[ Pobierz całość w formacie PDF ]

omówić z nim wydarzenia poprzedniego wieczoru.
Przemknęło mu przez myśl, że czasem praca prawnika
nie różni się od pracy opiekunki do dzieci.
Wieczorne spotkanie w ratuszu nie byÅ‚o zanadto stre­
sujące. Oprócz Sterlinga i komendanta Petersena obecny
byÅ‚ detektyw Rosczak oraz jego wspólnik, detektyw Har¬
bing. Policjanci nie uciekali się do żadnych podstępów
czy sztuczek; swojÄ… pracÄ™ wykonywali uczciwie, z po­
wagą. Jake miał wrażenie, jakby setki razy odpowiadał
na te same pytania. Chociaż obydwaj detektywi byli za­
skoczeni, słysząc, że Monica Malone szantażowała go,
to jednak nie bardzo chyba uwierzyli w wersję zdarzeń,
którą im przedstawił.
DAR %7łYCIA
63
W końcu Sterling postanowił zakończyć spotkanie.
- Panowie, od czterdziestu pięciu minut wałkujecie
jedno i to samo - rzekÅ‚. - Albo aresztujcie pana Fortu­
ne'a, albo pozwólcie mu wrócić do domu.
Jake popatrzyÅ‚ na prawnika z przerażeniem, ten jed­
nak wiedziaÅ‚, że wyniki z laboratorium jeszcze nie na­
deszÅ‚y, a to oznaczaÅ‚o, że policja nie ma żadnych pod­
staw, aby kogokolwiek aresztować. Rosczak z Harbin¬
giem niechętnie zgodzili się z propozycją Sterlinga, aby
zakończyć spotkanie. Spytali jednak, czy nazajutrz rano
mogliby się ponownie spotkać z Jakiem.
- Na miłość boską, panowie! - zirytował się Sterling.
- Jutro jest niedziela! W kółko na okrągło pytaliście o to
samo. Ile można? Mój klient z podziwu godnÄ… cierpli­
wością odpowiadał na wszystkie pytania. Szczerze, bez
żadnych uników, opowiedział wam o swojej wizycie
u panny Malone. Jeśli chcecie go dalej wałkować, chyba
możecie zaczekać do poniedziałku?
Detektywi wymienili między sobą spojrzenia.
- W porządku, a zatem do poniedziałku rano - rzekł
Rosczak. Po czym spytał, czy Jake miałby coś przeciwko
temu, aby stanąć w szeregu z piÄ™cioma innymi mężczy­
znami i uczestniczyć w tak zwanej konfrontacji.
Jake wytrzeszczył oczy. Takie rzeczy zdarzają się na
filmach; nie były udziałem szanowanych prezesów firm.
- Nie widzę ku temu najmniejszego powodu - odparł
spokojnie Sterling. - Po pierwsze, mój klient nie zabił
pani Malone. Po drugie, przyznał się, że wczorajszego
wieczoru był u niej w domu. W tej sytuacji nie należy
się dziwić, jeśli ktoś go widział, gdy opuszczał jej dom.
SUZANNE CAREY
64
Podczas całego przesłuchania detektyw Harbing grał
rolÄ™  dobrego gliniarza".
- Po prostu chcieliÅ›my ustalić czas, o której pan For­
tune wyszedł. Nic więcej - wyjaśnił.
Po zakoÅ„czonym spotkaniu Sterling podjechaÅ‚ do bu­
dynku, w którym wynajmowaÅ‚ mieszkanie. Tam, w pod­
ziemnym parkingu, Jake przesiadł się do porsche, po
czym dwoma samochodami ruszyli do rezydencji nad je­
ziorem, by omówić sprawę wynajęcia dla Jake'a dobrego
obrońcy. Korzystając z tego, że przez moment jest sam
- Jake poszedÅ‚ do sypialni przebrać siÄ™ w coÅ› wygod­
niejszego - Sterling zadzwoniÅ‚ do Kate, by zdać jej krót­
ką relację z wizyty w ratuszu. Kiedy Jake pojawił się
w bibliotece, prawnik rozmawiał już z Ericą.
Kiedy ta usÅ‚yszaÅ‚a w tle gÅ‚os swojego męża, natych­
miast zażądaÅ‚a, aby Sterling poprosiÅ‚ go do telefonu. Jed­
nakże nie udało się jej nic z Jake'a wyciągnąć.
- Powiedz dzieciom, że jestem niewinny - mruknął
do słuchawki. - Nie mogę teraz rozmawiać, Erico. Muszę
się czegoś napić. I wziąć tabletkę od bólu głowy. A poza
wszystkim innym, naradzić się ze Sterlingiem.
Jess pojechała taksówką do hotelu, wzięła prysznic,
przebrała się, po czym wróciła do szpitala, gdzie spędziła
bezsenną noc. Duży wygodny fotel, który stał koło łóżka
Annie, Å›wietnie nadawaÅ‚ siÄ™ do siedzenia, gorzej do spa­
nia. Chociaż Annie czuła się znacznie lepiej; głównie
dzięki dodanemu do kroplówki antybiotykowi, wciąż była
bardzo osÅ‚abiona. Jess z przerażeniem myÅ›laÅ‚a o czeka­
jącej córkę chemioterapii.
DAR %7łYCIA 65
- JesteÅ› caÅ‚ym moim Å›wiatem, maleÅ„ka - szepnęła, pa­
trzÄ…c na Å›piÄ…ce dziecko. - Musisz być bardzo dzielna, my­
szko. I musisz bardzo mocno walczyć, wtedy wyzdrowie­
jesz. Obiecuję ci to. Czeka cię długie, wspaniałe życie...
Około siódmej rano, kiedy Stephen zajrzał do sali,
Annie leżała z otwartymi oczami i narzekała na wenflon
w ręce. Zaskoczona obecnością Stephena w niedzielny
poranek, Jess ucieszyła się, że godzinę temu przejechała
szczotką po włosach i pociągnęła usta szminką.
- Boże, co pan tu robi? - spytała. - Nie ma pan ani
jednego dnia wolnego?
ChwilÄ™ wczeÅ›niej Stephen przystanÄ…Å‚ w dyżurce pie­
lęgniarek, żeby zerknąć do historii choroby swojej małej
pacjentki. Nie spodziewał się jeszcze żadnych wyników
badaÅ„, ale chciaÅ‚ zobaczyć, co figuruje w rubryce  oj­
ciec". W tym miejscu Jessica Holmes wpisała:  nie żyje".
OczywiÅ›cie, to o niczym nie Å›wiadczy. MogÅ‚a mieć przy­
jaciela lub narzeczonego. Mogła powtórnie wyjść za mąż.
Jakoś jednak nie sądził, aby dzieliła z kimś życie. Gdyby
tak było, czy sama zmagałaby się z chorobą córki? Czy
ktoś by jej nie towarzyszył, nie służył wsparciem?
WidzÄ…c jej podkrążone oczy i wyraz strasznego zmÄ™­
czenia na twarzy, pragnÄ…Å‚ wziąć jÄ… w ramiona i pocie­
szyć. Z własnego doświadczenia wiedział, co biedaczka
przeżywa. Znał to uczucie bezradności, kiedy patrzy się
na ciężko chore dziecko.
Nagle uÅ›wiadomiÅ‚ sobie, że nie odpowiedziaÅ‚ na jej py­
tanie. Od śmierci Davida właśnie w niedzielę najtrudniej
było mu wytrzymać samemu w domu. Zamiast złościć się,
kiedy wzywano go w tym dniu do szpitala, odczuwał ulgę.
66 SUZANNE CAREY
Ale nie mógł jej tego powiedzieć.
- Mam starszą pacjentkę, której stan mnie trochę nie-
pokoi - odparł. Nie wdawał się w szczegóły, nie tłuma-
czyÅ‚, że lada chwila pani Munson może umrzeć. - Po­
myślałem sobie, że skoro już tu jestem, odwiedzę również
Annie. - Popatrzył na dziewczynkę. - Widzę, że byłaś
grzeczna i nie pozbyłaś się tej rurki, mimo że troszkę
uwiera, prawda? Moim zdaniem zasłużyłaś na medal.
A przynajmniej na jakÄ…Å› nagrodÄ™.
Oczy Annie rozbłysły.
- Dasz mi jeszcze jeden plaster?
Potrząsnął głową.
- Nie. Tym razem mam dla ciebie prawdziwÄ… nie­
spodziankÄ™.
Zapiszczała z radości, kiedy wyjął z kieszeni garść
należących dawniej do Davida zabawek: maÅ‚ego plasti­
kowego kowboja, plastikowego Indianina i dwa koniki.
- To dla mnie? NaprawdÄ™ dla mnie? MogÄ™ je zatrzy­
mać?
Stephen uśmiechnął się szeroko.
- Możesz, ślicznotko.
- Ojej, kowboj i Indianin! - Annie nie posiadała się
z radości. - Dziękuję!
Uśmiech również zagościł na twarzy jej matki.
- Sprawił jej pan niesamowitą frajdę.
Na Forest Road, w domu sÄ…siadujÄ…cym z domem
Stephena, Lindsay Fortune-Todd jadła śniadanie ze swym
mężem Frankiem, z siedmioletniÄ… córkÄ… Chelsea i sze­
ścioletnim synem Carterem. Na stole stał talerz usmażo-
DAR %7łYCIA 67
nych przez niÄ… naleÅ›ników z jagodami, dzban Å›wieżo wy­
ciśniętego soku pomarańczowego oraz zaparzona przez
Franka kawa o smaku orzechów laskowych.
W ogrodzie śpiewały ptaki, a widoczne z okna jezioro
migotało, jakby pokrywała je cienka brylantowa siateczka.
Ale mimo cudownej pogody i beztroski malującej się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •