[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pomożesz mi wyprowadzić wreszcie ten samolot?
- Ale... ale nie możemy go przecież tak zostawić!
- Nie uderzyłem go zbyt mocno. Odzyska siły znacznie szybciej
niż ten ranny żołnierz.
Lissa przełknęła nerwowo ślinę.
- Dobrze. Chodz za mną. Ruszyli w stronę hangaru.
- Czy chcesz, żebym z tobą poleciała? - zapytała niepewnie. -
Siedziałeś za sterami cały dzień. Musisz być zmęczony.
Andy spojrzał na samolot i potrząsnął energicznie głową.
- Ktoś powinien powiedzieć twojemu dziadkowi, co się stało, i
zaopiekować się Terrym.
- Leo i moja babcia muszą być gdzieś w pobliżu, a jak sam
powiedziałeś, Terry,emu nic nie będzie. Chcę z tobą lecieć - nalegała.
Myśl o tym, że Andy będzie sam leciał starym samolotem była
przerażająca. Wolała polecieć z nim, niż czekać pełna niepokoju w
domu na szczęśliwy powrót.
- Nie martw się, Lisso, poradzę sobie. Mam doświadczenie.
- Jeżeli wydarzy się coś złego, to może być ono
niewystarczające.
107
RS
Andy wziął jej twarz w dłonie.
- Właśnie dlatego, kochanie, nie chcę, żebyś ze mną leciała. -
Pocałował ją mocno w usta, po czym delikatnie odsunął na bok. - A
teraz pozwól mi już wsiąść do samolotu.
- Skontaktuj się ze mną tak szybko, jak tylko będzie to możliwe -
powiedziała błagalnie.
- Zgoda - odpowiedział Andy i zamknął za sobą drzwi od
kabiny. Pomachał do niej przez szybę. Drżącą ręką odpowiedziała mu
na ten gest.
Samolot zaczął kołować w stronę pasa startowego.
- Uważaj na siebie! - krzyknęła, kiedy na srebrnym skrzydle
odbiły się promienie popołudniowego słońca.
Kiedy wróciła do pomp, Terry podniósł się już do pozycji
siedzącej. Chciała pomóc mu wstać, ale odepchnął ją od siebie.
- Nie potrzebuję twojej pomocy. Pokazałaś, na co cię stać.
- To ty zacząłeś tę bójkę, Terry - przypomniała mu Lissa. - W
świetle prawa cała wina leży po twojej stronie.
Terry podniósł się i otrzepał kurz ze spodni.
- Jeszcze go bronisz! Po czyjej ty właściwie jesteś stronie, Lisso?
Linii Czarterowej Hannelly czy Corbetta? Czekaj, niech tylko dziadek
się o tym dowie - zagroził i pokuśtykał w stronę domu.
Minęła godzina. Cysterna zdążyła już przyjechać i odjechać, a
wiadomości od Andy'ego nadal nie było. Zaraz po powrocie Willego,
Terry opowiedział mu o kłótni. Lissa wiedziała, że na pewno
wszystko przekręcił, więc wolała nie pokazywać się dziadkowi na
108
RS
oczy. Z niecierpliwością wpatrywała się w niebo. W końcu radio
zaczęło trzeszczeć i Lissa momentalnie złapała mikrofon. Był to
Andy. Odetchnęła z ulgą, kiedy powiedział, że odebrał już rannego.
Radość trwała jednak krótko.
- Lisso, muszę u was wylądować. Mam pewne problemy z
samolotem Czy twój dziadek już wrócił? Odbiór.
- Wrócił. - Lissa miała wrażenie, że jej serce stanęło. Chciała coś
powiedzieć, ale Andy ubiegł ją.
- Upewnij się, czy dziadek jest przygotowany, aby zawiezć
rannego do Denver. Dopilnuj, żeby Leo i Terry byli gotowi na
przeniesienie go do drugiego samolotu. Bez odbioru.
Lissa odwiesiła mikrofon. Każda sekunda wydawała jej się teraz
wiecznością. Wzięła się jednak w garść i pobiegła do domu przekazać
wszystkim wiadomości od Andy'ego.
Kiedy samolot pojawił się nad lotniskiem, Leo, Terry i Will stali
już w pełnej gotowości.
- Nie wydaje mi się, żeby z samolotem było coś nie w porządku
- powiedział Will, patrząc sceptycznie na Lissę. - Leci bez zakłóceń.
Nie wiem, kto jest tutaj większym asekurantem, ty czy twój instruktor.
Lissa nie zareagowała na uwagi dziadka. Cały czas z zapartym
tchem obserwowała samolot i czekała na rozwój wydarzeń. Gdyby
cokolwiek wydarzyło się Andy'emu, to chyba nie potrafiłaby z tym
żyć.
Zanim koła samolotu dotknęły ziemi, wyszeptała jeszcze
ostatnie słowa modlitwy i zacisnęła pięści. Wreszcie, w wieczornej
109
RS
poświacie, zobaczyła sylwetkę Andy'ego. Podbiegła do samolotu, ale
dopóki nie przeniesiono rannego, stała spokojnie z boku. Kiedy Will i
Leo wystartowali do Denver, podeszła do Andy'ego. Czuła się
ogromnie szczęśliwa i rozluzniona, ale na widok jego surowej twarzy,
znieruchomiała.
- Andy? Co się stało? - zapytała niepewnie. Chwycił ją za rękę i
pociągnął w stronę samolotu.
- Spójrz tylko na to.
Lissa nie zobaczyła niczego poza promieniami zachodzącego
słońca, pełzającymi po metalowym skrzydle.
- Na co?
Andy zniecierpliwiony puścił jej rękę.
- Teraz tego nie zobaczysz. Jest zbyt ciemno. Ale to skrzydło ma
wgniecenie. Można to wyczuć podczas lotu. Ile lat ma właściwie ten
rzęch?
- Nie wiem dokładnie. Trzydzieści pięć... może więcej.
- Dobry Boże - twarz Andy'ego wyrażała zdziwienie i
przerażenie. - Jest starszy, niż podejrzewałem. Twój dziadek lata nim
na co dzień, więc nie wyczuwa wielu usterek. Gdyby nie ranny
żołnierz, to nie ryzykowałbym powrotu w tej trumnie.
- Ten samolot nie jest aż taki zły - powiedział kpiąco Terry,
który przysłuchiwał się całej rozmowie.
- Kupowanie najnowszych modeli sprawiło, że stałeś się
kapryśny, Corbett. My zadowalamy się starszymi modelami.
110
RS
- Ten samolot jest śmiertelną pułapką, człowieku! - krzyknął
Andy i odwrócił się do Lissy. - Chcę, żebyście go natychmiast
zaplombowali.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]