[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A gdzież jest mąż pani hrabiny? zagadnął któryś z panów.
W foyer. Zaraz tu przyjdzie.
Baron Weyher pogładził swe bokobrody.
Mieliśmy kłopot z pani mężem. Chciał koniecznie jechać po panią na Riwierę.
Hrabina zaśmiała się.
I wstrzymaliście! Zatem winnam wdzięczność panom. Za długo podróżowałam. Mój
mąż był zdenerwowany.
Spojrzała na Stefcię rozbawionymi oczyma.
Pani się zapewne dziwi? Istotnie prosiłam tych panów, aby zabawili mojego męża w
Warszawie. Zepsułby mi całą zabawę na Riwierze.
Księżna pogroziła palcem wesołej hrabinie..
Ach, ty niepoprawny trzpiocie! zawsze jesteÅ› takÄ… samÄ….
Proszę cioci, wolę otwarcie się oskarżać. Nie chciałam mieć go z sobą.
I stało się podług życzenia pani wtrąciła wesoło Stefcia. Czy bawiła się pani istotnie
dobrze?
Doskonale! Wydałam bajońskie sumy, wariowałam! Ordynat mi powiedział imperty-
nencjÄ™, że pomimo Å›wietnych zabaw wyglÄ…dam, jakbym byÅ‚a désillusionnée14. Mówi, że w
moim śmiechu brzmią jakieś zgrzyty. Po części zgadł, ale... jestem na niego zła.
Zaśmiała się do pana Macieja:
Wnuk pański jest nadzwyczajnym obserwatorem, zauważył od razu dysonans w mej
pozornej harmonii.
Nasza Syrena panią nastroi na lepszy ton rzekł jeden z panów.
Wątpię! Mnie nastroić może tylko dobry mistrz, a obecnie nasz high life już... nie po-
siada go.
Przy tych słowach piękna pani błysnęła wesoło oczyma na panów, którzy udawali, że
mają obrażone miny.
Gdy hrabina wyszła, Stefcia wzrokiem zaczęła szukać narzeczonego. Był właśnie u
wileckich.
Z radością patrzyła na jego śmiałe, eleganckie ruchy, na pewność siebie i wytworne za-
niedbanie, cechujące go zawsze. W czarnym fraku, smukły, zgrabny, w postawie swej nosił
pana w każdej kropli krwi. Witany wszędzie mniej lub więcej szczerymi uśmiechami, pocią-
gał oczy kobiet, drażnił nerwy zawiedzionych, porywał tajemniczym urokiem.
Gdy wszedł do loży Barskich, hrabianka z wymuszonym uśmiechem podała mu rękę i
natychmiast zagadała o scenie, jakby bojąc się innej rozmowy. Wtem jeden z panów otaczają-
cych hrabiankę rzekł z ukłonem:
Panie ordynacie, proszę przyjąć moje życzenia. Wróciłem w tych dniach z Paryża i
wcześniej nie mogłem powinszować panu.
Waldemar uścisnął mu rękę.
Dziękuję.
Młody panicz mówił dalej.
O zaręczynach dowiedziałem się w Paryżu, ale pańskiej narzeczonej nie jestem jeszcze
przedstawiony, chociaż zachwycony. Une trés belle personne, trés distinguée!15
14
désillusionnée (fr.) rozczarowana
15
Une trés belle personne, trés distinguée (fr.) Bardzo piÄ™kna osoba, bardzo dystyngowana!
112
Waldemar ponad głową hrabianki spojrzał na Stefcię. Wyglądała porywająco. Była jak
delikatny kwiat na czarnej masie fraków, otaczających ją ściśle.
Hrabianka Melania, czerwona z gniewu, spoglądała na przeciwległą lożę wzrokiem peł-
nym jadu. Powodzenie Stefci drażniło ją. Słowa młodego księcia oburzyły.
Kiedyż ślub? syknęła ze złośliwym grymasem ust; miał to być śmiech uprzejmy.
Za dwa miesiÄ…ce.
Potem w podróż zapewne? rzekł młody książę z pochyleniem głowy i całej postaci, trzy-
mając kapelusz w obu rękach zwieszonych na dół. Długą szyję wyciągnął ciekawie naprzód.
Nie, lato mamy zamiar spędzić w Głębowiczach. Podróż projektujemy na sezon jesien-
ny i zimę. Pożegnam państwa rzekł ordynat kłaniając się.
Nerwowy, pełen złości ruch hrabianki przy podaniu ręki rozśmieszył Waldemara.
Antagonistka! szepnÄ…Å‚ do siebie w korytarzu.
Ordynat obszedł jeszcze parę lóż. Przy wejściu do własnej spotkał się z młodym księ-
ciem. Przedstawiony Stefci panicz złożył głęboki ukłon, po czym stał obok jej krzesła zawsze
z cylindrem w obu rękach jak wieszadła spuszczonych, pochylony, z charakterystycznym
uśmiechem na wygolonej starannie twarzy. Stefcię śmieszyła jego wysoka, chuda postać i
zachwyt malujący się w oczach. Mówił jej grzeczności i widocznie podobała mu się bardzo.
Wychodząc, już w korytarzu, uścisnął rękę Waldemara.
WinszujÄ™! winszujÄ™! niepowszednia uroda! Ordynat zawsze odnajduje gwiazdy.
Waldemar pożegnał go trochę niecierpliwie.
Niech pan spieszy, już dzwonek, spózni się książę.
Bien, bien, merci! 16 Niepowszednia uroda... SpieszÄ™... spieszÄ™.
I pobiegł szybko, pochylony naprzód, z zapadłą piersią, długimi nogami i ogoloną głową młodego starca.
Rozpoczął się drugi akt. Prątnicki nie wrócił do krzeseł, wybrał sobie miejsce na galerii i stamtąd
patrzał na Stefcię i ordynata. Doznawał dziwnych uczuć przede wszystkim jakiegoś wstydu.
Ale nikt go nie widział z loży.
Stefcia teraz pilnie uważała na scenę, chociaż Waldemar często jej coś szeptał do ucha.
Księżna rzekła:
Widzę, że nie bardzo zajmuje was sztuka. Może wasza lepsza. Słuchajcie śpiewu Hrabiny.
Rozległo się na scenie początkowe recitativo:
Suknio, coÅ› miÄ™ tak ubrala,
Jakby posÄ…g w greckim stylu,
Hołdy tylu, zawiść tylu
Będę, będę dziś widziała.
Wiotka, efektowna postać artystki w stroju Diany cieniowała głos niesłychanie pięknie.
Nagle popłynął śpiew:
Dzwięk dokoła, blask i woń,
Płyną tęczą gazy, wstęgi,
Błyszczą lustra... W dłoni dłoń,
Już taneczne widzę kręgi,
Już wir balu wszystko zlał
W jeden urok, w jeden szał.
Artystka rozlewała czyste, swobodne tony. Jak zawieja srebrnych kropelek sypały się
dzwięczne gamy jej głosu. Szczerość i uczucie wiały z wysokich nut, którymi dziwnie umiała
16
Bien, bien merci (fr.) Dobrze, dobrze, dziękuję!
113
modulować. Wszyscy słuchali w skupieniu.
Zpiew umilkł, posypały się oklaski.
Zlicznie śpiewa rzekła Stefcia.
Wtem oboje z Waldemarem usłyszeli szept Trestki:
...dlatego, że nie mam weny? Ale tyle lat, to stanowi moją siłę.
To mię nie rozczula odszepnęła panna Rita.
Ale wzbudza ufność.
Czy to wystarczy?
Waldemar z łobuzerskim uśmieszkiem zwrócił się do księżnej:
Babciu, państwo Trestkowie są także niegrzeczni.
Stefcia trąciła go wachlarzem.
Za wcześnie nas pan tak nazywa odparła sucho panna Rita.
Ordynat rzekł do Stefci:
Czy panią obraziłoby, gdyby nas teraz nazwano: państwo Michorowscy?
Nie odrzekła Stefcia z uśmiechem.
A widzi pani? mówił Waldemar do Rity.
Wy jesteście narzeczeni.
Zdaje mi się, że i wam złożymy dziś życzenia.
Trestka spojrzał na ordynata z wdzięcznością.
Waldemar ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej:
Niech pan uważa, jak się Dzidzi na scenie energicznie zachowuje. Niech pan bierze z
niego przykład: on Akteon wytrzymały !
Niech pan im nie dokucza szepnęła Stefcia.
Dobrze, już będę grzeczny.
Na scenę wjechał sztuczną łodzią okazały Podczaszyc w kostiumie Neptuna. Wołał tu-
balnym głosem:
Oj! coś trzeszczy wóz z tektury.
Dzidzi! każ no zwolnić sznury.
Bo będziecie mieć robotę,
Jak syrenę którą zgniotę.
Niezrównany! zawołał półszeptem ordynat.
Nastąpiła scena rozdarcia sukni. Hrabina robi wyrzuty Kazimierzowi.
Podaje mu oszczep przeciw sobie rzekł znowu Waldemar. Suknia będzie tarczą,
która ocali ułana od kokietki. Zdarza się tak często.
I przyszła mu na myśl rozmowa z hrabianką Melanią w Głębowiczach, po której osta-
tecznie stracił dla niej sympatię.
Podczas drugiego antraktu Waldemar poszedł z Trestką na cygara. Był tam i Barski. Palił
nie odzywając się do nikogo. Brochwicz trochę dokazywał. Opowiadał swe wrażenia z pierw-
szego rzędu krzeseł, zachwycał się primadonną w roli Hrabiny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]