[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie powtarzaj Tristan, o czym tu rozmawiałyśmy - powiedziała ostro\nie. - To jeszcze
nic pewnego.
- Nie powtórzę.
- Nie spróbowałabyś ułatwić nam jakoś zadania? Nie mo\emy ju\ zawrócić. Za pózno
na to. Wywołaj wiatr, który rozproszy okręty wojenne, ześlij na nich omam, w którym zobaczą
nas płynące na południe...
- Za kogo ty mnie bierzesz? Za czarodziejkę? Nie sądzę, by sama Madir potrafiła
dokonać czegoś takiego. - Dziwny kamyk zalśnił w słońcu. Raederle wyprostowała się
gwałtownie. - Zaczekaj. - Wzięła kamyk między kciuk i palec wskazujący i uniosła go pod
światło. Pora\ona jego lśnieniem, Lyra zamrugała.
- Co to... co to jest?
- To kamyk, który Astrin znalazł w mieście Panów Ziemi na Równinie Królewskich
Ust. Podarował mi go.
- Do czego chcesz go u\yć? - Lyra, oślepiona blaskiem kamyka, znowu przymru\yła
oczy. Raederle opuściła rękę.
- Zle błyski jak lustro... Wszystko, czego nauczyłam się od świniopaski, wią\e się z
iluzją; to takie niewinne sztuczki z fałszowaniem proporcji: potrafię sprawić, \e garść wody
wygląda jak jezioro, patyczek - jak wielki pień obalonego drzewa, gałązka je\yny - jak nie-
przebyty ciernisty gąszcz. Gdybym mogła... gdybym mogła oślepić tym kamykiem załogi
okrętów wojennych, sprawić, by w ich oczach rozgorzał niczym słońce, nie zauwa\yliby, \e
skręcamy na północ, nie byliby w stanie nas ścigać.
- Tym kamyczkiem? - zdumiała się Lyra. - To\ on nie większy od paznokcia. Poza tym
- dodała niepewnie - skąd wiesz, co to jest? O garści wody wiesz, \e to garść wody. A o tym
kamyku nie wiesz nic i nie mo\esz przewidzieć, czym się stanie?
- Jeśli nie chcesz, \ebym spróbowała, nie uczynię tego. To decyzja, która będzie miała
wpływ na nas wszystkie. Tylko \e nic innego nie przychodzi mi do głowy.
- A skąd wiesz, jakie imię zamknęli w tym kamyku Panowie Ziemi? Nie boję się o nas
ani o statek, ale o twój umysł...
- Czy ja narzucam ci się ze swoimi radami? - wpadła jej w słowo Raederle.
- Nie - przyznała niechętnie Lyra. - Ale ja, w odró\nieniu od ciebie, wiem przynajmniej,
co robię... - Urwała i westchnęła. - No dobrze - powiedziała. - Niech ci będzie. Musimy tylko
powiadomić Bri Corbetta, dokąd naprawdę płyniemy, \eby mógł uzupełnić zapasy. I musimy
odesłać do domu Tristan. Masz jakiś pomysł, jak to zrobić?
Zamyśliły się obie. Godzinę pózniej Lyra wymknęła się niepostrze\enie z królewskiego
zamku i udała się do portu, by powiedzieć Bri Corbettowi, \e płyną dalej na północ, zaś
Raederle poszła porozmawiać z Heureu Ymrisem.
Znalazła króla w sali posiedzeń, omawiającego ze swymi lordami sytuację w
Meremont. Podszedł do niej, kiedy stanęła niezdecydowanie w drzwiach wielkiej sali. Spotkały
się ich oczy i Raederle ju\ wiedziała, \e miały z Lyrą rację; oszukać go będzie łatwiej ni\ Astri-
na. Odetchnęła z ulgą, nie dostrzegając tego ostatniego wśród obecnych.
- Potrzebujesz czegoś, pani? - spytał Heureu. - Mogę w czymś pomóc?
Kiwnęła głową.
- Czy mogłabym z tobą chwilę porozmawiać?
- Naturalnie.
- Czy mogłabym... czy istnieje taka mo\liwość, \eby któryś z twoich okrętów
wojennych odwiózł Tristan na Hed? Bri Corbett będzie musiał zawinąć do Caithnard, \eby
wysadzić na ląd Lyrę i wziąć na pokład mego brata. Tristan wbiła sobie do głowy, \e musi
dotrzeć do góry Erlenstar, i wyruszy tam, jeśli uda jej się zbiec w Caithnard ze statku Bri.
Wsiądzie na jakiś statek kupiecki płynący na północ albo pomaszeruje tam na piechotę. Obie
drogi prowadzą przez tereny objęte waszą wojną.
Heureu ściągnął swe ciemne brwi.
- Widzę, \e uparta z niej dziewczyna. Zupełnie jak Morgon.
- Tak. I gdyby... gdyby jej te\ coś się stało, byłby to wielki cios dla ludu z Hed. Bri
mógłby ją odstawić na Hed przed zawinięciem do Caithnard, ale na wodach, przez które
musiałby przepływać, utonęli Athol i Spring z Hed, i omal nie zginął Morgon. Czułabym się
spokojniejsza, gdyby dziewczyna miała ochronę trochę silniejszą ni\ kilka stra\niczek i paru
\eglarzy.
Heureu pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Przyznam, \e o tym nie pomyślałem. Z okrętów wojennych tylko pięć jest silnie
uzbrojonych i obsadzonych liczną załogą; pozostałe dwa to w zasadzie małe jednostki
patrolowe polujące na statki z dostawami broni. Dobrze, dam wam okręt, który odwiezie ją do
domu. Gdybym mógł, wysłałbym z wami do Caithnard wszystkie w charakterze eskorty. Nigdy
jeszcze nie widziałem grupy tylu znaczących osób odbywającej tak zle zorganizowaną, nie
przemyślaną podró\.
Raederle zarumieniła się.
- Wiem. Nierozwa\nie postąpiłyśmy, zabierając ze sobą Tristan.
- Tristan! A ty i ziemdziedziczka morgoli?
- My to co innego...
- W jakim sensie, na Yrtha?
- My przynajmniej wiemy, \e Hed dzieli od siedziby Najwy\szego kawał świata.
- Tak - odparł ponuro Heureu. - I w obecnych czasach nie jest to miejsce dla \adnej z
was. Wytłumaczyłem to waszemu kapitanowi. Nie wiem, co mu strzeliło do głowy, \eby
wypływać z wami z Caithnard.
- To nie jego wina. Nie dałyśmy mu wyboru.
- Ciekawym, jakich środków nacisku u\yłyście. Stra\niczki morgoli są świetnie
wyszkolone, ale brak im rozsądku. U wybrze\y Ymris mogło się wam przytrafić coś o wiele
gorszego ni\ spotkanie z moimi okrętami wojennymi. Czasami mam wra\enie, \e walczę tylko
ze swoimi buntownikami, kiedy indziej cała ta wojna zdaje się zmieniać na moich oczach
naturę i wtedy uświadamiam sobie, \e sam nie jestem ju\ pewien, jak daleko się rozleje ani czy
potrafię doprowadzić ją do końca. Chocia\ na razie tli się tylko, to jej potencjał jest
przera\ający. Bri Corbett nie mógł wybrać gorszego czasu na \eglowanie z wami na pokładzie
tak blisko wybrze\y Meremont.
- Nie wiedział o wojnie...
- Gdyby miał płynąć z twoim ojcem, zbadałby zawczasu sytuację. To równie\ mu
wytknąłem. Co do twojej dzisiejszej wyprawy z Astrinem na Równinę Królewskich Ust... to
równie\ był przejaw skrajnej głupoty. - Zamilkł i na chwilę zakrył dłońmi oczy. Raederle
spuściła wzrok.
- Pewnie mu to powiedziałeś.
- Tak. I chyba się ze mną zgodził. To niedopuszczalne, \eby inteligentni ludzie, tacy jak
Astrin, ty i Bri Corbett, przestawali w takich czasach myśleć. - Poło\ył dłoń na ramieniu
Raederle i ściszył głos. - Rozumiem, czego próbowałaś. Rozumiem dlaczego. Ale zostaw to lu-
dziom, którzy są do tego bardziej predysponowani.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]