się zabawie dzieci, z rozkoszą chłonąc barwny
świat dokoła, Diego natomiast wydawał się bardziej
zainteresowany błyszczącymi oczami Susan, obserwując ją z
nieprzeniknionym uśmiechem.
Nagle poderwał się gestykulując.
Tutaj senora Obregon!
Wyrwana z zamyślenia, Susan podążyła za jego wzrokiem
i odkryła w pobliżu wspaniałe canoe wypełnione
kwiatami we wszelkich możliwych barwach. Jeden z nich
szczególnie ją zachwycił.
Sefiorita, widzę, że podoba się pani ta orchidea,
proszę więc przyjąć ją ode mnie rzekł ze znaczą
cym uśmiechem. W Susan nieoczekiwanie zatrzepotało
serce. Gdy chciał, don Diego potrafił być naprawdę
miły!
Kupując potem kwiat dla Emilii, Diego jeszcze przez
moment gawędził z kwiaciarką. Susan ze zdumieniem
stwierdziła, że Diego potrafi podać nazwę botaniczną każdej
ze znajdujących się w łodzi orchidei, spytała więc ciekawie:
Skąd pan tak dobrze zna się na orchideach?
Po prostu muszę. Ostatecznie zarabiam w ten sposób
pieniądze. Sam hoduję orchidee na farmie w Oaxaca, nie
wiedziała pani?
Nie wiedziała o tym. Ile jeszcze było rzeczy, o których
nie wiedziała?
To interesujące. Teraz przypominam sobie, że widziałam
orchidee w pańskim ogrodzie, koło fontanny.
To dofia Sofia przywiozła kilka sadzonek z którejś z
moich szklarni i kazała je posadzić.
Czy to oznacza, że pan ma więcej niż jedną szklarnię?
Diego roześmiał się.
Pewnie. Na farmie w Oaxaca przeprowadzam eksperymenty
z nowymi odmianami. Chętnie je pani pokażę.
W następnym tygodniu wyjeżdżamy tam na dwa miesiące.
Chcąc się utrzymać na rynku, muszę wprowadzać ciągle
coś nowego, jakąś nową odmianę o ciekawym kolorze
i kształcie, więc nie pozostaje mi nic innnego, jak pilnować
interesu. Swoje eksperymenty muszę trzymać w tajemnicy,
aby konkurencja nie podebrała mi pomysłów.
Susan słuchała go już tylko jednym uchem. Zaskoczyła
ją planowana podróż do Oaxaca. Ze słów don Diega
wynikało, że ona wraz z dziećmi też tam pojedzie. To
prawda, bardzo chciała zwiedzić Oaxaca, lecz ta niespodziewana
wiadomość pokrzyżowała jej plany. Tak naprawdę
nie chciała na długo opuszczać Mexico City, oczywiście z
powodu nieznajomego z samolotu. To oznaczało przerwę w
poszukiwaniach. Jednocześnie zastanawiała się, czy on jest
jeszcze w Mexico City. A może w ogóle nie mieszkał tu, w
stolicy, tylko w posiadłości wiejskiej? Choćby gdzieś pod
Oaxaca?
Raptem tratwa niebezpiecznie się zakołysała, rozległ się
przerazliwy krzyk i w górę strzeliła fontanna wody. Susan
zatrzęsła się z przerażenia. Emilia! Ciężka szyna wciągnie
dziecko w głębinę! Tak jak stała, skoczyła jej na ratunek.
Nurkowała, usiłując szeroko otwartymi oczami wypatrzyć
coś w mętnej wodzie. Wypłynęła na powierzchnię, aby
zaczerpnąć powietrza, i zanurzyła się znowu. Dalej nic!
Wpadła w panikę.
Tymczasem i don Diego zdążył wskoczyć do wody. Całe
jezioro jakby zamarło, ucichły śmiechy i żarty. Ludzie z
kołyszących się obok na wodzie łodzi w napięciu śledzili
rozpaczliwe próby uratowania dziecka. Roberto stał łkając
na tratwie i wymachiwał zrozpaczony ramionami. On też
chciał skoczyć do wody, na szczęście przewoznik zdołał go
powstrzymać.
Susan walczyła- z prawdziwą determinacją. Jej ręce
wściekle biły wodę rozgarniając algi, które ograniczały
widoczność prawie do zera. Wreszcie udało się jej coś
namacać. To była noga Emilii! Przyciągnęła drobne ciałko
do siebie i ostatkiem sił wypłynęła na powierzchnię.
Mam ją! Pomocy! krzyknęła nie mogąc złapać tchu.
W mgnieniu oka podpłynął Diego, wziął nieprzytomną
Emilię z objęć Susan i popłynął z nią w kierunku tratwy,
gdzie przewoznik z miejsca zabrał się do sztucznego
oddychania. Susan walcząc z ogarniającą ją słabością
dopłynęła do tratwy i tam zemdlała. Przychodząc do siebie
jak przez mgłę usłyszała głos Diega.
Susan! Susan! Proszę coś powiedzieć!
Ocknęła się leżąc w ramionach Diega. Patrzył na nią z
wyraznym niepokojem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]