[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bierał się do sklepu żelaznego. Mogła pojechać sama, ale lubiła towarzystwo Gavina, zresztą chyba z
wzajemnością, skoro wciąż oferował się z pomocą. Spędzali ze sobą tyle czasu co niejedno małżeństwo, a może i
więcej, odkąd nie musiał zbyt często opuszczać domu na wsi.
Od ich wyprawy na Manhattan rytuał wspólnego spaceru został wzbogacony o kolację przed przechadzką. Go-
towali na zmianę, chociaż w ostatnim tygodniu wszystkie kolacje przygotowywali w kuchni Gavina, która
zyskała nowe meble i sprzęty. Była o wiele większa niż kuchnia w domu Lauren, a poza tym posiadała
wyposażenie, którego pozazdrościłby niejeden szef kuchni. Lauren z przyjemnością pomagała Gavinowi w
zakupach, wyborze koloru farby oraz glazury.
- Wezmę tylko płaszcz - powiedziała.
Chciała go wyminąć, ale czujny Gavin chwycił ją za rękę i delikatnie przyciągnął do siebie.
- Wszystko gra?
Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że nic nie gra, podzielić się z nim swoimi kłopotami. Wiedziała, że by jej
wysłuchał, jak zwykle. Spojrzałby na jej problemy wnikliwie i ze zrozumieniem i zaproponowałby jakieś
rozwiązanie. Gdyby płakała - a biorąc pod uwagę jej rozchwiane
92
Jackie Braun
emocje, na pewno by płakała - mogła Uczyć na to, że osuszyłby jej łzy, a potem wziął ją w ramiona i głaskał jej
plecy swoimi spracowanymi dłońmi.
Takie to było kuszące... ale musi stanąć na własnych nogach, dla własnego dobra, a także ze względu na dziecko.
Uśmiechnęła się z wysiłkiem i skłamała:
- Tak. Jestem tylko... zmęczona. Kiepsko spałam.
- Rozumiem. - Kiwnął głową.  Cieszę się, że to tylko to. Widziałem jakiś samochód, kiedy byłem w sadzie. Za-
uważyłem mężczyznę, który podchodził do twoich drzwi. Wyglądał bardzo oficjalnie, jakby ci przywiózł jakieś
dokumenty. Myślałem, że to ma związek z twoim rozwodem.
Lauren westchnęła i spuściła głowę.
- Nic ci nie umknie, co?
- Nic, jeśli chodzi o ciebie. - Gavin uniósł jej brodę palcem wskazującym, zmuszając ją, by spojrzała mu w oczy. -
Chcesz mi o tym opowiedzieć?
Jego ciemne oczy wypełniało współczucie i coś jeszcze. Przyznała z kolejnym westchnieniem:
- Tak, i dlatego właśnie nie powinnam.
W policzkach Gavina pokazały się dołeczki.
- Obawiam się, że nie rozumiem.
- Ostatnio za bardzo na ciebie liczyłam, za bardzo się na tobie opierałam. Nawet dzisiaj znowu się zgodziłam,
żebyś mnie zawiózł do lekarza.
Zmarszczył czoło.
- To nic wielkiego. Czyja się skarżę?
- Oczywiście, że nie. -1 nigdy się nie poskarży. - Jesteś dżentelmenem.
Ku jej zdumieniu, zaklął i odsunął się. Stojąc do niej plecami, wyjrzał przez okno.
Pora na miłość
93
- Nie zawsze jestem dżentelmenem, jeśli chodzi o ciebie. Możesz mi wierzyć.
- Gavin? - Położyła dłoń na jego ramieniu.
Kiedy się odwrócił, patrzył na nią z takim napięciem, że dech jej zaparło.
- Przepraszam.
- Za co?
Przez całą minutę milczał. Patrzył na nią, tocząc wewnętrzną walkę. Potem postąpił krok do przodu i ujął jej
twarz w dłonie. Zanim dotknął jej warg swoimi, szepnął:
- Za to.
ROZDZIAA ÓSMY
Chciał to przerwać. Swoją drogą nigdy nie zamierzał zaczynać. Przypomniał sobie, że Lauren jest dla niego
niedostępna, że to zbyt wiele zobowiązań. Ale kiedy zapraszająco rozchyliła wargi, postanowienia Gavina -
słuszne czy niesłuszne - po prostu się ulotniły. Zastąpiło je pożądanie, tak silne, że powinno go przerazić. Nie
przeraziło go jednak, tylko go prowokowało.
Zbliżył się i pochylił. W odpowiedzi Lauren cicho jęknęła i położyła dłonie na jego ramionach. Przysiągłby, że
przez kurtkę i koszulę czuje, jak Lauren wbija paznokcie w jego skórę. Przylgnęły do niego jej pełne piersi i
okrągły brzuch. Musiał przyznać, że to nowe doświadczenie. Ktoś był między nimi, a równocześnie przyciągał
ich do siebie.
Lubił spędzać z Lauren wieczory, ale pragnął o wiele więcej, i zdecydowanie nie chciał kończyć wieczoru
przyjacielskim całusem na progu jej domu.
W jego głowie odezwały się ostrzegawcze głosy. Zna Lauren zaledwie od paru miesięcy. Helenę także znał nie-
wiele dłużej, gdy się jej oświadczył. Czyżby niczego się nie nauczył? Czy znowu przyspiesza bieg wypadków,
pozwala, by emocje przeważyły nad rozsądkiem?
Wolał tak nie myśleć. Problem w tym, że nie mógł logicznie myśleć, gdy całował Lauren i trzymał ją w obję-
Pora na miłość
95
ciach. Musi się powstrzymać, póki nie nabierze pewności, że nie powtarza starych błędów.
Stwierdził, że chciałby się znów ożenić, we właściwym czasie i z odpowiednią kobietą. Jeśli Lauren jest tą kobie-
tą, to w momencie, gdy znikną wszystkie przeszkody, ich związek się rozwinie. A w międzyczasie pozostaną
przyjaciółmi. Kiedy Gavin podjął to postanowienie, Lauren odsunęła się od niego.
- O Boże - szepnęła i zakryła usta ręką.
Widząc jej przerażenie, Gavin poczuł się, jakby ktoś wylał mu na głowę kubeł zimnej wody.
-Wybacz. Nie chciałem tego zrobić. - Zaśmiał się schrypniętym głosem. Co za idiotyczne wyjaśnienie! Trudno
nazwać ten pocałunek przypadkowym. Dodał zatem: - Cóż, chciałem, ale nie powinienem był.
Jej odpowiedz go zaszokowała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •