[ Pobierz całość w formacie PDF ]

śrubkami. Nawet nie zaglądałam do środka. Nie mówiłam o tym babci, bo chciałam
wykorzystać skrytkę do chowania moich skarbów. Trzymam tam swój pamiętnik i listy od
jednego chłopaka. Oczywiście nie ukrywam tego przed babcią. Od paru lat tam nie
zaglądałam. Byłam wtedy dziewczynką, która bardzo lubiła romantyczne tajemnice. Chy-
ba nie znajdą moich skarbów?
- Mam nadzieję, malutka. Martwię się jednak o Izabelę. Została sama z tymi zbirami. Może
jednak zadzwonimy po policję? Skoro już wiadomo, gdzie jest skarb schowany przez
nieboszczyka, Panie, świeć nad jego duszą, to po co narażać Izabelę na niebezpieczeństwo.
- Jeśli babcia powiedziała, że nie trzeba, to nie róbmy tego.
- Mam lepszy pomysł. Po moim bracie został karabin. Nie, nie bój się. Nie jest prawdziwy.
To taka dekoracja teatralna zrobiona z drewna. Ale z daleka wygląda jak prawdziwy.
Wezmę ten karabin i ruszę z odsieczą.
- A co ja dostanę? Też chciałabym wyglądać groznie.
- Ty zostaniesz tutaj. Nie wyjdziesz z mojego domu, dopóki rabusie będą na wolności. W
razie czego wezwiesz policję, bo nie wiem, czy dwie słabe kobiety pokonają tych osiłków.
Cała nadzieja w moim karabinie.
Pani Maria wyciągnęła broń z kąta pokoju i groz-
nie potrząsając głową, ruszyła do drzwi. Opuściła swoją posesję oficjalną drogą przez
furtkę. Wyszła na ulicę i bezradnie stanęła przed zamkniętą od środka bramą sąsiadki.
Anna natychmiast zrozumiała jej wahanie. Rozejrzała się za jakimś prowizorycznym
uzbrojeniem. Dostrzegła okazały tłuczek do mięsa. Zaopatrzona w ten oręż wyszła do
ogrodu, pokonała płot, podeszła cicho do własnej furtki i wpuściła bojowo nastawioną
panią Marię. Potem razem sforsowały drzwi i wpadły do kuchni, gdzie ich oczom ukazał
się zaskakujący widok.
Przy stole siedzieli dwaj dobrodusznie wyglądający panowie i ze smakiem pałaszowali
kolację. Jeden trzymał w ręku udko, a drugi skrzydełko kurczaka. Sos spływał im po
brodach i palcach. Na stole stała domowa nalewka, a Izabela, jak przystało na dobrą
gospodynię, zabawiała gości rozmową.
Lufa karabinu zawadziła o framugę drzwi. Pani Maria straciła impet. Anna w samej
piżamie z tłuczkiem w ręku poczuła się niezręcznie.
- Ubierz się, dziecko - zarządziła babcia. -Usiądz z nami, Mario. To są panowie, którzy
przyszli mi pomóc w sprzątaniu strychu. Przy okazji odkurzyli parę książek. Z pewnością
nie jadłaś kolacji. Bardzo proszę. To jest talerz dla ciebie. A ten karabin postawimy za
drzwiami. Panowie wybaczą, moja sąsiadka nigdy nie wychodzi z domu bez broni. To
takie stare przyzwyczajenie jeszcze z czasów wojny.
- Drugiej czy pierwszej? - zażartował Wysoki,
który zdołał już odzyskać równowagę po wstrząsie, jakiego doznał na widok uzbrojonej
staruszki.
- Jeszcze cię na świecie nie było, młokosie, kiedy ja walczyłam w podziemiu o Polskę.
%7łebym wiedziała, że walczę o wolność dla takich nicponi jak wy, to nie przyłożyłabym do
tego ręki. Ale ojczyzna jest tylko ojczyzną i niestety mogą w niej żyć i mieszkać rozmaici
ludzie.
- Mario, nie krzycz na panów. Są bardzo zmęczeni, a przed nimi daleka droga do
Warszawy, a może nawet jeszcze dalej. Wezcie ze sobą resztę mięsa. Zaraz wam
przygotuję paczuszkę. Praca jeszcze nie jest skończona, ale jeśli się panowie nie obrażą,
wezwę już innych specjalistów. Mam nadzieję, że się dobrze rozumiemy? - Izabela
spojrzała uważnie znad okularów na nieco ogłupiałych napastników. Najwyrazniej nie
czuli się dobrze w towarzystwie pani Marii, która stała cały czas w pobliżu swojego
karabinu i za nic nie chciała usiąść.
Z góry zeszła Anna w dżinsach i bawełnianej koszulce.
- Mam dzwonić? - zapytała, nie przekraczając progu kuchni.
Włamywacze wpadli w popłoch. Drogę do wyjścia blokowała rozczochrana staruszka, a
tuż za nią stała pannica mająca swobodny dostęp do telefonu.
- Mówiłem, żeby przeciąć kabel - mruknął niski.
- Cicho, mały. To my się już pożegnamy. - Wysoki mężczyzna wstał i ucałował rękę
Izabeli, dziękując przy tym za pyszną kolację. Niski po-
wtórzył te same gesty z dużo większym zapałem, ale za to mniej zręcznie. Obaj pokłonili
się z wyrazną pokorą pani Marii i ruszyli do drzwi z głowami wtulonymi w ramiona. Teraz
już zupełnie stracili pewność siebie.
Kiedy otwierali drzwi wejściowe, Izabela krzyknęła w ślad za nimi:
- A wasze wełniane czapeczki? Zostawiliście je zapewne na strychu. Zony będą się
gniewały. Niech no któryś z was skoczy na górę.
- Niech zostaną na pamiątkę - mruknął mały i zniknął za drzwiami. Duży już był przy
furtce.
Panie słuchały, jak przyspieszają kroku. Po chwili już biegli w stronę kolejki albo ukrytego
w pobliżu samochodu. Wszystkie trzy wybuch-nęły naraz gromkim śmiechem i przez
dobrych kilka minut nie mogły się uspokoić. Wreszcie pani Maria spytała:
- Znalezli coś?
- Nic nie znalezli, bo nic tu nie ma. Mąż nieboszczyk niczego nie schował na czarną
godzinę, a to, co zostawił, dawno już wydałam. Ostatni złoty pieniążek sprzedałam w
siedemdziesiątych latach.
- A przecież Aneczka znalazła jakąś skrytkę w swoim pokoju. Tak się martwiłam, że ją
odnajdą. No, co z tobą, Aneczko?
- Nic. Właśnie wydała pani moją tajemnicę.
- Jaką tajemnicę? Nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. Dobrze znam skrytkę w twoim
pokoju, ale nigdy tam nie zaglądam. Każdy ma prawo do własnych skarbów, które ukrywa
przed
światem. Ja też mam takie miejsce w domu i ona dobrze wie, jak do niego trafić, ale dobre
obyczaje nie pozwalają jej na przeglądanie moich osobistych rzeczy, prawda Aneczko?
- Oczywiście, babciu. Jest dokładnie tak, jak mówiłaś.
Pani Maria pokręciła się jeszcze przez chwilę po kuchni, wreszcie doszła do wniosku, że
sąsiadkom nic już nie zagraża, i poszła do siebie. Kiedy Izabela została sam na sam z
wnuczką, posadziła ją przy kuchennym stole i zapytała surowo:
- O czym powiedziałaś pani Marii? Nikomu nie powinnaś zdradzać tajemnic tego domu,
nawet najbliższym sąsiadom. Pierwszy raz słyszę o twojej skrytce. To z pewnością musi
być nasze zabezpieczenie na czarną godzinę, o którym twój dziadek często wspominał i
naprawdę nie zdążył mi powiedzieć, gdzie je ukrył.
- Babciu, nie gniewaj się na mnie. Jak na ostatnią z rodu jestem wyjątkowo niemądra i
nieodpowiedzialna. W moim pokoju pod podłogą znalazłam jakieś stare papiery dziadka i
pudełko z monetami, ale pani Marii powiedziałam, że wewnątrz są tylko śrubki.
- Jakie monety? O czym ty mówisz?
- Nie wiem. Stare. Chyba ruble.
- Srebrne?
- Nie mam pojęcia. %7łółte. Chyba nie są ze złota?
- Wygląda na to, że ze złota. Pozamykaj dobrze drzwi. Czy garaż jest zamknięty? Teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •