[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeszywającymi spojrzeniami. -Nieważne. Może to należało do jego roli.
-Erik Night to najseksowniejsza sztuka w całej tej cholernej szkole skonstatowała Shaunee.
-Nieprawda. To najseksowniejsza sztuka na całej kuli ziemskiej poprawiła ją Erin.
-Nie jest bardziej seksowny od Kenny'ego Chesneya
- wtrąciła szybko Stevie Rae.
- Och, daj spokój z tą swoją obsesją na punkcie country zgromiła ją Shaunee, ale zaraz
zwróciła się do mnie:
- Nie pozwól, by okazja przeszła ci koło nosa.
-Właśnie zawtórowała Erin. Nie dopuść do tego.
-%7łeby mi przeszła koło nosa? A co ja mam niby zrobić? Przecież on się nawet do mnie nie
odezwał.
-Ojej, Zoey, czy ty się chociaż uśmiechnęłaś do niego w odpowiedzi? zapytał Damien.
Zamrugałam. Czy się uśmiechnęłam? Cholera! Założę się, że nie. Na pewno siedziałam jak mumia
i tylko się na niego gapiłam z otwartą gębą. No, może nie z otwartą gębą ale mimo wszystko.
-Nie wiem odpowiedziałam wykrętnie, co jednak nie zwiodło Damiena.
-Na drugi raz prychnął nie zapomnij się do niego uśmiechnąć.
-Możesz mu też powiedzieć cześć"----- dorzuciła
Stevie Rae.
- Sadzę, że Erik to po prostu ładny chłopak powiedziała Shaunee.
-I zgrabny dodała Erin.
-Tak uważałam, zanim nie rzucił Afrodyty ciągnęła Shaunee. Ale kiedy to zrobił,
pomyślałam, że coś się tam na górze może dziać.
Wiemy, że coś się działo tu, na dole nachmurzyła się Erin.
-No, no cmoknęła Shaunee i oblizała wargi, jakby delektowała się czekoladą.
-Jesteście wulgarne stwierdził Damien.
-Chciałyśmy tylko powiedzieć, że to najzgrabniejszy zadek w całym mieście odrzekła
Shaunee.
A ty tego nie zauważyłeś, co? przekomarzała się Erin.
Gdybyś się odezwała do Eriką Afrodyta by się wkurzyła powiedziała Stevie Rae.
Wszyscy odwrócili się do Stevie Rae i utkwili w niej wzrok, jakby przekroczyła Rubikon albo coś
w tym rodzaju.
- To prawda odezwał się Damien.
I tylko prawda zgodziła się Shaunee, a Erin pokiwała potakująco głową.
-Więc mówią że on chodził z Afrodytą? chciałam się upewnić.
-Aha mruknęła Erin.
-Plotka jest śmieszna, ale prawdziwa powiedziała Shaunee. A teraz, kiedy ty mu się
podobasz, nabiera to dodatkowego smaczku.
-Może patrzył tylko na mój nietypowy Znak wtrąciłam.
-A może nie. Ty jesteś naprawdę fajna uznała Stevie Rae ze słodkim uśmiechem.
-A może najpierw chciał popatrzyć na Znak, a potem zauważył, że jesteś fajną więc dalej ci się
przyglądał do myślał się Damien.
Tak czy owak Afrodyta na pewno będzie wkurzona przepowiedziała Shaunee.
- I bardzo dobrze ucieszyła się Erin.
Stevie Rae lekceważąco machnęła ręką na ich komentarze.
-Dajcie spokój ze Znakiem i Afrodytą i podobnymi głupstwami. Ale następnym razem, kiedy on się
do ciebie uśmiechnie, powiedz mu cześć". I tyle.
-Aatwe powiedziała Shaunee.
-I proste uzupełniła Erin.
-Okay mruknęłam, wracając do swojej sałatki i życząc sobie w duchu, by cała sprawa z Erikiem
Nightem była tak łatwa i prostą jak im się wydaje.
Jedyna rzecz wspólna dla wszystkich szkolnych stołówek, w jakich dotychczas jadłam, to że
posiłek zbyt szybko się kończy. Lekcja hiszpańskiego, która po nim nastąpiła minęła jak z bicza
strzelił. Profesor Garmy była jak trąba powietrzna. Od razu ją polubiłam. Jej tatuaż przypominał
trochę upierzenie, kojarzyła mi się więc z hiszpańskim ptaszkiem. Biegała po klasie, mówiąc bez
przerwy po hiszpańsku. Tu muszę wspomnieć, że od ósmej klasy nie miałam do czynienia z
hiszpańskim, i przyznaję bez bicia, że nie bardzo wtedy się przykładałam. Teraz nie nadążałam za
tokiem lekcji, ale zapisałam pracę domową i postanowiłam sobie powtórzyć słówka bo bardzo nie
lubię odstawać od reszty.
Zajęcia początkowe z jezdziectwa odbywały się w hali sportowej. Był to długi, niski murowany
budynek, usytuowany przy południowym murze, z wielką areną jezdziecką znajdującą się pod
dachem. Wszędzie pachniało stajnią końmi, trocinami, co pomieszane z zapachem skóry dawało
przyjemne wrażenie, mimo że jednym ze składników owej przyjemności było końskie łajno.
Staliśmy z innymi w korralu, gdzie kazał nam czekać starszy uczeń z poważną, a nawet surową
miną. Było nas zaledwie dziesięcioro, wszyscy z trzeciego formatowania. Ojej, ten rudzielec też był
wśród nas, stał zgarbiony pod ścianą i zawzięcie kopał w trociny, tak że stojąca obok niego dziew-
czyna zaczęła kichać. Rzuciła mu gniewne spojrzenie i odsunęła się od niego parę kroków. O rany,
czy on musi wszystkim działać na nerwy? I dlaczego nie zrobi czegoś z tą wiechą włosów? Mógłby je
chociaż uczesać.
Odgłos kopyt końskich odwrócił moją uwagę od Elliot-ta, a kiedy podniosłam głowę, zobaczyłam,
jak wspaniała czarna klacz galopuje wprost na arenę. Zatrzymała się gwałtownie, ryjąc kopytami tuż
obok nas. Każdy gapił się na nią z rozdziawionymi ustami, a tymczasem jezdzczyni z gracją zsunęła
się z końskiego grzbietu. Miała długie włosy sięgające do pasa, tak jasne, że aż prawie białe, i
szaroniebieskie oczy. Stanęła wyprostowaną a jej nieduża sylwetka i sposób, w jaki się trzymała,
przypominał mi dziewczyny, które miały bzika na punkcie tańca, zawsze w pozycji wyjściowej stały
tak, jakby ktoś im wetknął kijek w pupę. Jej twarz okalał tatuaż przedstawiający wymyślną plątaninę
wzorów, wśród których można się było dopatrzyć motywu galopujących koni.
- Dobry wieczór, jestem Lenobia, a t o - - wskazała na klacz, obrzucając nas pogardliwym
spojrzeniem to jest koń. Jej głos odbijał się od ścian. Czarna klacz parsknęła jakby dla
podkreślenia jej słów. Wy jesteście moją nową grupą z trzeciego formatowania. Wybrano właśnie
was do mojej grupy, ponieważ wydaje nam się, że może ujawnicie zdolności dojazdy konnej. Prawdą
jednak jest, że mniej niż połowa dotrwa do końca semestru, a z nich znów mniej niż połowa nauczy
się przyzwoicie jezdzić na koniu. Czy są pytania? Przerwała na tak krótką chwilę, że nikt nawet by
nie zdążył zadać pytania. Dobrze. W takim razie zaczynamy. Proszę za mną. Odwróciła się i
skierowała w stronę stajni. Poszliśmy za nią.
Miałam ochotę zapytać, co to za my", którzy oceniali, czy mogą z nas być jezdzcy, ale bałam się
odezwać i tak jak inni potruchtałam za nią. Zatrzymała się przed szeregiem pustych boksów. Przed
nimi stały widły i taczki. Lenobia odwróciła się do nas.
- Konie to nie są duże psy. I nie mają też nic wspólnego z romantycznym dziewczyńskim
wyobrażeniem o idealnej przyjazni ze zwierzęciem, które zawsze będzie was rozumiało.
Dwie stojące obok mnie dziewczyny zaczęły się wiercić niespokojnie, Lenobia jednak przeszyła je
zimnym spojrzeniem swoich stalowych oczu.
-Konie wymagaj ą od nas pracy. Potrzebuj ą naszego po święcenia inteligencji oraz czasu. My
zaczniemy od pracy. Tam gdzie trzymamy uprząż, znajdziecie również kalosze. Szybko
wybierzcie sobie odpowiednią parę, a my przyniesie my rękawice. Potem każdy z was zajmie
się przydzielonym boksem i tam popracuje.
-Profesor Lenobio... zaczęła pucołowata dziewczyna z miłą buzią podnosząc do góry rękę.
-Wystarczy Lenobia. Imię starożytnej królowej wampirów, które sobie wybrałam, nie wymaga
dodatkowych ty tułów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]