[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 To skąd je brał?
 Kiedy dostawał premie i nagrody od firm, wymieniał czeki na gotówkę, którą
trzymał w domu. Gdy tylko miał uzbieraną pokazniejszą sumę, kupował prezenty tej...
 Zatem wyklucza pani, że miał konto na swoje nazwisko w jakimś nieznanym
pani banku?
 Wykluczam to.
Stanowcza, pewna siebie, zdecydowana. Być może zbyt stanowcza, pewna siebie,
zdecydowana.
Czy to możliwe, że nigdy nie ogarnęły jej wątpliwości? Albo owszem, miała
wątpliwości, ale ponieważ mogłyby zrodzić jakieś podejrzenie, rzucić cień na imię brata,
wolała im zaprzeczyć.
Montalbano spróbował okrężnego podejścia do tej niezdobytej fortecy. Zwrócił się do
Paoli.
 Powiedziała pani, że Angelo kupił jej kolczyki w Feli. Dlaczego akurat tam?
Pojechała tam pani z nim?
Paola uśmiechnęła się lekko.
 Mnie, inaczej niż Elenę, często zapraszał na swoje objazdy prowincji.
 Tamtej nie zapraszał, bo to ona za nim jezdziła! - warknęła Michela.
 Oczywiście tylko wtedy, gdy nie kolidowało to z moją pracą w szkole -
podsumowała Paola.
 Widziała pani kiedyś, żeby wchodził do banku?
 O ile pamiętam, to nie.
 Był zaprzyjazniony z którymś z lekarzy czy farmaceutów, których odwiedzał?
 Nie rozumiem.
 Czy byli jacyś, nazwijmy ich tak, klienci, z którymi był w szczególnie
przyjacielskich stosunkach?
 Widzi pan, nie poznałam ich wszystkich. Przedstawiał mnie jako swoją
narzeczoną. W pewnym sensie było to prawdą. Ale odniosłam wrażenie, że wszystkich
traktuje tak samo.
 Kiedy zabierał panią ze sobą, towarzyszyła mu pani w czasie wszystkich
spotkań?
 Nie. Czasami prosił, żebym została w samochodzie albo przeszła się na spacer.
 Wyjaśnił pani powody?
 No cóż, uzasadniał to żartobliwie. Mówił, że ma odwiedzić młodego i
przystojnego lekarza, wobec tego boi się, że... albo wyjaśniał, że chodzi o jakiegoś
konserwatywnego bigota, który nie pochwaliłby mojej obecności...
 Panie komisarzu - wtrąciła się Michela. - Mój brat robił wyrazne rozróżnienie
między przyjaciółmi a ludzmi, z którymi prowadził interesy. Nie wiem, czy zauważył pan, że
trzymał w szufladzie dwa notesy, jeden z adresami przyjaciół, rodziny i tak dalej...
 Tak, zauważyłem - powiedział Montalbano. I zwrócił się znowu do Paoli:
 Jak rozumiem, uczy pani w liceum w Montelusie?
 Tak. Włoskiego.
Znowu uśmiechnęła się lekko.
 Już widzę, do czego pan zmierza. Emilio Sclafani nie tylko jest moim kolegą,
ale w pewnym sensie jesteśmy przyjaciółmi. Pewnego wieczoru zaprosiłam na kolację Emilia
i jego młodą żonę. Był także Angelo. Właśnie wtedy wszystko się między nimi zaczęło.
 Proszę posłuchać, Elena powiedziała mi, że jej mąż wiedział o romansie z
Angelem. Czy jest pani w stanie to Potwierdzić?
- Owszem. Tym bardziej że zdarzyło się coś absurdalnego.
 Czyli?
 Dowiedziałam się, że Angelo został kochankiem Eleny właśnie od Emilia,
kilka godzin wcześniej powiedziała mu o tym żona. Nie chciałam w to wierzyć, myślałam, że
Emilio chce mi zrobić głupi dowcip. Następnego dnia zadzwonił Angelo i powiedział mi, że
przez jakiś czas nie będziemy mogli się spotykać. Wtedy nie wytrzymałam i powtórzyłam mu
to, czego dowiedziałam się od Emilia. Potwierdził to, bardzo zmieszany. Błagał mnie o trochę
cierpliwości, tłumaczył, że to tylko chwilowe szaleństwo. Ja jednak byłam nieugięta. I tak
skończył się nasz związek.
 Nie spotkaliście się więcej?
 Nie. Ani też nie rozmawialiśmy.
 Pozostała pani w przyjaznych stosunkach z profesorem Sclafanim?
 Tak. Ale nie zapraszam go już na kolacje.
 Widziała go pani po śmierci Angela?
 Tak. Nawet dzisiaj rano.
 Jakie zrobił na pani wrażenie?
 Wydawał się poruszony.
Montalbano nie oczekiwał tak konkretnej odpowiedzi.
 W jakim sensie?
 Panie komisarzu, proszę sobie nie wyrabiać błędnego mniemania. Emilio jest
poruszony, bo jego żona straciła kochanka. To wszystko. Być może Elena zwierzyła mu się z
tego, jak bardzo zależało jej na Angelu, jaka była zazdrosna
 Kto pani powiedział, że była zazdrosna? Emilio?
 On mi nigdy nie opowiadał o uczuciach Eleny do Angela.
 Ja jej to powiedziałam - wyjaśniła Michela.
 Streściła mi mniej więcej zawartość listów Eleny - dodała Paola.
 A właśnie, znalazł je pan? - spytała Michela.
 Nie - odpowiedział Montalbano, kłamiąc w żywe oczy.
Czuł instynktownie, że im bardziej zmącił wody na ten temat, tym lepiej.
 Pewnie ona je zabrała - powiedziała Michela z przekonaniem.
 W jakim celu? - spytał komisarz.
 Jak to w jakim celu? - odpowiedziała Michela. - Te listy mogły być dowodem
przeciw niej!
 Kiedy, widzi pani - powiedział Montalbano z miną niewiniątka - Elena
przyznała się do ich napisania. Aącznie z deklaracjami zazdrości i grozbami śmierci. Jeśli to
przyznaje, to po co miałaby wykradać listy?
 No to na co pan czeka? - spytała Michela swoim specjalnym głosem z papieru
ściernego.
 Z czym?
 %7łeby ją aresztować?
 Jest pewien problem. Elena twierdzi, że te listy napisała pod dyktando.
 Czyje?
 Angela.
Dwie kobiety zareagowały zupełnie odmiennie.
 Kurwa! Dziwka! Kłamczucha! - krzyknęła Miche -  a> skacząc na równe nogi.
Paola natomiast wsunęła się głębiej w fotel.
 I jaki pożytek miał mieć Angelo z uzyskania listów od zazdrosnej kochanki? -
spytała, raczej zaciekawiona niż zdziwiona.
 Tego Elena nie umiała już wyjaśnić - skłamał po raz kolejny Montalbano.
 Nie umiała wyjaśnić, bo to nieprawda! - prawie zawyła Michela. lej głos z
papieru ściernego zaczął stawać się niebezpiecznie podobny do kamieni młyńskich.
Montalbano, który nie miał najmniejszej ochoty być uczestnikiem kolejnej sceny z greckiej
tragedii, doszedł do wniosku, że na ten wieczór dość się już dowiedział.
 Przygotowała pani dla mnie adresy? - spytał Mi - chelę.
Popatrzyła na niego bez zrozumienia.
 Pamięta pani? Dwie kobiety, jedna miała chyba na imię Stella...
 A, tak. Chwileczkę.
Wyszła z pokoju.
Wtedy Paola pochyliła się lekko do przodu i powiedziała cicho:
 Muszę z panem porozmawiać. Może pan do mnie zadzwonić jutro rano, bo nie
mam zajęć w szkole? Znajdzie pan mój numer w spisie telefonów.
Michela wróciła z kartką, którą podała komisarzowi.
 Oto lista byłych ukochanych Angela.
 Jest tam ktoś, kogo nie znam? - spytała Paola.
 Wydaje mi się, że Angelo zwierzył ci się ze wszystkich swoich historii
miłosnych.
Montalbano wstał i wymienili przyjacielskie serdeczności przy pożegnaniu.
W powietrzu była taka wilgoć, że siedzenie na weren - dzie, mimo iż była zamknięta,
nie wydawało się najlepszym pomysłem. Komisarz wszedł do środka i zasiadł przy stole. W
sumie na zewnątrz czy w środku mózg pracuje tak samo. Od półgodziny w umyśle
Montalbana toczyła się w istocie ożywiona dyskusja na temat, czy w czasie dochodzenia
prawdziwy policjant powinien robić notatki, czy nie.
On na przykład nigdy ich nie robił. Co więcej, irytowali go ci, którzy mieli taki
zwyczaj i być może byli lepszymi glinami od niego.
Przynajmniej tak było w przeszłości. Bo teraz, od jakiegoś czasu, czuł potrzebę, by to
zrobić. Ale dlaczego czuł taką potrzebę? To elementarne, Watsonie. Bo zaczął mieć tendencję
do zapominania o niektórych ważnych rzeczach. Oj, tak, przyjacielu, szanowny komisarzu,
doszliśmy do al - le cinco de la tarde, do bolesnej prawdy w całej tej sprawie. Mamy
tendencję, by zapominać o różnych rzeczach, kiedy zaczynamy odczuwać ciężar wieku na
barkach. Jak to opisywał poeta?
Jakże ciąży na gałęziach śnieg biały, Jak ciążą lata na barkach kochanych Lata
młodości dalekie się stały. 1 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •