[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i zręcznym. To nie jest rzecz łatwa - skradać się za przeciwnikiem w oczekiwaniu
odpowiedniego momentu i gdy taki moment nastąpi, znienacka uderzyć na wroga z tyłu.
Powiedziałem mu:
- Doprowadz do porządku swój pluton. Potem przyjdz do mnie do sztabu. Pogadamy.
Bój przycichł. Niemcy, którzy ocaleli, uchodzili za rzekę, szli w bród po pas, po pierś
w lodowatej wodzie. Inni, dalej od rzeki, rzucili się ku Krasnej Górze. Tam też żołnierze
doganiali uciekających. O zmroku widać było błyski wystrzałów - to bronili się jeszcze ścigani
poszczególni żołnierze wroga.
2
Nagle zza rzeki, z miejsca, gdzie ukryła się dosyć zwarta grupa Niemców, uniosły się ku górze
sygnały świetlne. Nie oświetliły wybrzeży, tylko w ciemnej toni odbiły się mętne kolorowe
światła rakiet.
Dwie zielone, pomarańczowa, biała, potem znów dwie zielone. Mrok, przerwa i znów sześć
rakiet w tej samej kolejności.
- Rzecz jasna - Niemcy przesyłali wiadomości. Ale jakie? Czy informowali o tym, co się stało?
A może prosili o pomoc, dawali znać o przygotowującym się ataku?
W odpowiedzi w rozmaitych punktach ukazały się sygnały świetlne.
Spojrzałem na horyzont, cały w ognistych zygzakach. Oho! Do diaska, dokąd zalazł
przeciwnik! Byliśmy w paszczy zwierza.
Zamajaczyły Cwietki, %7łytacha i inne wsie za rzeką naprzeciw naszych okopów, wsie, które
podczas przegrupowania na przestrzeni dwóch kilometrów były częściowo porzucone przez
naszych żołnierzy. To otwarty odcinek frontu. A na tym brzegu, w górę rzeki Ruzy, posyłała
rakiety Krasnaja Gora. Nieco z boku, w głębi, widać było fajerwerki nad Nowoszczurinem,
gdzie we dnie znajdował się sztab pułku; potem, zataczając coraz ciaśniejsze kręgi wokół nas,
ukazywały się nad Jemielianowem, nad Aazariewem... Dalej ciemna przestrzeń, spokojne,
wieczorne niebo, nie poprzerzynane ogniami... Lecz przestrzeń ta była dziwnie wąska.
Obróciwszy się plecami w stronę Krasnej Gory patrzyłem zdumiony. Zdawało się, że rakiety
wybuchają i nad wsią Sipunowo. Co to jest? Przecież tam znajduje się batalion kapitana
Szyłowa, to jego tyły.
Ognie powoli bladły i znikły rozsypując się na drobne iskierki... Zrobiło się ciemno.
Nie, to nie Sipunowo. Sądząc z czasu, który upłynął, z charakteru uderzenia, zmierzającego po
przerwaniu frontu do przedarcia się w głąb, przeciwnik nie mógł tam przeniknąć. Niemcy
zapewne i tu urządzają jakieś surowe kawały. Przeraziliśmy się jakiegoś sygnalisty, którego
Niemcy zawczasu przerzucili na nasze tyły. Powinienem teraz, powinienem koniecznie być
w sztabie, porozumieć się stamtąd z kapitanem Szyłowem, wyjaśnić, skąd te dziwne rakiety na
jego tyłach, zorganizować poszukiwanie. Działaj, działaj sam, wydawaj rozkazy beze mnie,
Rachimow! Należy wyjaśnić, wyjaśnić jak najprędzej, co to za sztuczki tam, koło Sipunowa.
I tak jest nam ciężko... Prawie wszystkie drogi krzyżujące się we wsi Nowlanskoje są w rękach
przeciwnika. Jeśli wróg przerzuci tu na ciężarówkach albo biegiem swą piechotę z różnych
stron, wszystko się zawali. Uderzą nas w plecy i nic nie uratuje moich żołnierzy, którzy się
rozbiegli po polu roznamiętnieni walką.
Odszukawszy Krajewa kazałem mu wyprowadzić kompanię ze wsi i okopać się w poprzek
pola na tej linii, z której ruszyliśmy do ataku. Następnie poszedłem do sztabu.
Na skraju lasu, nieco w głębi, obok miejsca, gdzie znajdował się sztab batalionu, stały ukryte
wśród drzew moje armaty. Było ich osiem.
Zgodnie z rozkazem przesunięto je tutaj. Ciemne lufy patrzyły na drogę, która szła z
Nowoszczurina. Wezwałem dowódcę.
- Czy trzymasz drogę na muszce?
- Tak, towarzyszu dowódco batalionu.
- Przepuścić Niemców do wsi Nowlanskoje, jeśli się ukażą.
- Przepuścić?
- Tak. Widzisz wieś?
Przed nami, w odległości siedmiuset metrów, ciągnęła się szeroka ulica, oznaczona czarnymi
sylwetkami domów. Stąd nawołując się wzajemnie, szukając w marszu swych drużyn
i plutonów, cofali się nasi żołnierze.
- Widzę.
- Skieruj lufy w stronę ulicy. Niech przeciwnik zajmie wieś. Wtedy go stukniemy mierząc
wprost.
- Rozkaz, towarzyszu dowódco batalionu.
Na horyzoncie znów zajaśniały rakiety. Pierwsze nad Nowoszczurinem, następnie dokoła.
I znów kolorowe smugi przecięły niebo daleko za lasem, z tej strony, gdzie leżało Sipunowo.
Co za licho? Trzeba biec do sztabu.
3
Wszedłem do schronu, w którym mieścił się sztab. Wszyscy wstali. Wśród zebranych
zauważyłem Isłamkułowa.
Lecz z dala od lampy, w kącie, ktoś siedział nadal, utkwiwszy oczy w podłodze, jakby nie
widząc nic wokół. Na głowie miał nie czapkę z nausznikami, jak my wszyscy, lecz czapkę
koloru ochronnego z malinowym otokiem, jaki nosi piechota.
- Kapitanie Szyłow! To wy?
Kapitan wstał opierając się o brzeg stołu. Powoli podniósł rękę do czapki.
Pamiętam pierwsze wrażenie: jak ten człowiek cierpi, jak panuje nad cierpieniem. Co się z nim
dzieje? Czy jest ranny? Dlaczego jest tutaj?
- Co z wami, kapitanie? - Nie odpowiedział. Powtórzyłem pytanie.
- Co z wami? Co z batalionem?
- Batalion... - kącik jego ust zadrgał kilkakrotnie. Szybko, jakby coś przełknął. Potem wyrzekł: -
Batalion został rozbity.
Spojrzał na mnie oczekując pytań. Ujrzałem jego oczy. Ciężko oparty o stół nie odwrócił
spojrzenia.
O co pytać?  Batalion został rozbity ... A ty? A ty, dowódco batalionu? Nie, teraz nie czas na to,
nie czas na te pytania.
 Batalion został rozbity! Szyłow u mnie w schronie, w moim sztabie... A więc? Więc front został
przerwany i z lewej strony.
Nie mogłem złapać oddechu. Klatkę piersiową dławił ciężar, jakbym leżał pod osypiskiem,
przyduszony zwaloną ziemią.
Szyłow usiadł utkwiwszy oczy w podłodze.
- Czy mogę zameldować? - spytał Rachimow.
Odpowiedziałem:
- Mówcie.
4
Rachimow rozłożył mapę. Meldując spoglądał na znaki topograficzne. Machinalnie śledziłem
ruchy jego ołówka, zatemperowanego starannie jak zwykle. Równym, opanowanym głosem
Rachimow wymienił godzinę i minutę, kiedy stało się nieszczęście.
Ale zle go słyszałem i nie rozumiałem dobrze. Jakby skądś z daleka dochodził mnie głos:  Bez
artyleryjskiego przygotowania, nagle, nieprzyjaciel zaatakował batalion kapitana Szyłowa.
Następnie przerwawszy linię obronną pod wsią Sipunowo ...
Mimo woli wyobraziłem sobie, co nastąpiło potem. Odżyły w pamięci niedawne chwile. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •