[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mężczyzną, który najpewniej chciał tylko odbić sobie rok
 posuchy".
Tak, Charlie musi już iść. Wątpiła, czy zdołałaby mu
się oprzeć, gdyby został choć chwilę dłużej. Musi tylko
wrócić do salonu, podziękować za uroczy wieczór i po-
wiedzieć, że odprowadzi go do drzwi. To nic trudnego.
Charlie miał wrażenie, że czas płynie w zwolnionym
tempie. Serce biło mu boleśnie ospale, krew leniwie krą-
żyła w żyłach, brakowało mu powietrza. Wszystko go
bolało. Bolały go ramiona, czuł ból w piersi... no i w lę-
dzwiach.
108
S
R
Carrie coś do niego mówiła, ale słyszał tylko poszum
swojej krwi. Wstał, kiedy ruszyła w jego stronę.
- ...więc moim zdaniem byłoby najlepiej, gdybyś już
sobie...
Uciszył ją pocałunkiem. Ujął jej twarz w stulone dło-
nie i całował ją namiętnie, niecierpliwie. Nie mógł się
nią nasycić. Słyszał jej zdławione jęki i westchnienia,
czuł, jak chwyta go za koszulę.
- Pragnę cię - wyszeptał.
Patrzyła w jego zamglone oczy, myśląc o tym, jak go
rozebrać i nacieszyć się jego nagością. Chciała go doty-
kać, całować.
- Ale wyjdziesz, zanim Dana się obudzi - uprzedziła.
- Dobrze - odparł, szukając jej ust. Niecierpliwie
ściągnęła z niego koszulę. Odsłoniła
gładką ciepłą skórę, wdychała jej zapach, obsypywała
pocałunkami twarde, napięte mięśnie brzucha. Aż jęknął,
gdy koniuszkiem języka musnęła jego sutek. Zanim się
obejrzała, była już bez bluzki, a on wpatrywał się w jej
piersi w pięknym koronkowym staniku.
- Do sypialni - powiedziała półprzytomnie Carrie.
Nie musiała długo prosić. Porwał ją w ramiona i po-
biegł w głąb domu. Całując ją, postawił ją przed łóżkiem
i wsunął palce w burzę włosów. Z jękiem zarzuciła mu rę-
ce na szyję, a on wodził dłońmi po jej ciele, całując ją do
utraty tchu.
Raptem oderwał się od niej, szepcząc:
- Chcę na ciebie patrzeć.
Drżącymi palcami zmagał się z zapięciem stanika.
- Przepraszam, chyba wyszedłem z wprawy - po-
wiedział cicho. - Minęło trochę czasu, odkąd...
- Och. - Dopiero po chwili zrozumiała, co miał na
109
S
R
myśli, i uśmiechnęła się kokieteryjnie. - Założę się, że
nie tyle, ile od mojego ostatniego razu.
Odwzajemnił uśmiech i odgarnął jej włosy z czoła.
- Może nie tyle, ale rok to i tak długo.
- Phi. A co powiesz na pięć?
- Zgroza! - zaśmiał się, ale natychmiast spoważniał. -
Ale to nic, takich rzeczy siÄ™ nie zapomina. ZresztÄ… zaraz
ci wszystko przypomnÄ™...
Onieśmielona, rozpięła stanik i zdjęła go powoli.
- Nie - poprosił, gdy chciała zasłonić piersi. - Tygo
dniami rozmyślałem o tym, co kryje się pod tymi jed
wabnymi bluzeczkami.
Czuła się, jak gdyby tonęła w morzu doznań. Ciężar
jego ciała na jej ciele. Jego erekcja. Dotyk jego skóry.
Mogła tylko wzdychać i pojękiwać bez końca, wsłuchana
w bicie jego serca, a może to jej własne uderzało w ta-
kim gorÄ…czkowym rytmie?
Jęknęła, gdy zdejmował z niej majteczki. Pośpiesznie
rozpięła mu rozporek.
- Carrie... - Głos mu się łamał. Uśmiechnęła się, przy-
ciskajÄ…c usta do jego ust.
- Carrie!
Rozebrał ją w mgnieniu oka i spojrzał na nią rozis-
krzonym wzrokiem.
- Teraz ty! Precz z nimi! - Oparła stopę na jego
bokserkach.
Pochylił się nad nią, już nagi. Ucałował jedną pierś,
potem drugą, po czym zaczął kierować się niżej.
Bezwiednie uniosła biodra, pojękując coraz głośniej.
Kiedy delikatnie wsunął w nią palec, krzyknęła z roz-
koszy. Gdy przetoczył się przez nią pierwszy orgazm,
pocałowała go i wyszeptała:
110
S
R
- Może jeszcze raz? Zaśmiał się ochryple.
- Jestem gotowy.
- O tak! - odparła roześmiana, pieszcząc go dłonią.
- Tylko nie mów, że nie masz przy sobie prezerwatyw.
- SÄ… w portfelu. W tylnej kieszeni spodni.
Kiedy się z nią połączył, wszystko przestało się liczyć.
- Nie przestawaj... - powtarzała szeptem.
Doszli równocześnie, a potem długo leżeli, milcząc,
powoli wracajÄ…c na ziemiÄ™.
- Widzisz? - odezwał się półgłosem. - A nie mówi-
łem? Jak na parę z taką długą przerwą wcale nie jesteś
my tacy najgorsi.
111
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Kiedy Charlie się obudził, do sypialni wlewało się
słońce. Drobny paluszek delikatnie uniósł jego powiekę.
- Zostałeś u nas na noc, Charlie?
Otworzył drugie oko i spojrzał na uśmiechniętą Dane.
Carrie, która leżała na boku, wtulona w jego plecy, ze-
sztywniała.
- Dzień dobry, śpiąca królewno.
- Dzień dobry, skarbie - odezwała się Carrie, pod-
pierając się łokciem i spoglądając na córkę.
- Jestem głodna - poskarżyła się mała. - Umiesz
usmażyć naleśniki, Charlie?
- Aa... Tak się akurat składa, że umiem - odparł, nie
reagując na nieme ostrzeżenie Carrie.
- No to chodz. Mamusia bardzo je lubi. - Dana po-
ciągnęła za róg kołdry.
- Skarbie! - Carrie przytrzymała ją kurczowo. -Może
pójdziesz do kuchni i wyjmiesz miskę, dzbanek i jajka, a
my z Charliem przyjdziemy do ciebie za chwilkÄ™?
- Dobrze - odparła Dana zgodnie.
Gdy wyszła, wlokąc za sobą ukochany kocyk, Carrie z
jękiem opadła na plecy i wpatrzyła się w sufit.
Charliemu potwornie zachciało się śmiać. Carrie
szturchnęła go łokciem.
- To nie jest zabawne, Charlie.
112
S
R
Spojrzał na jej zgorszoną minę i parsknął śmiechem.
- Trzeba było wyjść dwie godziny temu! - dodała ze
złością.
- Wiem, wiem, ale miałem ochotę trochę się po-
przytulać. Kompletnie mnie wykończyłaś i chciałem tyl-
ko na chwilę zamknąć oczy.
- To katastrofa - wymamrotała Carrie, patrząc, jak
Charlie wstaje. - Na litość boską, załóż coś na siebie. Da-
na może w każdej chwili to zajrzeć.
Uśmiechnął się szeroko.
- Taki ci się nie podobam? - spytał seksownym to-
nem.
- Charlie!
Zaśmiał się i zaczął szukać ubrania.
- Moja koszula została w salonie.
- Super! -jęknęła Carrie..
Popatrzył na nią, przykrytą po same uszy, i z trudem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •