[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jako prawowity dziedzic korony mam prawo nadać ci ten tytuł.
Uczynię to po raz pierwszy. Będziesz pierwszą nobilitowaną osobą w
naszym nowym państwie, oczywiście jeśli wyrazisz zgodę.
- Mam zostać szlachcicem? - Czy ci ludzie już zawsze będą żyć w
bajkowym świecie?
134
RS
- Dlaczego nie? - uśmiechnął się Marco. - Policjanci to grupa
wybrańców, nie sądzisz? Pasuje do ciebie ten tytuł.
Jack potrząsnął głową.
- Nie rozumiem.
- Tu nie ma nic do rozumienia - odezwał się Garth, który wszedł do
pokoju z Damianem. - Wystarczy, że wyrazisz zgodę, i od tej pory przy
oficjalnych okazjach nazywać cię będą szlachetnym Jackiem Santinim
herbu...
Jack wybuchnął śmiechem.
- Chyba żartujecie.
- Nic podobnego - odparł z uśmiechem Garth. -Powiedz wreszcie, że
się zgadzasz. Dostaniesz tytuł szlachecki i zyskasz odpowiedni status w
naszym kraju.
- I jako szlachcic będziesz miał prawo ubiegać się o rękę księżniczki
- dodał Garth, na wypadek gdyby  szlachetny Santini" miał jeszcze jakieś
wątpliwości.
Potrząsnął głową, nie dowierzając własnym uszom. Czy Garth
naprawdę to powiedział?
- Nie martw się, Jack - uspokoił Garth ze śmiechem. - Na pewno już
wiesz, że jeśli chodzi o rodzinę królewską, wszystko jest dokładnie
zaplanowane. Tu nie ma miejsca na spontaniczność. Przemyśleliśmy to i
wszyscy wyrazili zgodę.
- Zgodę na co?
Garth wzruszył ramionami.
- Wszyscy kochamy Kari. Jack skinął głową.
- Wiem o tym.
135
RS
- Przyjmij tytuł szlachecki, a reszta zależy od ciebie. Jack spojrzał na
Marca, a potem powoli podniósł się i stanął na baczność.
- Wasza Książęca Mość - powiedział, starannie akcentując słowa. -
Jestem ogromnie zaszczycony, że mogę przyjąć ten tytuł.
- Zwietnie. - Marco wstał. - Publiczna ceremonia odbędzie się
pózniej. Jutro muszę być w Dallas, a Garth wraca do Arizony.
Jack pokiwał głową.
- Oczywiście. Dostosuję się do waszych reguł.
Marco podszedł do kredensu z wiśniowego drzewa i wyjął piękny,
długi srebrny miecz.
- Darujemy sobie pełną wersję ceremonii - powiedział z uśmiechem.
- Nie będzie modlitw przez całą noc i rytualnego wkładania zbroi. Nie
każemy ci też na razie popisywać się umiejętnościami rycerskimi.
Przejdziemy do sedna sprawy, zgoda?
- Tak.
Marco gestem kazał mu uklęknąć, a potem położył na jego ramieniu
miecz.
- Jacku Santini, w imieniu narodu i władz Nabotawii nadaję ci tytuł
szlachecki. Odtąd będziesz nazywać się szlachetny Jack Santini i staniesz
się protoplastą rycerskiego rodu Santinich. Wierzymy, że będziesz
występować w obronie słabszych, odnosić się z szacunkiem do kobiet i
naprawiać ludzkie krzywdy. Bądz wierny i odważny, i pamiętaj, że we
wszystkim reprezentujesz Królestwo Nabotawii, którego dobro stanie się
dla ciebie najważniejszym celem. - Dotknął mieczem obu ramion Jacka i
skinął głową.
- Wstań. Witamy cię, szlachetny Jacku Santini herbu Topór.
136
RS
Jack posłusznie spełnił życzenie Marca i rozejrzał się. Właściwie
powinien się roześmiać, ale zamiast tego był wzruszony i poczuł, że mu
zwilgotniały oczy. Był szlachcicem Królestwa Nabotawii. Teraz będzie
musiał zachowywać się przykładnie przez całe życie.
No i będzie mógł poprosić Kari o rękę. To już nie był tak szalony
pomysł jak jeszcze kilka dni wcześniej. Wszystkie mury między nimi
znikły. Szaleństwem byłoby teraz wyobrazić sobie życie bez niej. W ciągu
zaledwie kilku miesięcy wniosła radość i słońce w jego świat. Jej
nieobecność uświadomiła mu, że nie mógł już bez tego istnieć.
Potrzebował jej jak powietrza i słońca. Była jego częścią.
- Gdy jesteś już szlachcicem - powiedział Garth, kładąc mu dłoń na
ramieniu - chciałbym porozmawiać z tobą o pracy, którą zamierzam ci
zaproponować w Nabotawii. Potrzebujemy kogoś, kto będzie
koordynować pracę wojska, służb bezpieczeństwa i wywiadu. Masz bogate
doświadczenia i pomyślałem, że mógłbyś nam pomóc. Co powiedziałbyś
na stanowisko ministra bezpieczeństwa?
Jack roześmiał się, a Marco i Garth mu zawtórowali, i kiedy Kari
weszła do pokoju, nie potrafili powiedzieć jej, z jakiego śmieją się
dowcipu. Ale wiedzieli, że łączy ich jakaś więz, której nikt nie potrafi
zerwać.
Kari nie była pewna, co się stanie. Wiedziała tylko, że to był
najbardziej niezwykły dzień w jej życiu. Jack otrzymał tytuł szlachecki.
Co to miało znaczyć? Nie wiadomo, ale teraz na pewno będzie traktowany
jak równy członkom królewskiego rodu, a nie człowiek wynajęty do pracy.
To była ogromna niespodzianka. Nie mogła uwierzyć, że w jej życiu
zaszły takie zmiany. W niczym nie przypominała dziewczyny, jaką była
137
RS
jeszcze kilka miesięcy temu. Teraz miała przy sobie ukochanego
mężczyznę i wyglądało na to, że wszystko skończy się tak, jak o tym
marzyła.
Detektywi zjawili się, by przesłuchać ją w sprawie porwania.
Wszyscy przestępcy zostali zatrzymani, a jeden z nich złożył obszerne
zeznania. Jak podejrzewano, należeli do Zwycięskiego Grudnia. Chcieli
użyć Kari jako zakładniczki i zażądać uwolnienia swoich kolegów
złapanych rok wcześniej. Detektywi poprosili Kari
o złożenie dalszych zeznań na posterunku. Wszystko poszło gładko,
bo cały czas był przy niej Jack. Potem odwiedzili w szpitalu Grega i pana
Barberę, którzy czuli się znacznie lepiej i mieli wieczorem wrócić do
domów.
Po uroczystej kolacji Kari poszła z Jackiem na spacer po ogrodzie.
Jack przytulił ją do siebie.
- Pamiętasz, kiedy zaproponowałaś mi małżeństwo, a ja nie
zgodziłem się?
- Tak. - Jej oczy poszarzały od smutku.
- A co by było, gdybym zmienił zdanie?
Serce zabiło jej mocniej, ale zacisnęła usta. Nie pójdzie mu tak
łatwo, postanowiła.
- Nie wiem, Jack. Zaproponowałam ci to dawno temu.
Spojrzał na nią pytająco.
- Cofasz swoją propozycję? Udała, że się zastanawia.
- Muszę to przemyśleć. Jack westchnął.
- Wiesz, to nawet lepiej. Teraz jestem szlachcicem i wiele
księżniczek uzna mnie za dobrą partię.
138
RS
- Jack!
- Nie powinienem więc tracić głowy dla pierwszej księżniczki, którą
poznałem.
- Ty potworze!
Zaśmiał się, biorąc ją w ramiona. Kari mocno przytuliła się.
- Kocham cię, księżniczko. Nie potrafię tego dłużej ukryć.
- Ja też cię kocham - odparła z radością. - Czy to możliwe, że
będziemy wreszcie razem?
- Tak. - Pocałował ją, a potem zerknął na nią czule. - Czy nadal
chcesz, żebym nauczył cię całować?
- Tak - powiedziała. - Najlepiej zacznijmy od razu.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - I Jack posłusznie spełnił
prośbę ukochanej.
139
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •