[ Pobierz całość w formacie PDF ]
baryton zachłystuje się nastrojem piosenki:
Więc nie mów, nie mów o miłości...
Jakiś samochód gwałtownie hamuje w pobliżu Gospody Ludowej...
Bo tylko snem jest, niczym więcej...
- i wtedy rozlega się dwukrotny sygnał klaksonu.
Niech to się dzieje jak najprościej...
Broniak wstaje, zarzuca na ramię popelinowy płaszcz.
Bo wtedy dzieje się najwięcej.
76
Szydło wychodzi z simki, patrzy w stronę Gospody. W drzwiach ukazuje się Broniak i
szybko zbliża się do Szydły.
- No, jesteś. Punktualnie.
- Specjalnie czekałem pół godziny na bocznej drodze, żeby przyjechać punktualnie -
mówi Szydło.
- Paszport dla mnie masz?
- Dostaniesz w Szczecinie. Spotkamy się jutro wieczorem w Continentalu , o
dwudziestej pierwszej. Przygotowałeś zdjęcie do paszportu?
- Zabierasz mnie teraz?
- Zwariowałeś? Przecież ciebie szukają.
- Ciebie także szukają - odpowiada Broniak.
- Tym bardziej nie możemy się narażać. Mam paszport na inne nazwisko i rejestrację
samochodu zmienioną na zagraniczną. Zatrzymywali mnie nawet, ale przeprosili. Gdybym
wiózł ciebie, skończyłoby się to trochę gorzej, bez przeprosin.
- A ja? - mówi Broniak przez zaciśnięte zęby. - Wiesz, że tylko ja mam kontakty w
Protonie i że ja jeden mogę tam zorganizować siatkę, chociaż sam jestem spalony. Trzeba
było mnie to polecić, a nie Ząbkowi.
- Chyba nie przypuszczasz, że zostawimy cię na lodzie? Gdyby tak miało być, nie
przyjeżdżałbym tutaj. Nawet nie podziękowałeś.
- Przyjechałbyś w każdym wypadku. Bo nim wydostałbyś się z Polski, bałbyś się, że
cię sypnę.
- Po co tak mówisz? Na naszym szczeblu nigdy się nie sypie. Chyba wiesz o tym. I
wiesz, że jesteś potrzebny. Gabryś, nie możemy tu sterczeć. Jedz do Szczecina jakimkolwiek
pociągiem. Jutro o dwudziestej pierwszej przyniosę paszport do restauracji w Continentalu .
Wyjedziesz z Polski za kilka dni. Muszę jeszcze coś załatwić, żeby nie wracać do nich z
pustymi rękoma.
I ulotnię się trochę pózniej, przez kanał przerzutowy w Kołobrzegu. Pieniądze masz?
- Wystarczy. Masz rację, nie możesz mnie teraz zabrać. To nonsens. Byłem
zdenerwowany.
- Ty? - Szydło śmieje się. - Zawsze byłeś fantastycznie zrównoważony. Zazdroszczę
ci twoich nerwów, wszyscy ci zazdrościmy...
Przejeżdża samochód, za chwilę drugi. Oba wozy mijają dwóch mężczyzn stojących
obok simki. Szydło obserwuje, jak ostatni wóz znika za zakrętem. Jest zaniepokojony.
- Gabryś, do jutra. Nie zapomniałeś chyba o fotografii do paszportu? Daj, na co
czekasz?
Broniak wsuwa palce do górnej kieszonki marynarki, ale zaraz cofa je i wkłada rękę
do kieszeni spodni.
Szydło dostrzega okrutny blask w jego oczach. Cofa się o pół kroku.
77
- Zgaś radio - mówi bufetowa do kelnerki o czarnych włosach. - Już niedobrze się robi
od tych piosenek o miłości. Nic, tylko wzdychają i pieprzą się. Na mdłości się zbiera.
Kelnerka uśmiecha się ironicznie.
- Jak komu. Jak będę mieć tyle lat...
- Nie martw się - podchwytuje bufetowa. - Nie dożyjesz moich lat... Ile dał ci ten
gość?
- Dziadyga i sknera. Przypilnował, żebym mu wydała ostatnie pięć groszy.
- No, no... Taki elegancki gość i skąpy.
- Elegancki! - kamerka zamyka głośnik. - Dzisiaj im większy dziad, tym lepiej się
ubiera.
W ciszy, która zapadła po wyłączeniu głośnika, słychać ostry zryw startującego
motoru. Odjeżdża samochód, który przed chwilą zatrzymał się w pobliżu Gospody Ludowej.
Na salę wbiega kucharka w przybrudzonym fartuchu, prawą rękę ma unurzaną w
rzadkim cieście.
- Jezusmaria, zamordowali!
- Kogo, co? - woła bufetowa. I do kelnerki podbiegającej do okna: - Odejdz, co cię to
obchodzi!
- Nożem zadzgali - krzyczy kucharka - na własne oczy widziałam! I mały tam pobiegł,
cholera, wszędzie go nosi!
Kucharka uderza po karku małego chłopca, który stoi obok niej.
- Kogo zamordowali? - pyta kelnerka. - Tego dziada, co tu był?
- Chyba nie polecę, żeby zobaczyć! Leży tam, zaraz pod oknem od kuchni, bo tam stał
ten samochód i jeden uderzył czymś w głowę tego drugiego, a ten drugi upadł i wtedy ten
jeden nożem go zadzgał, co za ludzie, a mały tam pobiegł, cholera, jeszcze kiedyś jego
zadzgają! Na Pyrzyce uciekał samochodem ten, co kłuł nożem.
Znowu uderza chłopca; ten kuli się, osłania głowę ramieniem.
- Nie bij dziecka - mówi kelnerka - co chcesz od dziecka? Zgłupieje od tego bicia.
Trzeba zaraz zadzwonić na milicję.
- To dzwoń - odpowiada kucharka. - Ja tam za świadka nie będę. Ten, co dzgał nożem,
wskoczył do samochodu i zostawił tego drugiego, leży pod oknem, co za świat, tak zostawić
człowieka.
- Nie po to zakłuł, żeby zabierać. Ale może tam pójść, może on jeszcze żyje? -
zastanawia się kelnerka.
- Ty lepiej nie pchaj się do takich historii - powstrzymuje ją bufetowa. - Zadzwoń na
posterunek. Na ścianie jest wypisany numer pogotowia milicyjnego, chemicznym ołówkiem.
- Wiem - mówi kelnerka zbliżając się do telefonu wmontowanego w ścianę przy
bufecie. - Już nieraz tam dzwoniłam.
- Po coś tam lazł? - zdenerwowana kucharka pochyla się nad chłopcem. - To nie
wiesz, że takie bandziory mogą nawet dziecko zabić? Ja ci polezę, poczekaj!
78
- Zdrzemnę się trochę - powiedział sierżant Kłos. - Jakby coś było, to mnie zbudzisz,
co, Paweł.
Zmieniliśmy się przy kierownicy, prowadziłem wóz. W tym momencie zabrzęczało
radio. Przyjąłem nowy komunikat:
W Stargardzie pół godziny temu nieznany sprawca zakłuł nożem w Gospodzie
Ludowej mężczyznę o nie ustalonym nazwisku, po czym zbiegł, prawdopodobnie jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]