[ Pobierz całość w formacie PDF ]

* * *
Gdy król Atael wszedł do komnat syna, ten stał akurat z wyciągniętymi na
boki ramionami, a dwaj służący wiązali na nim pikowany kaftan. Król machnął
ręką, jakby odganiał muchę.
 Zdejmijcie to z niego. Lekcja szermierki odwołana. Tak samo wszystkie
inne zajęcia, aż do wieczora. Wynieście się z zasięgu wzroku i słuchu. Szybko!
Tak też zrobili. Wszyscy, prócz Margora, który wycofał się jedynie na swoje
stałe miejsce w przedsionku sypialni. Stary sługa doskonale słyszał zagniewany
głos Jego Królewskiej Mości i  tak, ojcze; nie ojcze królewicza, powtarzane co-
raz pokorniejszym tonem. Margor pokiwał głową ze zrozumieniem. Delikatnie
zdjął porcelanową miskę z umywalni, po czym cichutko wymknął się za drzwi,
by na zewnątrz nabrać w nią śniegu.
131
* * *
Margor zawinął kolejną porcję śniegu w ręcznik i przyłożył ją do pleców To-
roja. Grzbiet chłopca przypominał pasiasty chodnik wykonywany z resztek przez
wiejskie gospodynie. Od chwili, gdy Margor wrócił do sypialni, obaj nie odezwali
się do siebie ani słowem. Margor opatrywał swego podopiecznego, a ten poddawał
się temu biernie.
W końcu odezwał się:
 To pierwszy raz. . . pierwszy raz ojciec był taki zły. Pierwszy raz dostałem
baty. . . Nie miałem pojęcia, że to może aż tak boleć. Zrobiłem coś okropnego.
Dlaczego ten Lengorchianin jest tak ważny?
 Nie wiem. Ale to, co ważne dla władcy, powinno być ważne także dla nas.
Toroj położył się na łożu, przytrzymując zimny okład na karku.
 Co się stało z tym Iskrą? Z Promieniem?  zapytał.
 Jest w Wieży Pokutnej. Wrzucono go do Głodowej Jamy. Tak mówią
w strażnicy.
Królewicz poderwał głowę z poduszki.
 Zagłodzą go na śmierć?!
Margor spokojnie poprawił ręcznik na jego ramionach.
 Tego nie wiem, Wasza Wysokość.
 Ojciec nic o tym nie mówił. . .  wykrztusił Toroj.  Nie powiedział, co
z nim zrobi. Nie każe go chyba zabić? Co mnie napadło? Czemu go sprowokowa-
łem?
Zerwał się z łoża i zaczął chodzić po sypialni, wczepiając palce w rozwichrzo-
ne włosy. Nie przypuszczał przy tym, że powiela zachowanie własnego rodzica.
Margor podniósł porzucony ręcznik i wyszedł z komnaty, by przyrządzić herbatę.
Herbatę, której znaczącym składnikiem będzie wyciąg ze słomy makowej.
Herbata uspokoiła królewicza, co jego sługa zauważył z zadowoleniem. To-
roj przestał się miotać po apartamencie jak wilk w klatce. Trochę czytał, trochę
drzemał. Przyniesiono obiad, którego prawie nie tknął. Zjawił się nauczyciel, ale
królewicz nie życzył sobie go przyjąć. Czas mijał, niewypełniony żadnymi kon-
kretnymi zajęciami. Margor, tak cichy i dyskretny, że prawie niewidzialny, krzątał
się przy swym podopiecznym, śledząc jego nastroje. Przekonał się, że była to dla
chłopca pora odpoczynku, przemyśleń i podejmowania decyzji. Nie przeszkadzał
mu. Zaczęło zmierzchać, a na stole pojawił się kolejny posiłek.
 Margorze, cały dzień tu jesteś  odezwał się Toroj.  Idz już do siebie,
żona pewnie czeka z kolacją. Niech cię Fabin zmieni. Tylko uprzedz, żeby tu nie
wchodził. Chcę być sam.
132
* * *
Toroj znał herbacianą sztuczkę Margora, ale nie miał mu jej za złe. Bóg wie, że
tym razem bardzo tego potrzebował, tak dręczyły go wyrzuty sumienia. Niemniej
druga filiżanka została cichaczem wylana do nocnego naczynia. Toroj snuł się po
sypialni i gabinecie, udając senność, chociaż był całkowicie przytomny.
Ciągle na nowo przeżywał tę fatalną rozprawę, jaką miał z nim ojciec. Z po-
czątku rozgoryczony i butny, skarżył się na bezczelność maga oraz jego niesły-
chane zupełnie zachowanie. Król słuchał tego wszystkiego, kiwając głową pota-
kująco, a potem spytał, jak  zdaniem Toroja  ma ukarać winnego. Dokładnie
tego słowa użył   winnego .
A Toroj rzucił lekkomyślnie:  dwadzieścia batów , a już po chwili miał tego
żałować, bo według ojca właśnie on sam był winny, a przynajmniej współwinny.
W taki sposób sam dla siebie wybrał karę i musiał ją przyjąć. Na dodatek król użył
tego samego pejcza, który królewicz miał na przejażdżce. Toroj mógł jedynie być
wdzięczny, że nie było świadków owego upokorzenia.
Jeszcze bardziej zaskakujące było następne posunięcie króla. Pozostawił de-
cyzję o ukaraniu Iskry synowi. Toroj miał zadecydować, czy kat wymierzy taką
samą liczbę uderzeń lengorchiańskiemu magowi. Plecy piekły go żywym ogniem
i już miał na końcu języka  tak , bo dlaczego miałby cierpieć jako jedyny, ale
zawahał się. Przed oczami stanęła mu wykrzywiona z bólu twarz Iskry, nazna-
czona purpurową pręgą. %7łołnierze bili maga drzewcem włóczni i pięściami, póki
nie powstrzymał ich oficer. Kto wie, czy potem, w lochach, nie dokończyli dzieła
i teraz tamten chłopak leży może gdzieś z połamanymi kośćmi, krwawiąc. To-
roj wykrztusił więc  nie , a król wydawał się zadowolony. Może właśnie takiej
odpowiedzi oczekiwał.
Kiedy Toroj nareszcie został sam, mógł zacząć działać na swój własny sposób. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •