[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Matt zastanawiał się nad tym samym. Przemknęło mu
przez głowę, czy matka czasem nie czytała w jego myślach...
- I co? - zapytał. - Odesłałaś ich do diabła?
- Och, ich pomysły były bzdurne. Nie rozumieli idei. Ten
interes nie polega na wrzuceniu wszystkiego do magazy-
nu i sprzedawaniu po najniższej cenie. Należy sprzedawać
ogrodnictwo, ogród, tak samo jak drogie kuchnie czy elegan-
ckie meble. Jako wartość samą w sobie, styl życia. - Uśmiech-
nęła się. - No i trzeba przemówić do wyobrazni kobiet.
- Czy im to powiedziałaś?
Wzruszyła ramionami.
- Oni po prostu popatrzyli na mnie w ten zagadkowy spo-
sób, jak to mężczyzni, a potem mówili swoje, jakbym mnie
nie usłyszeli. Ale kiedy sobie poszli, nie byłam w stanie prze-
stać o tym myśleć.
- Nie miałaś problemu ze zgodą na zmianę sposobu użyt-
kowania ziemi?
- Odrobiłam swoją lekcję. Zcięłam włosy, kupiłam elegan-
cki kostium i zamieniłam się w osobę, którą mężczyzni trak-
tują serio. Przedłożyłam planistom podanie o zmianę profi-
S
R
lu firmy z hodowli na sprzedaż. Potem udałam się do banku
i tam przedstawiłam mój plan biznesowy.
- Sąsiedzi nie protestowali? - zapytał, spoglądając przez
okno na dachy szklarni Gilbertów. - Nawet Seth Gilbert?
- Nie, nawet on. Może mi współczuł, kto wie?
- Jego błąd.
- Tak - powiedziała. A potem dodała jakby do siebie: -
Nie pierwszy.
Nawet w poniedziałkowy poranek parking był zatłoczony
ludzmi ładującymi do samochodów palety z roślinami, wor
ki kompostu i atrakcyjny ogrodowy sprzęt, który jego mat
ka zgromadziła.
- Potrzebujesz więcej przestrzeni - powiedział.
- Zdobędę ją wkrótce - odpowiedziała, podchodząc do
okna. - Możesz mieć dom Gilbertów, jeśli poczekasz kilka
miesięcy. Będzie wymagał sporo pracy, ale to uroczy dom
rodzinny.
- Byłaś w środku? - Zmarszczył czoło. - Kiedy?
Poruszyła się, jakby przyłapana na gorącym uczynku.
- Och, nie byłam tam od lat... - powiedziała. - Ale kiedyś
dawno temu, matka Setha urządzała wspaniałe przyjęcia.
- Byłaś zapraszana na te przyjęcia? - zdziwił się.
- Nie nosiłam nazwiska Hanover od urodzenia. - Potem
uśmiechnęła się sztucznie i zmieniła temat: - Pomyśl o domu
Czas, żebyś się ustatkował, ożenił. Masz kogoś? - Nie czekając
na odpowiedz, dodała: - Zaczynam tęsknić za wnukami.
Założył, że wycinek z gazety został wysłany przez jego
matkę. Spostrzegła podobieństwo Toma do niego, gdy był
dzieckiem, jakiś szczegół, który tylko ona mogła zauważyć
domyśliła się prawdy i posłużyła się tą przynętą, żeby zwa
S
R
bić go do domu. Ale teraz w sposobie jej zachowania nic na
to nie wskazywało, a jej twarz była nieprzenikniona. Nagle
zdał sobie sprawę, że zawsze taka była. Jej twarz zawsze by-
ła taka... pusta.
- Wolałbym raczej stodołę - odpowiedział.
- Stodołę?
- Zawsze uważałem, że można z niej zrobić piękny dom.
Widziałem kilka takich zdumiewających przeróbek.
Odwróciła się gwałtownie.
- Przykro mi, Matt, ale mam już plany przekształcenia jej
w restaurację.
- Restaurację?
- Dziś klienci oczekują czegoś więcej niż filiżanki kawy
i ciastka w centrach ogrodniczych - powiedziała i otworzy-
ła szafkę, skąd wyjęła rulon z planami architektonicznymi.
Rozłożyła je na biurku.
- Seth Gilbert zgodził się na sprzedaż? - zapytał Matt,
zdziwiony.
- Przedłożyłam dobrą ofertę na cały teren, włącznie ze
stodołą i domem. Nadal liczę, że pójdzie po rozum do gło-
wy i ją przyjmie.
- Może on nie uważa twojej oferty za korzystną?
- Och, nie jestem organizacją charytatywną - odpowie-
działa. - Ale jeśli woli zbankrutować, nic na to nie poradzę.
- Czy to naprawdę nieuniknione? - zapytał, jakby sam do-
brze nie wiedział, ile pieniędzy jest winien bankowi Seth Gil-
bert. Nie tracił czasu. Zebrał dokumenty, informacje, opinie
prawne. Upewnił się, że ma w ręku dokładnie to, co chciał.
Teraz korzystał ze swojej wiedzy.
Był w domu mniej niż dobę, a już Fleur do niego zadzwo-
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]