[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się, że wszystko się udało?"
Elain poczuła jak czerwienieje na twarzy. Kiedy ferwor walki minął, zaczął ogarniać ją
wstyd z powodu tego, co zrobiła. Mogła się powstrzymać. Tyle że nie chciała.
"Tak. Udało się."
"Możemy iść z tobą wszystkie na skałę?" Zapytała ją Lina.
"Oczywiście. Im więcej, tym weselej. Przynajmniej w tej grupie. Jesteś pewna, że dasz radę
podejść?"
"Nie planuję wydać na świat tej dwójki jeszcze przez parę miesięcy." Zażartowała i
pogładziła się po brzuchu.
Lacey znalazła smycz Jaspera i przypięła ją do jego obroży. Wszystkie udały się na ścieżkę.
Elain nie miała ochoty opowiadać po raz kolejny przebiegu zdarzeń, więc wyręczyła ją Mai. Wraz z
rozwojem historii Elain czuła coraz większy wstyd. Elain odłączyła się od grupy, a Carla objęła ją
w talii.
"Zrobiłaś co musiałaś, skarbie." Wyszeptała jej do ucha. "Maureen byłaby z ciebie dumna."
"Ja nie czuję się z siebie dumna."
"Dostał to, na co zasłużył."
"Mogłam się zatrzymać. Nie musiałam się aż tak zapędzać."
Callie również dołączyła do Elain.
"Posłuchaj. Ci ludzie rozumieją jedynie siłę. Kropka. Rodolfo Abernathy pomyśli dwa razy,
zanim zadrze z tym Klanem, lub z twoją sforą. I gwarantuję ci, że Paul również nie będzie sprawiał
problemów."
Elain żałowała, że nie czuła tego samego. Niejasne, dręczące wrażenie na krawędzi jej
świadomości nie chciało odejść. Jakby nie ważne co mówili inni, wojna jeszcze się nie skończyła.
To był może dopiero początek.
Kiedy dotarły na skałę, kobiety zebrały się wokół starej Jasnowidzki.
Posłała Elain życzliwy uśmiech.
"Wiem, że nie podoba ci się to co zrobiłaś, ale miej świadomość tego, czym to naprawdę
jest."
"Czyli co, ściśnięcie mu jaj jak winogron?" Zadrwiła Elain.
Lacey uśmiechnęła się.
"Ochrona swojej sfory i Klanu. Tak robi prawdziwy wilk Alfa. Staje w obronie swojej sfory
i Klanu. Chroni słabszych od siebie."
Elain spojrzała na swoje dłonie. W domu Daniela kilka razy chodziła do łazienki i szorowała
dłonie, aż jej ciało stało się czerwone i obtarte.
Dłonie Lacey zamknęły się wokół niej i stara Jasnowidzka czekała, aż na nią spojrzy.
"To nie jest koniec kłopotów naszego Klanu. Ale dziś zdobyłaś pozycję Alfy, z którym się
nie zadziera. Zrobiłaś dobrze, czy ci się to podoba, czy nie. To nasz sposób działania."
"Mogłam go zostawić."
Lacey uśmiechnęła się.
"Bądz szczera. Chciałaś go zabić."
Elain poczuła jak jej twarz rumieni się jeszcze bardziej, ale po co miałaby kłamać? Kiwnęła
głową.
Lacey roześmiała się.
"Elain, znasz swojego wewnętrznego wilka dopiero od kilku dni. To normalne. Tak się
właśnie dzieje. To z czego powinnaś być dumna to fakt, że zachowałaś kontrolę. Potrafiłaś
zobaczyć, że posuwasz się za daleko. Są tacy, którzy mogą się spierać, że zaszłaś nie wystarczająco
daleko. W dawnych czasach, skoro nie chciałaś go za swojego partnera, całkowicie dopuszczalnym
byłoby rozerwanie mu gardła."
Elain poczuła lekkie mdłości.
"Innymi słowy," powiedziała Lina, "oszczędziłaś sobie tego."
"On by tego nie zrobił." Dodała Mai. "Gdyby to on miał przewagę, z przyjemnością zabiłby
cię, gdyby jego dziadek kazał mu cię wykończyć."
"Bez wahania." Powiedziała Lacey.
Callie złapała Elain za rękę.
"Chodz, wiem czego ci trzeba." Zaprowadziła Elain na brzeg, gdzie klęknęły przy krawędzi
wody. Callie trzymała dłonie Elain w swoich pod wodą, przy piaskowym podłożu.
"Bogini powyżej," Zaczęła Callie. "Bogini na dole. Bogini w, Bogini poza. Bogini
wszystkich, usłysz me wołanie. Czysta i nieskalana, bystra i pewna, pobłogosław tego wilka i nas
wszystkich."
Elain poczuła lekkie mrowienie w dłoniach, a potem obie pochłonęło białe światło,
zaskakując ją.
Callie najwyrazniej spodziewała się tego i nie puściła jej. Po chwili światło zniknęło i Elain
poczuła na swoich dłoniach rozkoszną miękkość i jednocześnie drobinki piasku.
"Czyste." Wyszeptała Callie, wyciągając wreszcie dłonie Elain spod wody i trzymając je
wciąż w swoich. "Czyste i nieskalane. Niewinne. Silne i opiekuńcze." Uwolniła dłonie Elain,
uprzednio ściskając je raz jeszcze.
Elain klęczała tam, wpatrując się przez chwilę w swoje dłonie, a potem przeniosła wzrok na
Callie. W jakiś sposób czuła się lepiej, lżej. Jakby zniknęła jakaś plama na jej duszy.
Callie uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
"Dodatkowa korzyść ze sprawowanej pozycji." Zażartowała i przytuliła Elain.
Elain zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Czuła słońce na swojej twarzy, chłodne słone
powietrze pochodzące z oceanu wypełniało jej płuca razem z wonią wilgotnego piasku.
"Dziękuję." Wyszeptała do ucha Callie.
"Hej, dlatego tu jestem. Mają rację, zrobiłaś dobrze. A teraz idz do domu ze swoją sforą i
ciesz się życiem, aż przyjdzie nam ponownie skopać bazyliszkom tyłki."
Rozdział 19
Powrót na Florydę zajął im trochę dłużej, bo zdecydowali się trochę pozwiedzać. Będąc w
lepszych nastrojach, Elain, Lina, Mai i Carla stały się prawie nierozłączne. Liam nierzadko musiał
wyeksmitować się z samochodu Carli i zrobić miejsce dla wszystkich kobiet. Wtedy jechał z
pozostałymi mężczyznami.
Cztery dni po ich powrocie na Florydę, Lina zabrała Mai na spotkanie z jej ginekologiem w
Tampa.
Mai siedziała nerwowo w poczekalni między swoimi mężczyznami i trzymała Micaha i Jima
za dłonie. Kiedy nadeszła jej kolej, wstali jak jeden mąż i podążyli za pielęgniarką do gabinetu.
Pielęgniarka zebrała najpierw podstawowe dane, a potem podała jej koszulę i pokazała jak ją
założyć. Następnie zostawiła ich samych.
Mężczyzni pomogli Mai założyć koszulę i ułożyć się na kozetce.
Spojrzała w niebieskie oczy Micaha. Uśmiechnął się.
"Już dobrze, skarbie. To tylko rutynowe badanie. Wszystko będzie dobrze."
Nie wiedziała, czy sama miała paranoję, czy to wynik jej snów, ale nie mogła powstrzymać
myśli, że coś jest nie tak.
"Ale dlaczego nie mam żadnych porannych mdłości?"
Wzruszył ramionami.
"Może kojoty tak mają. Nie wiem. Zapytamy lekarkę."
"Proszę, rozluznij się." Powiedział Jim. "Zamartwianie się nie wpływa na ciebie dobrze."
"Lina powiedziała, że prawie zwracała własne wnętrzności przez pierwsze parę miesięcy
ciąży."
"Lina nosi też smocze bliznięta." Przypomniał jej Jim. "Byłbym zaskoczony, gdyby nie
miała wiecznej zgagi."
Parę minut pózniej weszła lekarka i posłała im uprzejmy uśmiech. Jej sięgające do ramion
czarne włosy były przyprószone siwizną.
"Mai Gallatin? Jestem Doktor Alberto."
Mai uśmiechnęła się nerwowo.
"Miło mi panią poznać. To są moi partnerzy, Micah i Jim."
"Miło mi was poznać. Zanim zaczniemy, chciałabym, żebyście wiedzieli, że niektóre moje
pielęgniarki są ludzmi, więc kiedy będą w tym samym pomieszczeniu, to cicho sza. Korzystam
również z bardzo małego, prywatnego laboratorium prowadzonego przez mojego kuzyna.
Pilnujemy, by wszystkie wyniki były anonimowe, ale czasami ich uzyskanie zajmuje kilka dni
więcej, niż w większym laboratorium."
Mai kiwnęła głową.
"No dobra, czas na badanie."
"Nie miałam żadnych porannych mdłości. Co jest ze mną nie tak?"
Doktor Alberto uśmiechnęła się.
"Nie rozumiem pytania. Martwisz się, że coś jest nie tak, czy tęsknisz za wymiotowaniem?
Bo mam pacjentki, które z chęcią zamienią się z tobą miejscami."
Mai uświadomiła sobie, że musi wyglądać na przerażoną, bo lekarka poklepała ją po ręku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •