[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chyba dobrze się bawiłeś. To musiała być przyjemna
odmiana dla kogoś, kto na co dzień siedzi zagrzebany
w cudzych kościach.
Uśmiechnęła się, bardzo z siebie zadowolona.
- Ach, jest już Ian... - Podpłynęła z wdziękiem
w jego stronÄ™.
Nikt, kto by na nią patrzył, nie domyśliłby się, co
rzeczywiście czuła.
Tak naprawdę bowiem z całej duszy pragnęła się
odwrócić i paść Fergusowi w ramiona.
ROZDZIAA DZIEWITY
Ian Douglas dobrze się bawił na balu i był
zadowolony z tego wieczoru.
- Ta dziewczyna, z którÄ… taÅ„czyÅ‚ profesor - ode­
zwał się z przejęciem - to chyba córka Provostów?
Aadne stworzenie i bardzo miła. Tworzyli razem
piękną parę.
Rosie niechętnie zgodziła się z jego opinią. Ten
wieczór nie rozwinął się po jej myśli. Była taka zła, że
gdyby mogła, spuściłaby Fergusowi tęgie lanie. Przez
chwilę zastanawiała się, co by mu zrobiła, Ian zaś
plótł tymczasem o córce Provostów.
W Inverard zaprosiła go na kawę i w duchu
ucieszyła się, gdy odmówił. Było już po drugiej i,
prawdę mówiąc, marzyła tylko o tym, żeby wreszcie
pójść spać. Podziękowała mu za to, że jej towarzyszył
i z ulgą pożegnała.
Była zmęczona, ale sen nie nadchodził. Przed oczami
miała potężną sylwetkę Fergusa, a w głowie wciąż
kołatały się jej własne słowa, że nie ma ochoty go
więcej widzieć. Chciała, by w to uwierzył, ale swojego
serca nie potrafiÅ‚a oszukać. W koÅ„cu zasnęła i oczywiÅ›­
cie śniła o Fergusie Cameronie.
Wstała o zwykłej porze i przy śniadaniu szczegółowo
opowiedziaÅ‚a rodzicom o balu. PrzekazaÅ‚a im po­
zdrowienia od wielu znajomych i przyjaciół, opisała
fasony najelegantszych sukienek i potrawy podane na
kolację. Entuzjazm, z jakim mówiła, sugerował, że
bawiła się tak wesoło, jak nigdy dotąd. Słowom
przeczyła jednak wyraznie bladość twarzy i zaczer-
144 JEZLI PRZESTANIEMY SI KAÓCI
wieniony czubek jej ładnego noska. Matka przyglądała
się jej z namysłem.
- Widziałaś może Fergusa? - zapytała w końcu.
- Fergusa? O, tak, był z rodziną Provostów, ale
w tym tłumie trudno było z kimkolwiek porozmawiać...
- Chyba dobrze wyglÄ…da w kilcie?
- Tak, rzeczywiście niezle. - Zgniotła w dłoni
grzankę. - Wiesz, mamo, chyba powinnam znów się
zająć organizowaniem dziewiarstwa w naszej okolicy.
Rozmawiałam z panią MacTavish. Podobno niedługo
ma zostać otwarty w Inverness nowy butik z ręcznie
robionymi swetrami. Muszę dowiedzieć się czegoś
więcej...
Ta nagła zmiana tematu zaskoczyła panią Mac-
donald. Powstrzymała się jednak od komentarza
- córka musiała mieć swoje powody, dla których
wolała nie rozmawiać więcej o balu.
W ciągu kilku następnych dni Rosie wynajdywała
sobie w domu wciąż nowe zajęcia, ale nie udało jej się
znalezć lekarstwa na to, co ją dręczyło. Czuła się
samotna i nieszczęśliwa, nie miała też nadziei, że
kiedyś będzie inaczej. Gdyby tylko Fergus znów
przyjechaÅ‚ do Inverard, mogÅ‚aby mu wszystko wyjaÅ›­
nić... Zdawała sobie jednak sprawę, że były to zwykłe
mrzonki. Fergus Cameron nie miał żadnych powodów,
aby jeszcze kiedykolwiek ją odwiedzić, więc każdej
nocy wypłakiwała się cicho w poduszkę. Tylko tyle
jej pozostało...
Nie mogła wiedzieć o tym, że sir Fergus myślał
o niej równie często, jak ona o nim. Był dojrzałym
człowiekiem i nie miał wątpliwości, że ją kocha i że
chce się z nią ożenić, ale tylko wtedy, gdy ona sama
tego zapragnie i odwzajemni jego uczucia. Nie był
zarozumiały, lecz zdawał sobie sprawę, że mógłby
zawrócić jej w głowie, gdyby tylko stał się trochę
bardziej czarujący i uwodzicielski. Potrafił być taki,
JEZLI PRZESTANIEMY SI KAÓCIC 145
jeśli miał na to ochotę. Ale nie chciał jej zdobyć w ten
sposób. Chciał jej miłości i rozumiał, że warto na tę
miłość poczekać.
Rosie rzeczywiście energicznie zabrała się za sprawy
dziewiarskiego rzemiosła. Do tej pory nie miał się
tym kto zająć. Miejscowe kobiety były bardzo
zadowolone, gdy przywiozła im włóczkę i wzory
swetrów, obiecując zorganizować również sprzedaż
gotowych wyrobów. Mieszkały na ogół w zabitych
deskami wsiach i rzadko jezdziły do miasta. Rosie
zjawiła się więc w samą porę.
Któregoś dnia wybrała się do Inverness, aby
porozmawiać z właścicielami butików na temat
ewentualnych dostaw. Próbki, które zaprezentowała,
bardzo się im spodobały. Rynek zbytu przeszedł jej
najśmielsze oczekiwania. Dostała masę zamówień,
a i ceny okazały się wyjątkowo korzystne.
WychodziÅ‚a wÅ‚aÅ›nie z kolejnego sklepu, gdy do­
słownie wpadła na panią Cameron.
- Moja droga, co za miÅ‚a niespodzianka! - urado­
wała się matka Fergusa. - Akurat zastanawiałam się,
czy nie wpaść gdzieś na kawę. Będzie mi przyjemnie,
jeśli pójdziesz razem ze mną.
ByÅ‚o to zupeÅ‚nie nieoczekiwane spotkanie, a ser­
deczność pani Cameron tak przekonująca, że Rosie
od razu siÄ™ zgodziÅ‚a i już po chwili siedziaÅ‚y, roz­
mawiajÄ…c, przy kawiarnianym stoliku.
- Koniecznie musisz mnie znów odwiedzić, Rosie.
Fergus wspominał, że byłaś na balu, ale wiem, jak
tam bywa tłoczno, nawet nie można porozmawiać
- ciągnęła, starając się wyczytać coś z wyrazu twarzy
tej ślicznej dziewczyny.
Fergus był ostatnio wyjątkowo oględny w słowach,
kiedy tylko wspominała o Rosie. Co więcej -pracował
tak ciężko, jak nigdy dotąd, a kiedy już przyjeżdżał
do domu, znikał na całe godziny i wędrował samotnie
146 JEZLI PRZESTANIEMY SI KAÓCI
po wrzosowiskach. Coś wyraznie było nie tak.
Wiedziała, że jej syn jest cierpliwym człowiekiem i na
ogół zdobywa to, czego chce. Teraz była pewna, że
chodzi o Rosie. Może się pokłócili? Ale to, jak się jej
zdawało, było mało prawdopodobne. Czyżby więc
jakieś nieporozumienie? Westchnęła. Zakochani są
zawsze tacy przewrażliwieni...
- Rzadko przyjeżdżam do Inverness, a ty, Rosie?
- zagadnęła. - Dzisiaj nadarzyła się świetna okazja,
ponieważ Fergus operuje w tutejszym szpitalu. Za­
brałam się więc razem z nim. Umówiliśmy się tu,
naprzeciwko w hotelu, na lunch. Mam nadzieję, że się
do nas przyłączysz?
- Ja... To znaczy... niestety muszę już wracać. -Aż
zbladła na samą myśl o spotkaniu. Gorączkowo
usiłowała znalezć jakąś wymówkę. - Dziękuję, to
bardzo miło z pani strony, bardzo bym chciała, ale
obiecałam, że przywiozę włóczkę, a to dosyć daleko...
Zamilkła, świadoma że paple bez sensu.
- Jaka szkoda - odezwaÅ‚a siÄ™ Å‚agodnie pani Came­
ron. - Ale rozumiem, że faktycznie musisz już jechać.
Cieszę się, że cię spotkałam.
Pożegnały się przed kawiarnią. Rosie z ulgą wsiadła
do samochodu i odjechała. Czuła absurdalny strach
na myśl o tym, że gdyby została jeszcze chwilę, to
stanęłaby oko w oko z Fergusem.
On sam wszedł do hotelowego foyer i nie od razu
zauważył matkę, miała więc czas, aby ukradkiem mu
się przyjrzeć. Był chyba zmęczony, co jej nie zdziwiło.
Zaniepokoił ją natomiast wyraz jego twarzy. Wyglądał
jak ktoś, kto błądzi myślami gdzieś daleko. To był zły
znak. Zobaczył ją i podszedł do stolika.
Uśmiechnęła się do niego i powiedziała:
- Właśnie pożegnałam się z Rosie, byłyśmy razem
na kawie...
Jego twarz zmieniła się natychmiast w obojętną
JEZLI PRZESTANIEMY SI KAÓCI 147
maskę. A więc miała rację, między młodymi coś się
nie układało, teraz była tego pewna.
- Tak? - zapytał. - Chciało jej się jechać tak
daleko od domu?
- Zajmuje siÄ™ organizowaniem wiejskiego rzemios­
ła... Wiesz, dziewiarstwo i tak dalej. Zbierała tu
w butikach zamówienia. Chciałam, żeby zjadła z nami
lunch, ale bardzo się śpieszyła. Wyglądała, jakby była [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •