[ Pobierz całość w formacie PDF ]

już tak pózno.
Palmu raczył się roześmiać, a w jego śmiechu brzęknęła nieprzyjemna nuta.
- Może pani dziękować szczęściu - zwrócił się do kobiety z zadowoloną miną. -
Gdyby pani zegarek był sprawny, ze złości napuściłbym na panią tajną policję, ale chyba dam
sobie z tym spokój. Pokazał pani swój zegarek, słyszana rzecz!
- Ma piękny, elegancki zegarek - oświadczyła kobieta urażonym tonem.
- W to nie wątpię - zapewnił ją komisarz, nie przestając się uśmiechać. - Dziękuję pani
za tę relację. Oczywiście nikt inny nie wiedział, że Mustapaa spędził u pani tyle czasu na tych
rzekomych modlitwach?
Kobieta pokręciła przecząco głową. Wydawała się bardzo zaniepokojona i jakby
niepewna, czy czasem nie powiedziała czegoś nie tak. Odprowadziła nas do drzwi
zgnębionym wzrokiem. W zniszczonym, krzykliwym szlafroku wyglądała doprawdy żałośnie.
Mustapaa czekał na nas na schodach z napiętą twarzą.
- Mam nadzieję, że jest pan teraz zadowolony, panie komisarzu - odezwał się ze
sztuczną pewnością w głosie.
- Zadowolony to zbyt łagodne słowo - zapewnił go komisarz. - Jestem radosny, bardzo
radosny. Możemy jechać.
Mustapaa zwiózł nas windą na parter. Widoczne rozbawienie komisarza kazało mu
przypuszczać, że coś jest nie tak, i oblicze jeszcze bardziej mu sposępniało.
- Zwietnie się pan zabawia, panie Brummer - zakpił niewinnie Palmu, gdy
rozstawaliśmy się z kaznodzieją. - Wstydziłby się pan! Myślałby kto, że owieczki ze szkółki
niedzielnej powinny panu wystarczyć, ale pan, jak się zdaje, nie zna umiaru. I do tego jeszcze
whisky. A ja myślałem, że pan nie pije.
- Wiem, że moja nieszczęsna siostra w wierze jest alkoholiczką - przyznał skwapliwie
Mustapaa. - Ileż to razy modliłem się za nią i zaklinałem, by wyrzekła się szatana. Wciąż
jednak nie tracę nadziei. Do widzenia, panie komisarzu!
Odwrócił się na pięcie i ruszył do drzwi swojego mieszkania. Ale Palmu rzucił za nim
od niechcenia:
- Jeszcze tylko jedno małe pytanko, zanim się rozejdziemy. Co się panu stało w nogę?
I ja spostrzegłem, że kaznodzieja lekko kuleje. Zauważyłem to już w mieszkaniu pani
Skrof. Z nienawiścią na twarzy Mustapaa pochylił się, by pomacać kostkę, i powiedział:
- To ten cholerny wyskrobek, ten kundel pani Skrof ugryzł mnie wczoraj w sieni!
Wyciągnął z kieszeni klucz i chciał już wejść do siebie.
- Ostrzegam pana przed opuszczaniem miasta bez zezwolenia policji - rzekł dobitnie
Palmu i na jego twarzy nie było nawet śladu uśmiechu.
10
Detektyw Kokki jest przejęty, a pani Hallamaa chce powiedzieć coś potwornego. " Z zapałki
robi się sprawa i dwa nowe testamenty zostają opatrzone podpisami. " Troski finansowe
barona Kurstróma i klubowe wieczory mecenasa Lannego.
- Sprawa jest jasna - zagadnąłem wesoło komisarza, gdy jechaliśmy z powrotem na
Nabrzeżną w kolejnej taksówce, za którą obiecałem zapłacić. - Jego alibi nie wytrzymuje
głębszej analizy. Może rzeczywiście był u tej kobiety, ale najpierw cofnął zegarek o dwie
godziny. I zauważ, że ta kobieta...
- Używa środków odurzających - dokończył Palmu. - Zaprawdę dobrane z nich
towarzystwo. To oczywiście jeszcze jedna dobra poszlaka, ale wszystko zależy od tego, co się
okaże po jutrzejszym otwarciu zwłok. W każdym razie wiemy już, że Mustapaa miałby skąd
wziąć morfinę. Położył też łapę na tych pieniądzach, to ważna kwestia, no i nie ulega
wątpliwości, że jest kapitalnym aktorem. Trzeba mieć czelność, żeby tak przyjść do mnie i
prosto w oczy powiedzieć o tych dwustu tysiącach. Mustapaa nie wiedział też o odwołaniu
testamentu. I ugryzł go pies. Ale...
- Jakie znowu ale? - przerwałem mu niecierpliwie.
- Nie róbże już z siebie takiego starego muła, nie trzeba cię chyba popędzać?
Aresztowałbym tego faceta już tylko na tej podstawie.
- Tylko, że ta jego historyjka diabelnie dobrze trzyma się kupy - odrzekł zafrasowany
Palmu. - %7łebyśmy tak chociaż wiedzieli, co napisał w tym liście do pani Skrof. Na mój nos to
właśnie on był jego zbawieniem. Oczywiście pod warunkiem, że w porę go odzyska. A czy w
takiej sprawie mógł się zdać na ślepy traf? Nigdy. Poza tym mogę się założyć, że odcisk jego
buta nie będzie pasował do śladu z balkonu. Oto przekleństwo tej pracy - musisz się upewnić
co do każdego, najmniejszego nawet szczegółu.
- %7łe też ja go rano wypuściłem z rąk - jęknąłem zgnębiony. - Idiota ze mnie!
- Błąd był po mojej stronie - oznajmił łaskawie Palmu. - Przecież sam powinienem był
w pierwszej kolejności pomyśleć o tej skrzynce na listy, widocznie jednak i ja nie jestem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •