[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Aha, za chwilę nie będzie kto miał gonić gołębi, chyba że sam pan tego
domostwa.
 Tu mieszkają same przyzwoite psy  rzekł Placek, wyjątkowo rozsądnie jak
na kogoś, kto będąc szczeniakiem, wychłeptał zapas mszalnego wina, co zahamowało
wzrost jego szarych komórek, jak i całej reszty. Nie starając się zbytnio, mógł przejść
Wackowi pod brzuchem.
 Oby tak było  powiedziałem.
 Amen  skwitował Wacek, a ja poczułem się uwznioślony.
 Gdyby wam się coś obiło o uszy...
 Jeśli nie będzie to tajemnica spowiedzi...
Westchnienie zawisło mi u pyska.
 A jak tam niedziela?
 Rekolekcyjna  znowu zaczęły dyszeć jak dwa zsynchronizowane dobrym
uczynkiem miechy.
 Pogoniliśmy obcych  dodał głuchy na ekumenizm Wacek.
 Oj, pogoniliśmy  morda Placka jaśniała ogniem przekonań, zaprószonych
gdzieś u progu Dziecięcej Krucjaty.  Byczo było.
 Aha  szczeknąłem grzecznie. Gdyby te psy były bardziej rozgarnięte... Tyle
mógłbym się dowiedzieć. Tkwiły przecież w papistowskim pępku świata, w dodatku
na górce, z której jak z Synaju rozciągał się widok na nasz mały Kanaan. No
i stróżowały w nocy, kiedy psy z blokhauzu spały. Pasterze nasi.
Mając krasny widok na niedzielną psią szkółkę, która ulokowała się na łące tuż
za probostwem, mogły przepytać psy z innych dzielnic (na okoliczność dziwnych
zdarzeń w ich kwartale miasta). Jednak Wacek i Placek woleli z ujadaniem
przekraczać niedomkniętą bramę i siać postrach w szeregach szczeniąt i psich
leserów, przybyłych tu ze swoimi pańciami na lekcje ogłady. Szkolenie na
posłuszeństwo rozpoczynało się o dziewiątej rano, w co drugą niedzielę. O dziewiątej
rozpoczynała się msza. Ergo: kto był ze swoim psem w szkole, zamiast wciskać się
w klęcznik, grzeszył, nawet jeśli był ateistą. Skoro zaś ludzie byli poza zasięgiem
Ojca i Syna, to Wacek i Placek, szczerząc kły, siali nabożne przerażenie w szeregach
ich pupili.
 Umbilicus Telluris  wyszeptałem, co znaczyło Pępek Zwiata, bo oto
zobaczyłem, że po łące kroczy moja pustynna królowa. Moje życie i moja dusza 
Vita. Od razu usłużna pamięć podsunęła mi pod pysk zapładniające obrazy. Ten
zabójczy pieprzyk na piersi, przebijający się cieniem przez sierść przypominającą
mgłę, delikatną jak pajęczyna, subtelną jak jedwab.
Ośmieliłem się kiedyś powiedzieć Vicie:
 Masz, futerko jak sierść fenka w czasie pełni księżyca.
 My, saluki, zjadamy fenki  odpowiedziała mi i... I to było na tyle.
Placek niebezpiecznie wywalił gały na spacerującą boginię, ale natychmiast
ojciec szarpnął go zębami za ucho, warcząc:
 Celibat.
Ech, ona nie dla nas, chłopaki.
 Hej, hej, Vita! Tutaj! Cześć!  rozszczekałem się jak kretyn, który dopiero co
urwał się z matczynego sutka. A tu nagle stał się cud. Vita biegła w naszą stronę.
Była... wściekła. To znaczy zdenerwowana. Czułem bijące od niej gorąco,
a może to mnie tak gwałtownie skoczyło ciśnienie?
 Prezydent Czeczenii, Ramzan Kadyrow, wezwał mężczyzn do poligamii! 
wyszczekała Vita wysokim tonem.
Choć bardzo się starałem zrozumieć, opadła mi szczęka.
 Faceci!  jazgotała charcica.  Nic nie rozumiecie!
 Nie  zgodził się mało przytomnie Placek.
 Och, Al  Vita spojrzała wprost na mnie. Nie zrobiłem się od tego ani o gram
mądrzejszy, a wręcz przeciwnie.  Naprawdę nie rozumiesz? Najpierw Czeczenia,
pózniej Afganistan.
 Tak  szczeknął Placek.
 Nie! Nie zgodzę się w moim domu na żadną inną sukę!  zawarczała, a ja
panicznie próbowałem sobie przypomnieć wszystko, co wiem o okrutnym maktub 
prawie pustyni.
Basta! To musi się skończyć. Do morderstwa nie można się przyzwyczaić
(choć próbowałem, głowę daję, że próbowałem), a już na pewno nie do morderstwa
w promocyjnym pakiecie, który korzystając z jedności czasu i przestrzeni, porzuca na
leśnej łące aż trzy ciała. I to jakie. Charcic angielskich  podziwianych, choć nieco
autystycznych blizniaczek, które flegmatycznie ignorowały świat, odpłacający im za
tę obojętność pasją uwielbienia. Nasze czarodziejki, do których niejeden pies skuczał,
a o których niejedna suka syczała:  Anorektyczki, phy , mieszkały na posesji tuż
obok tysiącletniego dębu  Mieszko . To towarzystwo tylko dodawało im uroku
i tajemnicy. Bóg wie, co czyniły nasze angielki podczas snu nocy letniej.
Zamordowane hurtowo w porze prawie zimowej. Dąb trzysta lat dorasta, trzysta lat
stoi pózniej w sile wieku, przez kolejne trzysta umiera. Nasze dziewczyny  kiedy
wszelkimi zmysłami zbadałem ich księżycowe ciała, mógłbym to przysiąc  zginęły
w jednej minucie. Uduszone przez sześciorękiego, morderczego demona. Przez
szybkiego potwora. Jovanka, suczka, która z byle powodu gryzła. Janina, która
mdlała. Józefina, o której nic nie dało się powiedzieć, poza tym że jest fizyczną kopią
swoich blizniaczek.
 Animula vagula, blandula  zacząłem, ale Byron kazał mi się zamknąć, bo to
jego dzieciaki, z oporami wypuszczone na spacer, znalazły trupy. Jak martwe,
oszronione liście leżące w zagajniku.
 Boję się  wymamrotał Tofik, odbierając kwestię tchórzliwej wyżlicy Sarze.
 Pieprzę to i się wyprowadzam  rzekł ktoś inny, zupełnie jakby to od niego
zależało.
 Al, zrób coś  miękkim głosem zaszczekała saluki, moja femme fatale. 
Czuję, że będę następna.
 Histeryczka  stwierdziła pudlica Zora, która będąc w zaawansowanej ciąży,
krytykowała wszystkie dziewice i bezdzietne mężatki.
 Muszę pomyśleć  odchrząknąłem. Psy patrzyły na mnie i choć w naszym
przypadku to przecież niemożliwe bez odpowiednich gruczołów, czułem, że się pocę.
 Animula vagula, blandula. Duszyczko moja tkliwa i ruchliwa, gościu ty ciała
mojego i drużko, co pójdziesz teraz w krainie ciemności, twarde i nagie, i pełne
bladości, a żartów zwykłych stroić już nie będziesz  trzykrotnie moje myśli
przecięły słowa cesarza Hadriana... Udało mi się stłumić nerwowy śmiech, tak że
przeszedł w czkawkę smakującą wczorajszym kurczakiem.
 Zrób coś! Zrób coś! Zrób coś!  Dla moich współbraci byłem zupełnie jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •