[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ja nigdy nie śpię. No, prawie nigdy poprawił się zaraz.
Zauważył worek, który Jack miał ze sobą. Wychylił się z łóżka.
Co tam masz? zapytał.
Coś, co kupiłem w mieście.
Dla mnie? zapytał z nadzieją w głosie Billy.
Wychylił się jeszcze bardziej. Byłby spadł, ale Jack złapał go za
kołnierz piżamy i wciągnął z powrotem na łóżko.
Jasne, że dla ciebie.
A co to?
Sam zobacz. Jack podał chłopcu worek.
O rany! jęknął Billy, wetknąwszy głowę do worka.
Ekstra!
Wyjął z worka głowę i zaraz wsadził tam rękę. Wyciągnął prezent,
który podniósł do góry.
126
RS
Prawdziwy pas z narzędziami! Aż dech mu zaparło z wrażenia.
To naprawdę dla mnie?
Jack skinął głową. Bał się, że nie zapanuje nad głosem. Nie chciał,
żeby Billy wiedział, jaki jest wzruszony.
Ekstra! Billy stanął na łóżku, owinął sobie pas wokół bioder.
Uśmiechnął się od ucha do ucha. Dzięki, Jack.
Wyciągnął do niego rękę.
Jack przybił piątkę.
A teraz kładz się, bo jak Alayna nas przyłapie, to obedrze każdego ze
skóry. I mnie, i ciebie.
Nie będzie się wściekać zapewnił Billy, ale na wszelki wypadek się
położył. Oczywiście ani myślał zdejmować z siebie pasa. Umówiliśmy się,
że mogę nie spać, pod warunkiem, że nie wyjdę z łóżka. A ja przecież
jestem w łóżku, no nie?
Ale ja nie jestem, więc pewnie tylko mnie obedrze ze skóry. Jack
się roześmiał.
Zwichrzył Billy'emu i tak już potarganą czuprynę, przykrył go kocem.
Zgasił nocną lampkę i już miał wyjść, ale Billy go zatrzymał.
Jack?
Tak?
Czy ty wyjeżdżasz?
Tak, Billy. Wyjeżdżam.
Dlaczego?
Skończyłem robotę. Jack wzruszył ramionami.
Alayna na pewno pozwoliłaby ci zostać. Musisz ją tylko poprosić.
Wiem, ale na mnie już czas. Muszę jechać.
Wrócisz kiedyś do nas?
127
RS
Jackowi zdawało się, że chłopiec powstrzymuje łzy.
Nie wiem, Billy.
Już nas nie lubisz?
To było trudne pytanie. A jeszcze trudniej było na nie odpowiedzieć.
Lubię, ale... Po prostu przyszła pora, żebym wyjechał.
Jack pochylił się nad chłopcem i wyciągnął rękę. Billy też wyciągnął
dłoń, ale tym razem nie przybił piątki. Wyskoczył z łóżka jak sprężynka,
zarzucił Jackowi ręce na szyję i mocno się do niego przytulił.
Nie chcę, żebyś wyjeżdżał szlochał. Chcę, żebyś został z nami.
Jack omal się nie rozpłakał. Mocno tulił do siebie Billy'ego. Bał się, że
tym razem serce naprawdę mu pęknie.
Ostrożnie położył chłopczyka z powrotem do łóżka, zdjął z szyi
czepiające się go ręce. Pogłaskał Billy'ego po głowie.
Przykro mi, ale nie mogę zostać, synku szepnął. Naprawdę nie
mogę.
Odwrócił się, podszedł do drzwi. Zatrzymał się z ręką na klamce.
Tylko uważaj na siebie przykazał.
Tak jest chlipnął Billy.
I opiekuj się Alayną i dziewczynkami. Dobrze?
Dobrze.
Cześć, Billy szepnął Jack, wychodząc z pokoju.
Cześć, Jack odpowiedział również szeptem chłopczyk.
128
RS
ROZDZIAA DZIESITY
Jack otworzył oczy. Nie wiedział, co go obudziło. Po chwili
zorientował się, że nie jest sam. Ktoś wszedł do chatki.
Nasłuchiwał. Zastanawiał się, czy zdąży wyciągnąć spod łóżka butelkę
whisky. Mógł jej użyć jako maczugi.
Za plecami usłyszał ciche kroki. Przeklął w myślach swój idiotyczny
zwyczaj spania plecami do drzwi. Teraz już wiedział na pewno, że gdyby
przyszło do walki, będzie musiał polegać na własnych rękach. Było za
pózno, żeby sięgnąć po butelkę.
Poczuł, że materac się ugina. Odwrócił się z wrzaskiem. Zwinięta
pięść gotowa była do ciosu. Udało mu się zatrzymać pięść centymetr od
zarysu aż nadto znajomej twarzy.
Alayna?
T...tak wyjąkała zaskoczona tym niespodziewanym powitaniem.
To ja.
Co ci przyszło do głowy, żeby tak się podkradać do śpiącego faceta?
burknął Jack, opuszczając pięść. Przecież mogłem ci złamać nos.
Ale nie złamałeś zauważyła i wsunęła się pod koc. Wpadająca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]