[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeznacza życie.
Rozdział 28
OSTATNIA PODRÓ%7Å‚
Kiedy Fred Spiczuwa i tłumacz dzienników Ulyssesa Moore'a dotarli do miasteczka, było już po
wszystkim. Albo prawie po wszystkim.
Nie mając bezpośredniego połączenia samolotowego z Genui do Londynu, musieli odbyć podróż dosyć
urozmaiconą; najpierw dojechali na Lazurowe Wybrzeże i tam wsiedli w pociąg pospieszny do Paryża,
przejeżdżając przez całą południową Francję. W stolicy wynajęli samochód, by dotrzeć do Normandii, do
Cherbourga, gdzie wsiedli na prom. Podczas podróży Fred przeczytał wszystkie książki Kirke De Briggs i
doszedł do wniosku,
że powinien jak najprędzej zamówić u Kalipso jedenasty tom; jedyny, którego mu brakowało.
Przygnębiła go wiadomość, że księgarnia już nie istnieje.
A jeszcze bardziej się zmartwił, kiedy się okazało, że musi się przygotować na pogrzeb.
Ale zanim opowiemy o pogrzebie, wypada cofnąć się trochę w czasie...
Po powrocie do Willi Argo Julia Covenant wpadła na pewien trop. Prawdę powiedziawszy, zauważyła to
nie ona, lecz Rick.
Kiedy próbowali odzyskać te niewiele rzeczy, których nie zniszczyły pociski armatnie Mary Grey, znalezli
przewróconą rzezbę rybaczki; odkąd tu zamieszkali, zawsze stała na werandzie Willi Argo. Teraz leżała
trochę porozbijana, ale nadal była piękna.
- Wiesz, kogo mi przypomina? - spytał w pewnej chwili Rick, pomagając Julii ustawić ją na swoim miejscu.
Bez wyraznego powodu dziewczynka poczuła dreszcz przebiegający po krzyżu. - Nie. Kogo?
Rick jej powiedział i Julia w jednej chwili zrozumiała, że być może kapitan Spencer ją oszukał.
Wybiegła z domu i razem z Rickiem udali się do latarni Leonarda Minaxo, gdzie było radio, przez które
mogli się komunikować z Miejscami z Wyobrazni. Dalsze wypadki potoczyły się ze zdumiewającą
szybkością: kiedy już bohaterowie tej przygody mogli się porozumieć, Peter De-dalus spuścił się na swoim
balonie do Labiryntu i odzyskał Pierwszy Klucz, który wpadł tam razem z biednym doktorem Bowenem.
Bracia Nożyce przekazali czarne żagle znalezione w Londynie i w dżunglę wyruszyła ekspedycja, do
której dołączyli Rick, Jason, Julia, Anita, Tommi i Król Małp, który odnalazł na plaży naszyjnik
nieśmiertelności z czaszek i pragnął powrócić do domu. Jego pojawienie się na bagnach oznaczało
uwolnienie Ursusa Marrieta i czterech perkusistów, których dyrektor przekonał, by zamieszkali w Kilmore
Cove i grywali wieczorami w gospodzie Windy Inn.
Czarne żagle błyskawicznie postawiono na powietrznym statku Pandory.
I podróżnicy, wydostawszy się tym sposobem z Mrocznych Portów, udali się najpierw do Krainy Puntu.
Manfred masował sobie zbolały krzyż. - Ile dziś zrobiliśmy trwałych ondulacji? - zapytał Gwendalinę.
Jego dziewczyna żegnała się jeszcze w drzwiach zakładu z ostatnią klientką i Manfred nie doczekał się
odpowiedzi.
Odpowiedział sobie sam:  Za dużo". Doprawdy za dużo. Pracowali jak głupi. Ich salon piękności dla
Egipcjanek cieszył się wielkim powodzeniem i moc klientek zapisywała się na obcięcie włosów, manicure
czy inne zabiegi modne w dwudziestym wieku, które Gwendalina tu wprowadziła.
Od kiedy uciekli z Kilmore Cove i podjęli działalność na wybrzeżach Morza Czerwonego, stać ich było na
zakup wspaniałego domu na plaży i zatrudnienie około dwudziestu służących. A to sobie Manfred cenił
ponad wszystko.
Może brakowało mu trochę rozrywek, ale w sumie nie było powodu do narzekania. Gwendalina znosiła do
domu komiksy z przygodami w hieroglifach, bo lubiła je czytać przed snem. Manfred z braku wiadomości
sportowych oddawał się z lubością wędkowaniu nad morzem.
I właśnie to miał zamiar robić, jak tylko Gwendalina pożegna swoją ostatnią klientkę, niezwykle trudną w
odsyłaniu do domu: asystentkę Wielkiego Skryby, jednej z najważniejszych osobistości w Krainie Puntu,
dyrektora ogromnej Kolekcji Zwojów, która przydawała blasku całemu krajowi.
- Poszła - westchnęła smętnie Gwendalina, gdy klientka opuściła zakład. - Tak bardzo ją lubię!
- Szkoda tylko, że zawsze trafiasz na straszliwe gaduły!
- Cóż ci mogę powiedzieć? Tak się świetnie rozumiemy! Obie czujemy się szczęśliwe i obie trochę
tutaj nie na miejscu.
 Znów to samo" - pomyślał Manfred.  Teraz mi powie, żebym sobie poszedł sam albo żebyśmy wracali
szybko do domu, albo wymyśli jakąś inną babską głupotę".
Rozgarnął zasłonę ze sznurków z nawleczonymi perełkami rzecznymi i wyjrzał na bezkresną i zalaną
słońcem pustynię. Nagle zauważył czarny punkcik sunący po niebie i obserwując go; znieruchomiał.
Zbliżał się szybko, a wyglądał jak jakiś latający statek z całkiem czarnymi żaglami.
- Hej! Gwen... - zawołał. - Popatrz no tylko.
Nestor nie mógł się doczekać, aż latający statek zakończy lądowanie. Wyskoczył na ziemię na zdrowej
nodze, minął uszczęśliwione dzieciaki, które zbiegły się, by go powitać, i utorował sobie przejście wśród
tłoczących się wokół budzącego podziw statku Pandory.
Na widok wysokich murów pałacu poczuł, jak wali mu serce. Czy to możliwe, żeby Penelopa tu naprawdę
była? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •