[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ludziom na stare lata chce się jeszcze sprzeczać. Nie rozumiem tego.
& tak nie wolno& proszę cię& krzyczy Dzięciołowa.
& bezkarnie& to karygodne, każdy ma prawo& odkrzykuje Dzięcioł, który
najwyrazniej jest na nią wkurzony.
Czuję się, jakbym podsłuchiwała. Nie wiedzą, że pracuję w nietypowych
godzinach i często przed południem jestem w domu. Ale przecież przez ich kłótnie nie
będę wiecznie trzymać zamkniętego balkonu. Przy okazji napomknę Dzięciołowi, że do
pracy wychodzę pózno i w dodatku niecodziennie, może się opamiętają.
Michała jeszcze nie ma, mogę spokojnie zadzwonić do Malwiny Myszoł.
Tak, słucham odzywa się przerażająco smętny, wręcz ponury męski głos.
Dzień dobry, tu Maria Dudek z Edukatora. Czy mogę rozmawiać z panią
Malwiną Myszoł?
To pomyłka, a gdzie pani dzwoni?
No, do pani Myszoł, firma Fisana&
Ale dodzwoniła się pani do zakładu pogrzebowego.
O, przepraszam mówię, szybko odkładając słuchawkę.
Co się dzieje? Mam zamiar spytać Isię, czego dowiedziała się o Fisanie, ale ona
sama, widząc, że coś jest nie tak, natychmiast zdaje relację ze swoich poszukiwań.
Słuchaj, spędziłam przed komputerem ponad godzinę i nic. Nie znalazłam firmy
Fisana ani Malwiny Myszoł. A przecież w internecie jest każda firma. Jeśli jakiejś nie
ma, to znaczy, że nie istnieje.
Dzięki, już się nią nie zajmuj. Pewnie zadzwoni jeszcze raz. Czuję jednak, że
nie zadzwoni, i zaczynam jej osobę łączyć, może niesłusznie, z kopertą i ze zdzirą .
Przychodzi Michał i widząc nasze strapione miny, pyta, o co chodzi.
Nic takiego wyjaśniam. Telefon do Fisany. Chyba mamy zły numer.
Dziewczyny, nie róbcie mi tego. Jak można zle zapisać numer telefonu? A może
coś pomyliłaś, spróbuj jeszcze raz. Do kogo się dodzwoniłaś? Ociągam się z
odpowiedzią, ale on nie daje za wygraną, świdruje mnie wzrokiem. Do kogo?
Do zakładu pogrzebowego!
Patrzy na mnie z niedowierzaniem.
Chyba tylko tobie przydarzają się takie niestworzone historie. Poszukam tej
firmy i dam ci znać, a ty idz do Janusza i opowiedz o szkoleniach dla Miecha.
Wczoraj tak się cieszyłam, a dziś żałuję, że się umówiłam z dziewczynami. Nie
chce mi się rozpakowywać książek, rozmawiać ani tym bardziej robić kolacji, ale
dochodzi czwarta, za pózno, żeby odwoływać spotkanie. Wlokę się do łazienki może
szybki prysznic postawi mnie na nogi. Zawsze kiedy stoję pod strumieniem ciepłej wody,
wspominam. I nie wiem dlaczego najczęściej przykre sprawy. Dlaczego w tak
przyjemnej chwili nie przychodzą do mnie radosne myśli, na przykład jakieś
wspomnienia z dzieciństwa albo fajnych wakacji. Malwina, Malwina& Myślę o
wszystkich kotach, które miałam w życiu, zawsze były przytulne, miłe i przyjazne.
Zwłaszcza ostatnie trzy kocice, które pojawiły się, jedna po drugiej, kiedy dzieci trochę
podrosły i miałam nadzieję, że będą się nimi same opiekowały. Owszem, spały z nimi,
ale ze zmienianiem żwirku był już kłopot. A nie mówiłem, a nie mówiłem zrzędził
Marcel, który też nie zmieniał żwirku, bo rodzice powinni być konsekwentni. Ale muszę
przyznać, że lubił koty, kto wie, czy nie bardziej niż nas.
Nie podoba mi się, że szefowa od szkoleń z firmy widmo nazywa się jak jedna z
moich kocic Malwina. Wiem, skąd te myśli mam ochotę znów mieć kota, ale bronię
się przed tym, bo nie chcę rezygnować z wolności. Zwierzę to obowiązek, ostrzegam
samą siebie, tak jak kiedyś uprzedzałam Laurę, która całymi dniami przekonywała, że
powinna mieć kota. Kończę prysznic, spłukuję włosy, które myję codziennie jak każda
rozsądna palaczka, i staję przed lustrem jest wielkie, to się udało panu Mirkowi.
Zmęczenie nie minęło. Uświadamiam sobie, że od kiedy zamieszkałam tutaj,
wciąż spotyka mnie coś przykrego. Chyba należało się wycofać przy drugim spotkaniu,
kiedy pan Mirek zachowywał się tak niesympatycznie. To był zły znak. Niedobre emocje,
zła energia nigdy się nie ulatniają. Chyba muszę wezwać egzorcystę, jest ich teraz pod
dostatkiem.
Kupiłam mieszkanie, bo nie miałam gdzie się podziać i czym prędzej chciałam
zacząć nowe wspaniałe życie. Wolałam przymknąć oko na jego wady i skwaszoną minę
właściciela, niż szukać czegoś przez kolejne miesiące i koczować u mamy, a meble
trzymać na działce u znajomych w nieogrzewanym drewnianym domku. A zresztą nastał
kryzys i gazety codziennie straszyły, że możemy stracić wszystkie oszczędności na
rachunkach bankowych. Okazało się, że to były strachy na Lachy, ale skąd mogłam
wiedzieć?
Mogłaś, gazety i telewizja są od straszenia, a ludzie od myślenia . Dzięki,
ciekawe że nigdy nie udzielasz mi rozsądnych rad, tylko bez przerwy mnie strofujesz.
A zatem łosoś w sosie koperkowym i zielona sałata. Dziewczyny odchudzają się
(Baśka tylko tak mówi, żeby nam dokuczyć, ma idealną figurę) co najmniej od dziesięciu
lat, więc wystarczy. Przynajmniej na początek, bo wiem, że po dwóch godzinach zaczną
się delikatne sugestie, że są głodne i chętnie zjedzą kanapki. Nic z tego nie mam
chleba. Muszę je o tym uprzedzić. Piąta. Myję sałatę, dorzucam kilka pomidorów,
oczywiście bez skórki, bo Jolka zapewnia, że skórka jej szkodzi. Kiedy otwieram szafkę,
żeby wyjąć miód do sosu, wylatuje z niej dorodny mól zbożowy nie mam siły, zastałam
je tutaj jako spadek po panu Mirku, nie wiem, czym się żywią, przecież nie trzymam
żadnych zapasów, dosłownie niczego, co lubią: ryżu, mąki, kaszy, bakalii, orzechów. Ale
i tak je mam. Trudno, zginą śmiercią głodową albo pani Jelena znajdzie gniazdo i
wymorduje je bez żadnej litości. Szykuję stół, włączam piekarnik czuję się, jakbym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]