[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że nadajesz się do tej pracy. Nie wiem, jak ci dziękować. Może pójdę na
wcześniejszą emeryturę?
- Ani mi się waż! - ostrzegła ją Laura, ale uśmiechnęła się. To była
prawda. Nie była już tą samą kobietą, która poślubiła Buddy'ego
Fieldinga: młodą, niedoświadczoną, zbyt niepewną i nieśmiałą, by
spytać, co robi, skoro jej powiedział: jesteś niepełnowartościową kobietą
i kochanką. Teraz była na tyle silna, by móc wszystkiemu podołać. Więc
dlaczego nie jest z Davidem? Dobre pytanie - przyznała. - Dobre
pytanie."
- Przepraszam na chwilę, Anno - powiedziała, widząc nadchodzącą
Grendel.
RS
111
Twarz kobiety rozjaśniła się na widok Laury.
- Co z nią - spytała natychmiast.
- Dobrze - zapewniła Laura. - Lekarz powiedział, że rana nie jest
grozna. Musiał ją wyczyścić i założyć kilka szwów. Jean jest teraz tam -
wskazała.
- Lauro - powiedziała Grendel poważnie ze smutkiem na twarzy. -
David tęskni za tobą. Wszyscy tęsknimy... ale on jest jakiś dziwny.
Ostatnio stał się bardzo przygnębiony.
- Ja także tęsknię za nim - odparła. Grendel przyglądała się jej twarzy.
- Wiem, gdzie będzie dzisiejszej nocy - rzekła znacząco. - Będzie pisał
przemówienie.
Laura zatrzymała swój samochód tuż za samochodem Davida i
wyłączyła silnik. Posiedziała minutę w ciemności, a potem
zdecydowanie wysiadła. Spojrzała na drzewa pełne rozwijających się
pąków i poczuła lekki wietrzyk na twarzy. Próbowała pomyśleć o
dzwiękach, które kojarzyły się z wiosną. Uśmiechnęła się, kiedy
przypomniała sobie pierwsze śpiewy ptaków, radosne okrzyki dzieci,
choć były one bardzo przytłumione i zniekształcone. Nie usłyszy ich
nigdy, ale to nie ma znaczenia. Jest wiele innych rzeczy, które słyszy w
swoim sercu. Wstrzymała oddech, kiedy ujrzała Davida. Był przy
stawku. Patrzył na słońce zachodzące na tle nieba o brzoskwiniowym
odcieniu. Nie słyszał jej samochodu i nie odwrócił się. Chciała podbiec
do niego, ale nagle ogarnęła ją nieśmiałość. Zatrzymała się i
wypowiedziała z wahaniem jego imię. Obejrzał się gwałtownie.
Wyglądał pięknie. Dostrzegła jego oczy, teraz pełne żalu i bólu. Bólu,
którego ona była powodem. Zastanowiła się, czy jej głos drży tak jak ona
cała.
- Czy Jean czuje się dobrze? - spytała. Skinął głową.
- Powiedziała, że się nią bardzo dobrze opiekowałaś. Dziękuję.
- Przepraszam za ten wypadek.
Nie słyszała jego głosu, ale twarz miał napiętą i czujną.
- Lauro, nie musiałaś przychodzić tutaj, żeby mnie przepraszać. Jean
czuje się dobrze i wiem, że takie rzeczy się zdarzają. Może nadal
przychodzić do instytutu, jeśli chcesz.
- Davidzie, nie porozmawiasz ze mną o czymś innym? - zapytała
niepewnie, a łzy zakręciły się w jej oczach.
- Nie, Lauro! Na miłość boską, czy myślisz, że po tym wszystkim
możemy być tylko przyjaciółmi?
RS
112
Ruszył w stronę domku. Azy dławiły ją w gardle, kiedy patrzyła za
odchodzącym.
- Davidzie - potrzebuję cię.
Nie była pewna, czy to powiedziała. Zatrzymał się i wolno się
odwrócił.
- To nie jest takie łatwe dla mnie - powiedziała, czując, że cała drży. -
Chcę przejść przez nowy most, ale nie chcę zrobić tego sama. Chcę, byś
był ze mną. Kocham cię, Davidzie.
- Lauro...
Zobaczyła wahanie na jego twarzy. Jej imię wypowiedział prawie jak
pytanie. Widziała, jak wolno rozjaśniają się jego oczy, gdy usłyszał jej
słowa.
- Tęskniłem za tobą. Boże, jak bardzo tęskniłem. - Zrobił w jej stronę
dwa kroki i zatrzymał się. Jego ręce drżały, gdy wolno wskazał na siebie,
skrzyżował je na piersiach i...
Zapłakała, kiedy wskazał na nią. Powtórzyła szybko ten sam znak.
Tak mocno go kocha! Objął ją, gdy podniosła twarz ku niemu. Głodna...
Głodna... tak, głodna...
- Dotykaj mnie - mówiły jej ręce. - Kochaj mnie.
- Chwileczkę, chwileczkę - powiedział, gdy spojrzała na niego.
Uśmiechał się przewrotnie, łapiąc jej dłonie.
- Nie tak szybko - dodał. - Dopiero się tego uczę. - Nie rozumiała,
dopóki nie zaczął pokazywać wolno.
- Chcę dzielić z tobą życie. Wyjdziesz za mnie? - Nim skończył,
Laura objęła jego dłoń. Jej odpowiedzią był długi i mocny pocałunek.
RS
113
EPILOG
- Widziałaś, jaki tort weselny przygotowała Grendel? - zapytała
łakomie Beth, która ku swojej rozpaczy była ciągle na diecie.
Laura zaśmiała się.
- Tak. Powiedziałam jej, żeby nie robiła sobie kłopotu, ale odrzekła
tylko, że tego jej właśnie brakuje.
- Ma chyba ze trzy stopy wysokości - wyszeptała Beth. - Dwie figurki
na szczęście... Gdzie, u diabła, znalazła pannę młodą i pana młodego,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]