[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Musimy mieć te wsporniki. Nie pozwól im odjechać. Zatrzymaj ich,
zaraz tam będę. - Zerknął na zegarek. - Za dziesięć minut.
Truchtem obiegł samochód i usiadł za kierownicą.
- Przepraszam, Maddie - zawołał, włączając silnik. - Zadzwonię
do ciebie, dobrze?
Odjechał, zanim Maddie zdecydowała, czy powinna czuć ulgę,
rozzłościć się czy po prostu bezradnie rozłożyć ręce.
- Odroczenie wyroku nie zawsze jest dobrą wiadomością -
mruknęła do siebie, podchodząc do samochodu.
Jakby wystroiła się na przyjęcie, które zostało odwołane. Nie
stroiła się jednak na darmo. Choćby miała cierpieć katusze,
poświęcić całą swoją dumę, Clay James, nim noc zapadnie, dowie się,
że zostanie ojcem.
Agnes Crawford nie ukrywała zaciekawienia, gdy Maddie drugi
raz tego dnia zadzwoniła do siedziby Przedsiębiorstwa
Budowlanego Jamesów z pytaniem, gdzie może znalezć Claya.
Z adresem w dłoni, Maddie wjechała na kolejny plac budowy. Tak
jak poprzednio, na twarzy Claya pojawiła się ostrożna ciekawość
podszyta nieufnością. I tak jak wtedy telefon oderwał go od
rozmowy, nim zdążyła wyrzucić z siebie oświadczenie, przedstawić
warunki i zostawić go w przekonaniu, że nie zamierza na siłę
wkraczać w jego życie.
Około trzeciej miała już dość. Stracił dwie szanse. Jeżeli jest taki
dobry w zażegnywaniu kryzysów przez telefon, pomyślała, jeszcze
jeden mu nie zaszkodzi.
112
RS
- Clay James - odezwał się po drugim sygnale, wyraznie
niezadowolony, że znowu ktoś zawraca mu głowę.
Nie mogła się mylić. Clay podróżował samochodem. W tle słychać
było wyrazne odgłosy ruchu ulicznego.
- Tu Maddie. - Dała mu chwilę na pogodzenie się z tą nowiną.
- Słuchaj, naprawdę mi przykro, że tak cię zostawiłem.
- Dwa razy.
- Racja, dwa razy. Przepraszam. Może powiesz mi po prostu, o
co chodzi? Masz jakiś kłopot z galerią, czy to coś innego?
- Coś innego. Jestem w ciąży. Ty jesteś ojcem. Chyba powinieneś
o tym wiedzieć. Cześć.
Przez chwilę nie była w stanie ruszyć się z miejsca. Potem na
miękkich nogach doczłapała się do łazienki i zwymiotowała lunch. A
jej telefon dzwonił, dzwonił, dzwonił.
Pół godziny pózniej umyła twarz i napiła się ziołowej herbaty,
żeby uspokoić żołądek. Czekała, aż klientka coś wybierze, kiedy
drzwi galerii otworzyły się z hukiem i w progu pojawił się wielki i
bardzo wściekły mężczyzna.
- Cholera, o mało nie wpakowałem się na toyotę! Klientka
Maddie, matrona w zamszowych kozakach,
wpadła w popłoch.
- To jest moja toyota! - wrzasnęła i podbiegła do okna. - Chyba
nie rozbił pan mojego samochodu!
- Masz tupet, postrzeleńcu! - warknął Clay, ignorując
roztrzęsioną kobietę. Z zaciśniętymi pięściami, twarzą czerwoną z
zimna i złości wyglądał pośród kruchej artystycznej ceramiki niczym
przysłowiowy słoń w składzie porcelany.
- Mam klientkę - syknęła Maddie.
- Do diabła z twoją klientką.
- Ale co z moją toyotą?! - krzyknęła matrona, dolewając oliwy
do ognia.
- Droga pani... - Clay obrzucił ją zniecierpliwionym spojrzeniem,
podniósł palec.... i zmienił zdanie. Podszedł do niej, grzecznie, ale
stanowczo ujął ją pod ramię i poprowadził do drzwi.
113
RS
- Zamykamy - oświadczył i wypchnął kobietę za drzwi.
- Już nigdy... - sapnęła, kiedy zatrzasnął jej drzwi przed nosem,
przekręcił klucz i odwrócił tabliczkę z napisem Zamknięte".
- Co ty wyrabiasz? Wparowałeś tutaj jak furiat, wystraszyłeś mi
klientkę i jeszcze zamykasz sklep! Odbiło ci? - Maddie naskoczyła na
niego, mówiąc sobie, że zbyt wiele razy mierzyła się z Claytonem
Jamesem, żeby ustąpić na tej spóznionej randce.
- Zauważyłaś chyba, że jestem dużo większy, mogę więc robić
wszystko, na co mi przyjdzie mi ochota! - ryczał, pochylając się ku
niej z tak złowieszczym uśmiechem, że zaczęła się cofać.
- A teraz chyba skręcę ci tę chudą szyję. Jak mogłaś mi to zrobić?
Jak mogłaś powiedzieć mi przez telefon, że będziemy mieli dziecko, i
odłożyć słuchawkę, kiedy właśnie zasuwam autostradą z prędkością
stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę?
Maddie widywała go w napadach wściekłości, ale tak
rozjuszonego oglądała po raz pierwszy. Mimo to ani myślała dać się
zastraszyć. %7łeby zrozumiał, że nie pozwoli mu się tyranizować,
zrobiła coś, czego sama po sobie by się nie spodziewała.
Zaczerpnęła powietrza, przycisnęła dłoń do brzucha -i
zwymiotowała na jego buty.
Pierwszy raz zdarzyło mu się doprowadzić kobietę do wymiotów
na swój widok. Jego też trochę mdliło na wspomnienie swojego
chamskiego wtargnięcia do jej sklepu i tego, jak na nią napadł.
Nie było chyba wyzwiska, którym sam by się już nie obrzucił. Był
despotycznym potworem, niewrażliwym, nędznym padalcem,
nadętym głupcem.
Patrzył zaniepokojony na oklapniętą, bladą Maddie. Wziął ją na
ręce, lekką jak piórko i kruchą jak jej porcelana, zaniósł do
mieszkania na poddaszu i położył do łóżka.
Potem przyłożył zimny kompres do jej czoła, przyniósł krakersy i
herbatę. Umył buty i podłogę w galerii. Najtrudniej było mu znieść w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]