[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ROZDZIAA DZIEWITY
ZNIKNICIE MARCA " WIZYTA W ZAMKU GRYF " OSZUSTWO
KANADYJCZYKA " MOJA MATA HARI " POWRÓT DO PIWNIC
BASTIONU " PODZIEMNA EKSPLOZJA
Przetarłem oczy, szybko założyłem spodnie i bluzę. Podbiegłem do drzwi i
otworzyłem je. Na progu stanęła zdenerwowana Małgosia.
- Nie wiesz, gdzie podział się Marc? - zapytała mnie.
- Nie, a coś się stało?
- Zniknął - Małgosia była zdenerwowana.
- Wyjechał, ot co.
- Jego samochód stoi na parkingu.
- No to kręci się po zamku... - już chciałem zamknąć drzwi, ale Małgosia nie
ustępowała.
- W nocy działy się dziwne rzeczy.
- Tak? Jakie?
- Słyszałam krzyk Izabeli. Gdy przebiegała koło mojego pokoju, płakała. Torquemada
opowiadał podczas śniadania, że słyszał jakiś rumor w ścianie. Agnieszka czuła wieczorem,
że ktoś ją podgląda. Rano wstałam i poszłam do Marca, żeby go zapytać, czy nasz wyjazd do
zamku Gryf jest aktualny, bo akurat pogoda jest bardzo ładna, a Michał bardzo chciał tam
pojechać. Drzwi były otwarte, a w środku panował straszny bałagan. Pościel była zimna, więc
chyba Marc dawno wyszedł.
- Sprawdzałaś pościel? - zapytałem zazdrosny o taką troskę o Kanadyjczyka.
- Tak robią na filmach... - odpowiedziała Małgosia, rumieniąc się aż po czubki uszu.
- Poczekaj... - poprosiłem ją.
Zamknąłem drzwi i szybko przebrałem się. Wyszedłem do Małgosi i razem
pomaszerowaliśmy na drugie piętro do pokoju Marca. Było tak jak opisała dziewczyna.
- Możemy tylko zamknąć drzwi i poczekać do południa, czy Marc się nie pojawi -
stwierdziłem.
W rzeczywistości troskę Małgosi wykorzystałem do bezkarnego zlustrowania kwatery
Kanadyjczyka. Panował u niego straszny bałagan. Na stole leżał stos map i książek - o dziwo
po polsku. Zajrzałem nawet do kosza na śmieci. Zobaczyłem tam zmiażdżony kuferek z
zestawu zabawek Michała. Wyjaśniło się, kto ukradł mi skrzyneczkę i podejrzewałem, że to
Marc był posiadaczem wziernika. Musiałem zachować spokój i nie pokazać po sobie żadnych
emocji.
- Może to ja pojadę z wami do tego zamku? - zagadnąłem Małgosię, gdy schodziliśmy
centralnÄ… klatkÄ… schodowÄ….
- Nie, nie - odparła zamyślona.
- Umówmy się, że jeśli Marc nie pojawi się do obiadu, to po południu pojedziemy
razem. Dobrze?
- Hura! Wujek Paweł pojedzie z nami! - nagle zza rogu, gdzie znajdował się pokój
Małgosi wybiegł Michał. Rzucił się na mnie i objął moją nogę. - To prawda, że pojedziesz z
nami?
- Tak zaproponowałem cioci Małgosi, ale to ona zadecyduje...
- Ciociu, pojedziemy z wujkiem? Błagam... - teraz chłopiec przykleił się do nóg
Małgosi.
- Dobrze - zgodziła się po długiej serenadzie błagań Michała.
Zszedłem na śniadanie, gdzie oprócz gości hotelowych była także trochę roztrzęsiona
Agnieszka. Izabela była blada jak ściana, a Torquemada milczący i zadumany bardziej niż
zwykle.
- Dzień dobry! - przywitałem się.
- Co pan taki wesoły? - odezwała się Agnieszka.
- Jestem wyspany, słoneczny dzień nam nastał, czuję aromat kawy i świeżego chleba.
Czegóż chcieć więcej? Słyszałem, że mieli państwo w nocy jakieś przygody. To prawda?
Odpowiedzią było milczenie.
- Izabelo, czemu krzyczałaś w nocy?
Kobieta zastanawiała się, co odpowiedzieć. Pewnie najchętniej wszystkiemu by
zaprzeczyła, ale obecność Małgosi powstrzymała ją od kłamstwa.
- Coś mnie przestraszyło - mruknęła.
- Co? Kto? - wypytywałem.
- Nie wiem.
- A jak przebiegało to straszenie? - nie dawałem za wygraną.
- Przestań, coś mi się przewidziało...
- A pan też miał jakieś przygody? - zwróciłem się do Torquemady.
- Słyszałem coś w ścianie - spokojnie odparł Hiszpan.
- Może to jakiś ptak wpadł do przewodu kominowego? - sugerowałem.
- Może... Dziwne, że ten sam  ptaszek zawitał w tym samym czasie do pokoju pani
Agnieszki. Uzgodniliśmy, że hałas u mnie i dziwne poczucie bycia obserwowaną miało
miejsce w tym samym czasie. Pani Agnieszka mieszka nade mną, a więc pańska wersja z
ptakiem lub innym zwierzęciem jest wielce prawdopodobna.
- A jakie mają państwo hipotezy na temat zniknięcia Marca? - pytałem. - Może to on,
biedny, tłukł się w tej ścianie, a teraz podsłuchuje nas ukryty gdzieś, na przykład za tym
kominkiem?
Wszyscy odruchowo zerknęli na kominek.
- Wiem! - zawołał Michał. - Tego pana zabrały potwory i wsadziły do studni, gdzie
był więziony wujek Paweł! Tam potwory wsadzą go do garnka, nasypią marchewki i zrobią z
niego rosół...
Mimo woli roześmiałem się z tej wizji.
- Michał! - krzyknęła Małgosia. - Jak możesz opowiadać takie bzdury?
- Marc jest dorosłym mężczyzną i może robić na co ma ochotę, nawet w pośpiechu
wychodzić z pokoju, nie zamknąwszy drzwi - stwierdziłem. - Zalecam spokój i cierpliwość.
- To jedziemy na wycieczkę? - zapytał Michał.
- Po obiedzie - przypomniała mu Małgosia.
- Dobrze - mruknął chłopiec. - Mogę się z tobą pobawić? - spojrzał na mnie.
- Do obiadu będę zajęty - odparłem.
- A co będziesz robił?
Izabela i Torquemada ciekawie czekali na mojÄ… odpowiedz.
- Będę myślał, gdzie jest pan Marc - uśmiechnąłem.
- To on siÄ™ bawi z nami w chowanego?
- Pewnie tak.
Podziękowałem za śniadanie i wyszedłem z jadalni. Wyszedłem przed zamek i
zadzwoniłem do Mariusza. Okazało się, że był w jednym z pomieszczeń baszty dolnej bramy.
Zszedłem tam i zastałem go polerującego kirys.
- Witaj. Jak randka? - zapytałem go.
- Dobrze, gdyby nie ty - odpowiedział.
- Dlaczego? - zdziwiłem się.
- Agnieszka cały czas pytała o ciebie, co robimy, czy się przyjaznimy i tym podobne.
Wreszcie na koniec, gdy już prawie odjeżdżała, zgodziła się na jeszcze jedno spotkanie.
- No, to i tak sukces.
- Tak, ale to ona poda termin...
Smutno pokiwałem głową. Opowiedziałem mu o zniknięciu Marca.
- Powiedz, czy w zamku są jeszcze inne tajne przejścia oprócz tych, które pokazywał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •