[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Gin również działa antyseptycznie - powiedziała.
Wyjęła termometr ze szklanki i delikatnie postukała nim o jej krawędz, strzepując ostatnie
krople. Dzwięczenie szkła o szkło rozległo się wyraznie w cichej sypialni.
Jackie podniosła szklankę do ust i upiła łyk. Oblizała wargi, marszcząc przy tym brwi.
Zwiatło lampy uwydatniało miękki dołek w jej policzku i błysk śmiałych oczu.
Josephine oparła natłuszczone plecy o poduszki. Jej serce biło w przyśpieszonym rytmie.
Oddech był płytki i szybki. Leżała naga, krucha i bezbronna. Pociągnęła duży łyk ginu. Może
to wszystko wcale się nie zdarzyło. Może to była tylko alkoholowa halucynacja w
kulminacyjnym momencie stresu, niespokojny sen, do którego przyczynił się ból i wstrząs. A
może w jej szklance albo w maści znajdował się narkotyk? Strach walczył
z pragnieniem.
- Czy mogę zostać na noc? - spytała. - Tutaj, z tobą?
Jackie spojrzała w dół, na swoje dłonie. Nie kwapiła się z udzieleniem odpowiedzi. Josephine
zaczęła się obawiać, czy nie powiedziała czegoś niewłaściwego.
- Nie chcę być sama - dodała i była to prawda. Jackie spojrzała na nią spod opuszczonych
brwi. Na jej twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech.
- W porządku - szepnęła. - Ale nie mów o tym nikomu.
- Nie, nie, oczywiście...
Jackie pogłaskała jej dłoń uspokajającym i zupełnie aseksualnym gestem. Opuściła nogi na
podłogę i wstała, dopijając resztkę ginu. Weszła do łazienki zamykając za sobą drzwi.
Josephine postawiła ostrożnie szklankę na stoliku. Leżała na łóżku i wsłuchiwała się w szelest
ubrań i dzwięk lecącej z kranu wody. Dobiegł do niej rytmiczny odgłos, gdy Jackie myła
zęby. Josephine zgasiła nocną lampkę. Podniosła kołdrę i wślizgnęła się w pachnącą pościel.
Kotary wciąż były odsłonięte. Podczas opowieści Jackie księżyc przewędrował nad
drzewami, a teraz świecił prosto w okno. Jego zimne, srebrne światło rzucało na łóżko dziwne
cienie.
"Kobieta" - pomyślała nagle Josephine. - "Kobiece ciało".
84
Pomyślała o Annabelli i dr Shepard, a zaraz potem o Marii w szkole, w przebieralni.
Zmarszczyła brwi, odsuwając wszystkie wspomnienia. Opowieść Jackie o mężczyznie -
doktorze McAllenie.
Dzieliła już przedtem pokój z kobietą, ale nigdy łóżko.
Pościel była z bawełny, świeża i wykrochmalona jak uniform Jackie. Josephine leżała na
wznak. Naciągnęła kołdrę przykrywając piersi. Zastanawiała się, czy nie byłoby bezpieczniej
obrócić się na bok i udawać, że śpi. Spojrzała na drzwi łazienki, czarny prostokąt
odznaczający się na tle sączącego się żółtego światła.
Po chwili światło zgasło.
Raczej to usłyszała niż zobaczyła. Do pokoju weszła postać. Cicho stąpając po miękkim
dywanie zbliżyła się do łóżka. W świetle księżyca Josephine zobaczyła Jackie ubraną w
krótką : nocną. Wzorek na koszuli przedstawiał drobne kwiatki. Długie włosy Jackie były
teraz rozpuszczone i opadły miękko na ramiona, gdy podniosła stopę, aby wspiąć się na
łóżko.
Przez moment Josephine widziała dolinę czarnego cienia poty jej udami. Po chwili Jackie
znalazła się w łóżku, bliziutko przy niej.
- Czy podobała ci się moja opowieść? - spytała.
- Tak... - odrzekła Josephine.
Niezręcznie otoczyła Jackie ramieniem, a ta przysunęła się
;j i przytuliła do niej. Josephine wzięła ją w objęcia. Dreszcz triumfu przeszył jej
- Czy podnieca cię to? - zapytała Jackie.
Josephine pociągnęła nosem. W jej oczach znowu pojawiły się łzy.
- Tak - wyszeptała. - Tak!
Słysząc, czy też wyczuwając jej łzy, Jackie podniosła głowę.
- Czy coś nie w porządku? - spytała łagodnie. - Nie czujesz się szczęśliwa?
- Nie wiem - odpowiedziała Josephine. Jej glos zabrzmiał obco w ciemności, był wysoki i
drżący. - Myślę, że się boję.
- Zaopiekuję się tobą - powiedziała Jackie głaszcząc jej brzuch. - Tej nocy możesz czuć się
bezpiecznie - obiecała. Josephine westchnęła. Wypełniło ją pożądanie. Przeciągnęła dłońmi
po plecach Jackie. Pogładziła jej ramiona i położyła rękę na piersi. Usłyszała, jak pielęgniarka
nabiera powietrza. Jej głos zapytał teraz w ciemności:
- Czy opowiesz mi teraz?
Josephine poruszyła się zdekoncentrowana.
- Ale to nie będzie prawda.
- Nie szkodzi.
- Szkodzi. Szkodzi.. - upierała się Josephine.
Zdjęła dłoń z piersi Jackie, oparła się na łokciu i sięgnęła po szklankę. Przyjrzała jej się. W
świetle księżyca wyglądała jak szklanka płynnego srebra. Ostrożnie zbliżyła ją do ust i
pociągnęła łyk.
- Jestem zmęczona fantazjami - powiedziała. - Zmęczona opowieściami.
Podsunęła szklankę Jackie. Zobaczyła, że pielęgniarka podnosi głowę i otwiera usta.
Josephine przestraszyła się, że rozleje, ale alkohol dodał jej odwagi, więc przysunęła szklankę
do warg Jackie i przechyliła na tyle, by trochę płynu dostało się do jej ust. Usłyszała, że
Jackie przełyka.
Następnie sama upiła łyk i odstawiła szklankę na bok. Oparła się o Jackie. Jej ramiona były
teraz jak skrzydła, otulały opiekuńczo leżącą obok w świetle księżyca dziewczynę.
- Chcę ciebie - wyszeptała.
Jackie pozwoliła sobie nagle na małą chwilę szczerości.
- To ja zabrałam twoje ubrania dziś rano - powiedziała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]