[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jeszcze bardziej niesłychane. Weigens znów sięgnął ręką do kasety łączności i złapał zakres
Brygadiera.
 Sześćdziesiąt trzy Kojot woła Kruka  powiedział. Zatrzeszczało. Kavanah odezwał się
natychmiast.
 Kruk, słucham. Gdzie jesteś?
 Na miejscu, przy windach. Co robić?
 Czekaj. Przyjdzie do ciebie mój człowiek. Komendant poziomu. Nazywa się Onar. Pomoże
ci znalezć tego Gralena.
 Czy on jest Obrońcą?  spytał Weigens z nadzieją w głosie. Czuł się nieswojo.
 Tak... Ale nie spodziewaj siÄ™ wiele, on dziaÅ‚a w specyficznych warunkach. Ósmy poziom,
rozumiesz?
 Zaczynam rozumieć.
 Dobra, to wszystko... aha, Weigens. Nie dziw się niczemu. Niczemu. Zrozumiałeś?
 Tak jest, bracie Brygadierze, zrozumiałem, nie dziwić się niczemu  powiedział Weigens,
teraz już nic nie rozumiejąc.
 No, dobra.  Kavanah chrzÄ…knÄ…Å‚ z zadowoleniem.  W razie czego, wiesz, gdzie mnie
szukać. Koniec.
Nie czekali długo, patrząc ze zgrozą na kolorowy, rozwydrzony tłum dookoła, który
najwyrazniej wymagał kontroli. Po pierwsze, były godziny pracy. Więc co oni tu wszyscy robią?
Co to za łażenie bez celu? W ogóle, co tu się dzieje?
 Spokojnie, bracia, spokojnie. To ósmy poziom. Bardzo wysokie kasty. Ci ludzie pełnią
odpowiedzialne funkcje, do których my się nie nadajemy. To Medycy, Eugenicy i Bionicy. Mają
specjalne predyspozycje. Trochę tu dziwnie, ale pamiętajcie bracia, że patrzycie na ludzi, którzy
czuwają nad zdrowiem i biologią całej naszej Termitiery. Jeżeli tu tak jest, to znaczy, że właśnie
tak powinno być, bracia.  Weigens włożył w to przemówienie sporo wysiłku, bo zabrzmiało mu
nieprzekonująco. Ale zdaje się, że jego podwładni nie bardzo słuchali, odwracając maski hełmów
za każdą przechodzącą kobietą. Problem braku kontroli przestał ich interesować.
Weigens zauważył go z daleka. Mężczyzna ubrany w luzną togę, jak wszyscy tutaj. Był
jednak wyższy niż pozostali. Jego kwadratowa, nieruchoma twarz nosiła te nieuchwytne
znamiona wieloletniego treningu, które fachowiec zawsze może rozpoznać. Zna je z lustra.
Istnieje ten szczególny wyraz oczu, wyraz nieufności i uwagi zapiekły na twarzy. To nie jest
zwykły człowiek. To maszyna do zabijania. To Obrońca.
Tamten podszedł i stanął obok. Nosił skórzane paski na przegubach oraz miękkie buty.
Głowę miał wygoloną prawie do gołej skóry.
 Centurion Weigens?  Spytał i nie czekając na odpowiedz rzekł  Chodzmy. Centurion
Onar już czeka.
 Dlaczego sam nie przyszedł?  spytał Weigens, gdy już szli marmurowymi korytarzami. 
Ja nie mam czasu.
Przewodnik nie odpowiedział. Na miejsce dotarli w milczeniu. Przeszli przez jakieś nie
wyróżniające się niczym drzwi, potem jakimś korytarzem, wszędzie wśród tych kolumn i rzezb.
W końcu przewodni stanął, wycelował palec w jakieś wrota i przemówił ludzkim głosem: Tędy 
po czym odwrócił się i odszedł. W Weigensie aż się zagotowało. Ktoś tu robi z kogoś durnia.
Podszedł do drzwi, słysząc gniewne echo własnych kroków i pchnął dłońmi oba ciężkie,
rzezbione skrzydła. Wrota ustąpiły, miękko, ale powoli. Za nimi nie było oczywiście
przyzwoitego gabinetu, z biurkiem, flagą Wspólnoty, telefonem za który można w razie czego
chwycić, ani odpowiednim człowiekiem za biurkiem.
Była natomiast sala, otoczona kolumnami, obniżona na środku. W obniżeniu znajdował się
basen wypełniony zielonkawą wodą. Weigens zrobił krok do przodu i w tym momencie dwóch
młodzieńców w białych tunikach chwyciło go z boków za ramiona.
Przestraszył się w pierwszej chwili, ale w następnej wybuchła w nim wściekłość i dzika
satysfakcja. Skrętem ciała posłał jednego z nich na kolumnę uwalniając prawą rękę i zderzając
się z drugim. Wykręcił lewą dłoń napastnika ściskającą jego nadgarstek i wykonał półobrót.
Młodzieniec przekoziołkował przez własne przedramię, przy czym grzmotnął plecami na
posadzkę. Weigens usłyszał klapanie sandałów i zobaczył mężczyzn w tunikach, biegnących przy
ścianie z obu stron.
 Zróbcie porządek z tymi pajacami  rzucił w interkom, a sam wyminął kolumny i ruszył po
długich stopniach w kierunku basenu. Na najniższym poziomie stały niska leżanka o wymyślnym
kształcie oraz masywny stolik z malachitu. Na leżance spoczywał jakiś szczupły typ, oczywiście
w kretyńskiej tunice. Głowę miał w kręconych złocistych lokach, a brwi zrośnięte pośrodku
czoła. Za plecami typka stał kilkunastoletni szczeniak, który masował mu kark, Weigens jeszcze
panował nad sobą, ale łomot uderzeń i głuche stęknięcia za plecami brzmiały dla niego jak
najsłodsza muzyka. Idąc przesunął regulator głośnika do oporu, więc jego głos zabrzmiał w hali
jak ryk trÄ…b SÄ…du Ostatecznego.
 CO TO ZA CYRK, DO KURWY NDZY! CO TU SI DZIEJE?!
Cherubinek na kozetce zerwał się na jego widok na równe nogi i krzyknął w kierunku drzwi:
 Spokój, puścić ich, to nieporozumienie!  Po czym rozłożył teatralnie ręce i zawołał
z fałszywą troską:  Przepraszam bracie, nie uprzedzili mnie, że już jesteście, sam rozumiesz,
środki bezpieczeństwa, stokrotnie przepraszam, bracie, chyba nikomu nic się nie stało, oni są tacy
brutalni...
 Marnych masz ludzi  warknął Weigens. Warkald i Skoltrygg pojawili się między
kolumnami. Skoltrygg masował lekko prawy nadgarstek, który gdzieś, kiedyś mu wywichnęli.
Cherubinek nie dał po sobie niczego poznać.
 Centurion Onar  przedstawił się.  Siadaj, bracie. Czym chata bogata... Derni  Zwrócił
się do szczeniaka  każ przygotować wszystko dla naszych gości.
Młodociany chudzielec skłonił się i oddalił dyskretnie.
 Nie mam czasu  warknął Weigens.  Szukam człowieka. Izra Gralen MED 1717 ARF.
W papierach jest tylko Centrum Badań Medycznych... Gdzie to jest?
 Tak, tak...  Cherubinek zatrzepotał rękami  Wiem, prosił żeby przysłać mu kogoś. Pewno
zadzwoni... zadzwoni i poprosi cię do siebie. On jest bardzo zajęty. Na razie trzeba poczekać.
Odpręż się, zdejmij ten małpi strój, napij się... Może potrzebujesz jeszcze czegoś? Tu jest ósmy
poziom, nie trzeba się nigdzie spieszyć. Obrońcy na tym poziomie nie mają dużo do roboty,
można poużywać życia, wiesz co mam na myśli...  Weigens słuchał tej paplaniny i milczał.
Cherubinek wskazał mu drugą kozetkę, przysunął paterę z owocami, pojawił się szczeniak
i zaczął coś tłumaczyć Obrońcom, a Weigens wciąż stał jak plastykowy kanciasty posąg.
 Siadaj bracie  mówił centurion Onar.  Trzeba czekać na telefon. Odpręż się, mówię 
objął szczeniaka w pasie i posadził sobie na kolanach. Obrońcy gdzieś zniknęli.
 Zatelefonuj  wycedził Weigens.  Powiedz mu że przyszedłem, a potem dawaj adres.
Mówiłem, że nie mam czasu.
 Masz mnóstwo czasu  szczebiotał cherubinek.  Czym ty się przejmujesz? Mówiłem ci,
on zadzwoni, jak będzie cię potrzebował. Twoi ludzie korzystają z naszej gościnności, czemu
masz być głupszy? Nie widziałeś jeszcze moich dziewcząt ani chłopców...
W tym momencie Weigens przestał słuchać a zaczął działać. Podszedł wolnym krokiem do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •