[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kilka minut ma się rozpocząć ślub, a po niej ani śladu. Chyba
nic jej się nie stało?
Chodził przed drzwiami i kościoła w tę i z powrotem
niemal od godziny. Już miał zadzwonić do Jake'a i poprosić
go, aby wyjechał na ulice, kiedy nagle Zoe wyłoniła się zza
rogu. Na jego widok zatrzymała się na chodniku.
Odruchowo poprawiła fryzurę i wygładziła nieistniejące
zmarszczki na sukni.
Serce Ryana zaczęło bić szybciej. Wyglądała po prostu
oszałamiająco. Nigdy nie odczuwał takiej ulgi na czyjś widok,
podobnie jak nigdy nie był na nią tak wściekły. Prawie
spózniła się na ślub własnej siostry. Kochał ją jak nikogo
innego na świecie. Powie jej to, jak tylko zbeszta ją za
spóznienie. Będzie jej to powtarzał aż do znudzenia.
- Gdzie byłaś? - otworzył drzwi, wypuszczając ją do
środka.
- Mam ci coś do powiedzenia.
- Pózniej. - Popchnął ją lekko do przodu. W tym
momencie rozległy się pierwsze akordy marsza weselnego.
Zoe chciała, aby ślub skończył się jak najszybciej. Myślała
tylko o tym, co powie Ryanowi. Miała nadzieję, że po
przyjęciu znajdą jakąś wymówkę, aby się ulotnić i wreszcie
porozmawiać o swojej przyszłości w jakimś spokojnym
miejscu.
Choć oboje wyznali sobie miłość, było między nimi zbyt
wiele napięć, by przejść nad nimi do porządku dziennego.
Gdyby Ryan postanowił zniknąć z jej życia, nie mogłaby w
spokoju wyjechać z Riverbend. Chciała przynajmniej mieć
pewność, że ich świeżo odzyskana przyjazń pozostanie
nienaruszona. Inaczej jej dalsze życie będzie uboższe.
Wróci sama do Nowego Jorku, do swojej pracy i do
egzystencji, która kiedyś dawała jej satysfakcję, ale teraz
wydawała się jej pusta i pozbawiona sensu.
- Przepraszam, że się spózniłam. - Uścisnęła Kate. -
Wszystko w porządku?
- Teraz już tak. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie
wyjechałaś do Nowego Jorku.
- Obiecałam, że najpierw zobaczę cię w roli
uszczęśliwionej żony. - Zoe lekko uszczypnęła Kate w
policzki, aby nabrały trochę koloru.
- Wczoraj wieczorem naprawdę zżarły mnie nerwy -
wyznała cicho Kate. - Zastanawiałam się, czy wychodząc za
Aleca nie popełniam największego błędu w życiu.
- Ale przecież go kochasz. Wiesz też, że on kocha ciebie.
Nic innego się nie liczy.
- Wiem. - Kate spojrzała na nią z nagłym przerażeniem w
oczach. - Nie mam nic błękitnego ani nic pożyczonego.
Zoe podała jej błękitną koronkową podwiązkę, którą
specjalnie w tym celu przyniosła.
- Błękitne już masz. A tu masz pożyczoną od babci
chusteczkę. - Wręczyła siostrze małą chustkę, która kiedyś
należała do ich babci.
Kate uścisnęła ją.
- Kocham cię, Zoe. I nie martw się. Ryan też cię kocha.
Masz to jak w banku.
- Nigdy nie przestaniesz nas swatać, prawda? - Zoe
otworzyła drzwi, za którymi stał ich ojciec i pchnęła lekko
siostrę.
- Ja też cię kocham. %7łyczę ci dużo szczęścia.
Lawrence podał Kate ramię, a drugie wyciągnął do Zoe.
Zoe ujęła go i uścisnęła w nagłym impulsie. Potem zajęła
swoje miejsce i czekała spokojnie na rozpoczęcie ceremonii.
Starała się skoncentrować na tym, co się działo, ale nie
mogła przestać patrzeć na Ryana. Uśmiechnęła się, widząc,
jaką zrobił minę, kiedy Alec odwrócił się do niego po
obrączki. Kiedy uśmiechnął się na widok pocałunku, jaki
wymienili tuż po ślubie Kate i Alec, miała ochotę rzucić mu
się w ramiona.
A kiedy podał jej rękę, pragnęła, by już nigdy jej nie
puścił.
Zastanawiała się, jak najlepiej go przeprosić, gdy Kate
nagle zatrzymała się i odwróciła. Zrobiła kilka kroków w ich
stronę i rzuciła bukiet prosto w ręce Ryana.
Popatrzył skonsternowany na trzymane w rękach kwiaty,
po czym przeniósł wzrok na Zoe.
- Mam cię! - wykrzyknęła Kate. - Czekałam całe lata,
żeby to zrobić!
Ryan uśmiechnął się.
- A ja czekałem całe lata, żeby zrobić to!
Niespodziewanym gestem rzucił bukiet na ziemię, wziął Zoe
na ręce, uniósł i posadził sobie na ramieniu.
- Postaw mnie! - krzyknęła rozzłoszczona. - Robisz z nas
widowisko.
- Co mi radzicie? - Ryan rozejrzał się dookoła. - Mam ją
postawić? - spytał zgromadzonych w kościele ludzi.
- Nie! - goście byli jednogłośni.
- Tak! - krzyczała Zoe, próbując się uwolnić z jego
uchwytu. Ryan jednak trzymał ją mocno.
- Niech się stanie tak, jak pragnie większość.
Zoe uniosła głowę i dostrzegła, że jej rodzice się
uśmiechają.
- Zróbcie coś - powiedziała w ich kierunku. - Każcie mu
mnie postawić.
- Nie mam zamiaru zadzierać z tutejszą władzą - oznajmił
ze śmiechem Lawrence. - Jestem pewien, że sami jakoś
rozwiążecie ten problem.
- Przepraszam was - powiedział Ryan do Kate i Aleca. -
Dołączymy do was pózniej. Najpierw musimy załatwić pewną
osobistą sprawę.
Pochylił się ostrożnie, podniósł z podłogi bukiet i podał go
Zoe.
- Trzymaj.
Z tymi słowami ruszył do wyjścia. Kiedy byli już na
zewnątrz, zatrzymał się na chwilę.
- Zastanówmy się, dokąd teraz...
Zoe przyciskała do siebie bukiet, drugą ręką
przytrzymując się pleców Ryana.
- Jeśli zależy ci na własnej skórze, wrócisz teraz do
kościoła i przeprosisz mnie... przed wszystkimi.
Ryan potrząsnął głową, po czym poprawił ją sobie na
ramieniu.
- Jesteś trochę ciężka, ale mam nadzieję, że nam się uda.
Na pewno.
- Każę cię aresztować!
Ryan zaczął iść i musiała przytrzymać się jego szyi, aby
nie zsunąć się na ziemię.
- Co chciałaś mi powiedzieć?
- Nie mam ci absolutnie nic do powiedzenia. Nic, co
chciałbyś usłyszeć - jej głos brzmiał jak stal.
Ryan uśmiechnął się do siebie. Uwielbiał, gdy była
wściekła. Jeśli jego sekretne plany się powiodą, przez resztę
życia będzie miał dość okazji, aby słuchać jej wściekłego
głosu.
- Jestem pewien, że masz mi wiele rzeczy do powiedzenia
i to takich, które zapewne będę chciał usłyszeć. Kate wykazała
się sprytem, rzucając bukiet w moją stronę.
- Z nią rozprawię się w drugiej kolejności. Wierzgnęła
nogą, próbując trafić Ryana w podbrzusze.
- Uważaj! - krzyknął z udanym przerażeniem. -
Przerwiesz łańcuch pokoleniowy O'Connorów.
- Dobrze wiem, co robię. Dokąd mnie zabierasz? Ryan, to
jest porwanie!
- Ależ skąd. Przecież wszyscy w kościele dali mi
błogosławieństwo. Nie ma mowy o porwaniu.
- Ale ja ci nie dałam błogosławieństwa - powiedziała
urażonym głosem, ale przynajmniej przestała go kopać.
Ryan zachichotał i poklepał ją po nodze.
- Wystarczy mi zgoda twojego ojca.
Zoe jęknęła. Jak tylko ją postawi, pokaże mu, co o tym
myśli. Jak on śmie obejmować ją w publicznym miejscu, a
potem brać na plecy jak worek kartofli. I to na oczach tylu
ludzi!
Może go kocha ponad wszystko na świecie, ale nie
pozwoli, aby traktował ją jak jakiś bagaż. Powiedziała mu to,
kiedy przenosił ją przez drzwi posterunku policji w Riverbend.
Ryan ruszył prosto w kierunku cel. Zoe zesztywniała.
- Nie ośmielisz się!
Ryan otworzył jedną z cel i bezceremonialnie rzucił Zoe
na pryczę. Kiedy próbowała się wymknąć, delikatnie, ale
stanowczo przytrzymał ją w miejscu.
Potem podszedł do drzwi i zamknął je.
Zoe drgnęła, kiedy usłyszała dzwięk upadającego na
cementową podłogę klucza.
Ryan natomiast zupełnie się tym nie przejął.
- To jedyne miejsce w mieście, w którym raczej nikt nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •