[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Gdzieś daleko w Dolinie Aidana. Pewnie słyszałaś, że jej dnem płynie potok?
O, tak, doskonale pamięta. Cała droga do Aidan s Broch, niemal każdy jej metr, wryła się
na zawsze w jej pamięć. Była to wędrówka odbyta w strachu, ale i w ufności do
mężczyzny, który tak mocno trzymał jej rękę i z taką pewnością prowadził przez las. Tak,
przypomina sobie lekki szum wody w niewidocznym potoku, który przybliżał się i
oddalał...
Helga skinęła głową, a Corbred kontynuował:
- Ludzie mówią, że stało się to tak: laird i Roderick MacCullen wracali, idąc w dół doliny, z
ruin...
- ... zamku Hiss? - wyrwało się Heldze.
Corbred, zaskoczony, uniósł nieco brwi.
- Ty go znasz?
- Widziałam... widziałam go z daleka pierwszej nocy. A potem słyszałam, jak ktoś o nim
mówił, nie pamiętam kiedy.
Wilgoć utrzymująca się tego dnia na zewnątrz przeszła właśnie w lekką mżawkę. Helga
drżała z zimna. U siebie w domu, w zachodniej Norwegii, zdążyła się już przyzwyczaić
do ciągłych deszczów, ale tutaj nie dość że nieustannie padało, to jeszcze było
przerazliwie ponuro. Ale może to wynikało z jej nastroju. Czuła się bowiem smutna,
śmiertelnie smutna.
- W miejscu, gdzie potok jest dość szeroki, a brzegi wysokie, spotkali Mordwina i jego
przyjaciela, Jocha - opowiadał dalej Corbred. - Musieli się chyba pokłócić, Mordwin i
Roderick MacCullen nie przepadali za sobą, po czym, jak mówią ludzie, Mordwin pchnął
ojca, a on wpadł do potoku. Był to upadek z niemałej wysokości, ciało porwał prąd wody.
Roderick MacCullen bez chwili zastanowienia zaatakował mojego brata i Jocha; ich było
dwóch, mieli przewagę, toteż MacCullen zginął. Kilku jego ludzi, którzy jechali w pewnym
62
oddaleniu, zdążyło zauważyć tę walkę na śmierć i życie. Niektórzy puścili się w pościg za
Mordwinem i Jochem, którym jednak udało się uciec. Od tamtej pory ukrywają się gdzieś
w okolicy. Poczekaj, coś ci pokażę, mam wykonaną odręcznie mapę tego szlaku...
Corbred odszedł w głąb biblioteki. Korzystając z tego, Helga błyskawicznie opróżniła
szklaneczkę, wylewając jej zawartość do najbliższej doniczki. Nie miała zamiaru nigdy w
życiu próbować czegoś tak wstrętnego! Gdy on wrócił na miejsce, odstawiła szklankę i
zaczęła gwałtownie kaszleć.
- Wypiłaś wszystko duszkiem? - roześmiał się jej przyrodni brat. - No, no!
Helga łapczywie chwytała powietrze, mając nadzieję, jak się okazało bezpodstawną, że
jej oczy łzawią.
- Nigdy jeszcze nie piłam czegoś podobnego. No a co z tą mapą?
- Już ci pokazuję - odparł, rozpościerając ją nad serwisem do herbaty, podczas gdy
Helga wydobyła jeszcze z siebie kilka przekonujących pokasływań. - To nasz ojciec ją
narysował. Tu masz Aidan s Broch i...
- Ojej! - wykrzyknęła. - To nie jest żadne jezioro, to fiord!
- Oczywiście! Nie wiedziałaś o tym? Ta zatoka wychodzi na morze.
- Czy jest tu jakieś miasto?
- Tak! Ale daleko.
Helga była bliska płaczu. Daleko do najbliższego miasta?
- Wobec tego dokąd jezdzicie, jeśli musicie coś załatwić?
- Do Glasgow. Chociaż ja wolę Londyn.
- A to? - spytała Helga, wskazując na czarny prostokąt w górnym biegu potoku. - To
pewnie Hiss. Jak do niego daleko?
- Mniej więcej ze cztery mile.
- Dlaczego wszyscy tak boją się tego zamku?
Corbred zwinął mapę.
- Hiss to mit - odparł z lekką pogardą. - Kiedy byłem dzieckiem, nie mówiło się o nim aż
tyle! Prawdopodobnie to MacCullen i jego ludzie ukryli w nim broń albo coś w tym
63
rodzaju, a potem wymyślili jakąś mrożącą krew w żyłach historię, żeby odstraszyć
ciekawskich. Szczerze mówiąc, nigdy się nie dowiedziałem, co tam tak straszy. To pusta
gadanina! Co wieśniacy są tacy dziwni! Teraz właśnie paru z nich wpadło na pomysł,
żeby zrąbać siekierą szubienicę, jakby to cokolwiek miało pomóc! Spytałem ich, kto to
zrobił, ale wszyscy milczeli jak zaklęci.
- To ja ją ścięłam - powiedziała Helga z poczuciem winy.
- Ty?
- Tak. Nienawidziłam jej. Widziałam ją za każdym razem, kiedy tylko wyjrzałam z okna.
Zaskoczony Corbred wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.
- Muszę przyznać - rzekł po chwili ze śmiechem - że odważna z ciebie dziewczyna! I
silna! Ale to nierozsądne z twojej strony i może się dla ciebie zle skończyć. Postaramy
się cię ochronić.
Pociągnął łyk whisky.
- Musisz wiedzieć, że tę whisky robimy sami.
Helga otworzyła szeroko oczy:
- Naprawdę?
- Oczywiście, każdy szanujący się ród wyrabia własną whisky. Chcesz zobaczyć?
Helga gorączkowo szukała jakiejś wymówki, ale nie znalazła żadnej. Z całego serca
pragnęła jak najszybciej uciec z tego domu, obojętnie dokąd. I tak już nic gorszego nie
może mnie chyba spotkać, myślała. Materialny dostatek, naokoło służący, ale jaką to
mogło mieć wartość dla niej, jeśli żyła w próżni, bez więzi z kimkolwiek.
Teraz jednak okazało się, że Corbred jest jej życzliwy. Dlatego też Helga posłusznie
podreptała za nim przez hall; idąc rzuciła szybkie spojrzenie za skrzynię, ale, na
szczęście, walizka nie była widoczna.
Corbred otworzył jakieś drzwi. Helga cofnęła się nieznacznie.
- Nigdy jeszcze nie byłaś w takiej piwnicy? - uśmiechnął się. - Rozumiem, ale naprawdę
musisz zobaczyć, jak tam jest! Nasza piwnica jest po prostu przeogromna i mieści się w
niej mnóstwo różnych rzeczy.
- No tak, ale może z moim przeziębieniem...
64
Jej towarzysz przyniósł natychmiast pelerynę i zarzucił jej na ramiona. Nie miała więc
wyboru, musiała pójść posłusznie na dół za swoim starszym bratem.
- Jesteś zmęczona? - spytał troskliwie.
Helga bez wahania wykorzystała szansę, którą sam jej podsunął. Poza tym po takiej
 gorączce powinna być przecież osłabiona.
- Tak, rzeczywiście jestem trochę zmęczona - odparła z uśmiechem. - Może lepiej...
- Nie będziemy tam długo.
Jaki on wyrozumiały! Helga z każdą chwilą nabierała do niego coraz większego zaufania.
Znalezli się na dole w długim korytarzu. Corbred niósł świecę, która w efektowny sposób
oświetlała jego teatralną postać.
- Tu mamy spiżarnię - wskazał. - Nie jest wcale mała, możesz mi wierzyć; nie martw się,
nie będę cię zamęczał takimi drobiazgami, chodzmy prosto do piwnicy z winem.
Helga nie najlepiej się czuła w tych przesyconych stęchlizną, ciemnych
pomieszczeniach, Corbred zaś chyba wprost odwrotnie. Gdy znowu poskarżyła się na
zmęczenie, on okazał wprawdzie zrozumienie, nie zaproponował jednak powrotu na
górę. Wszedł natomiast do kolejnej piwnicy, w której leżały butelki z winem, poukładane
w długich rzędach.
- A tutaj wytwarzamy whisky.
Znalezli się w rozległej Sali, w której stały dużych rozmiarów pojemniki i dzbany.
- A tam, w środku, mamy prawdziwą atrakcję: dawny loch więzienny. Możesz być
spokojna, tam nie pójdziemy! - roześmiał się. - Patrzysz na mnie z taką trwogą, jakbyś
podejrzewała, że chcę cię tam zamknąć! Tak bardzo nie ufasz własnemu bratu? Poza
tym niemal od stu lat nikt tam nie siedział.
Helga poczuła się zawstydzona. Nie mogła jednak się powstrzymać, by nie zerknąć w
stronę wyciętych w łuk żelaznych drzwi, pokrytych płatami brązowej rdzy.
- Jestem taka zmęczona - bąknęła, teraz bowiem naprawdę już chciała wracać.
Corbred spojrzał na nią badawczo. Czy domyślał się, że ona udaje? Otworzył już usta,
by coś powiedzieć, gdy...
- Halo - odezwał się jakiś głos w korytarzu. - Kto tu jest?
65
- To my, James! - odpowiedział Corbred. - Chciałem tylko pokazać Heldze nasze
atrakcje, ale ona powinna chyba wrócić do łóżka.
James wszedł do środka z butelką wina w ręku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •