[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siedzenie fotela się podniosło. - Ale frajda.
- Hej! - Dana opadła na fotel, okręciła się razem z nim. - To jest dopiero frajda.
- Przyjechały - wykrztusiła Zoe.
- Nie tylko one. Spójrz tam - Malory wskazała trzy lśniące umywalki do mycia głów. -
Zainstalowali je dziś rano. - Pociągnęła osłupiałą Zoe za sobą i odkręciła wodę. -
Widzisz? Też działają. Prawdziwy salon piękności.
- Nie mogę w to uwierzyć. - Zoe usiadła na podłodze, zakryła twarz dłońmi i wybuchnęła
płaczem.
- Och, skarbie. - Malory natychmiast ściągnęła z głowy chustkę i podsunęła przyjaciółce.
- Mam umywalki. I fotele - szlochała Zoe w kolorowy bawełniany kwadrat. - A ty masz
obrazy, posążki i rzezbione kasetki. Dana ma książki. Jeszcze trzy miesiące temu
pracowałam u paskudnej baby, która mnie nie lubiła. A teraz mam fotele. Złożyłyście je
dla mnie.
146
- Ty odnowiłaś stół - przypomniała Malory.
- I wyszukałaś stelaż do kuchni. Rozpracowałaś całe oświetlenie szynowe, wypełniłaś
fugi w łazienkach. - Dana schyliła się, poklepała Zoe po głowie. - Działamy wspólnie.
- Wiem, wiem, właśnie o to chodzi. - Otarła twarz. - Jest pięknie. Wszystko jest piękne.
Bardzo mi się podoba. Kocham was. Już dobrze. - Pociągnęła nosem i wypuściła
powietrze w długim wydechu. - Boże, mam ochotę umyć komuś włosy. - Parskając
śmiechem, zerwała się z podłogi. - Która pierwsza na ochotnika?
Z dołu dobiegło nawoływanie. Zoe pokręciła głową.
- Cholera, zapomniałam. To chłopak z pchlego targu. Zapłaciłam mu dwadzieścia
dolarów, żeby przywiózł moją sofę. Muszę mu pomóc wnieść ją na górę.
Gdy wybiegła, Malory odwróciła się do Dany.
- Musi być w środku napięta jak struna.
- Fakt. Zastanawiam się, czy ktokolwiek z nas pomyślał o presji, jakiej zostanie poddana
ostatnia z nas. Dodaj jeszcze obciążenie związane z końcówką roboty tutaj. - Dana
rozłożyła ramiona, ogarniając salon. - Na pewno Zoe jest bliska wybuchu.
- Obyśmy były w pobliżu, kiedy to nastąpi.
Zeszły na dół, żeby pomóc przy sofie. Gdy mebel znalazł się na swoim miejscu, Malory
odstąpiła kilka kroków w tył i przechyliła głowę.
- No cóż... jest odpowiednio długa. I... - szukała w myślach, co jeszcze mogłaby
powiedzieć pozytywnego o niepozornym burym obiekcie. - I ma sympatyczne wysokie
oparcie.
-  Brzydka jak grzech powszedni , to chyba określenie, o które ci chodziło - podsunęła
Zoe. - Ale zaczekaj tylko. - Zaczęła otwierać przyniesione pudło i nagle cofnęła rękę. -
Zejdzcie na dół. Zawołam was, jak skończę.
- Co skończysz? - Dana trąciła sofę nogą. - Puszczanie tego z dymem?
- Idzcie. Dajcie mi dziesięć minut.
- Wydaje mi się że palenie może potrwać dłużej - przestrzegła Malory.
Gdy tylko Zoe została sama, zabrała się do roboty. Jeśli na czymś się naprawdę znam,
powiedziała sobie, to z pewnością na tym, jak zrobić ze świńskiego ucha jedwabną
sakiewkę.
147
Dokonawszy transformacji, cofnęła się z dłońmi na biodrach. Na Boga, znowu jej się
udało. Podeszła do szczytu schodów, by zawołać przyjaciółki.
- Chodzcie na górę! I powiedzcie szczerze, co myślicie.
- Pomysł z podpaleniem nie zabrzmiał dla ciebie wystarczająco szczerze? - spytała
Dana. - Mai i ja możemy cię wyręczyć, jeśli nie masz czasu. Czy nie musisz wracać do
Simona?
- Nie. Pózniej wam powiem dlaczego. - Złapała Dane i Malory za ręce i wciągnęła do
salonu.
- O mój Boże, Zoe. Mój Boże, to jest piękne. - Nie posiadając się ze zdumienia, Malory
podeszła i przyjrzała się sofie z bliska. Niezgrabny bury mebel przeobraził się w urocze
miejsce do siedzenia, ozdobione ciemnoróżowymi hortensjami na błękitnym tle. Całość
uzupełniały pękate poduszki i wesołe kokardy, zawiązane na poręczach.
- Zakrawa na cud - skomentowała Dana.
- Chcę obić podnóżki tym samym materiałem albo może innym, lecz w jednym z kolorów
tutaj występujących. Zamierzam też kupić składane wyściełane krzesła i uszyć
pokrowce, takie z fałdami, zawiązywane z tyłu.
- Mogłabyś mi wydziergać nowy samochód, tak przy okazji - zasugerowała Dana.
- Wygląda wspaniale, Zoe. A teraz, czy zechcesz na niej usiąść i opowiedzieć, co się
dzisiaj wydarzyło?
- Jeszcze nie. Wy usiądzcie. Chciałabym zobaczyć, jak na niej wyglądacie.
Obeszła sofę, przyglądając się jej pod różnymi kątami.
- Dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. Czasami aż się trochę boję, zbyt gładko
wszystko idzie. I zaczynam się martwić, że w takim razie pewnie zawalę sprawę klucza.
Wiem, jak to głupio brzmi.
- Wcale nie - zaprotestowała Dana, moszcząc się na sofie. - Sama mam skłonności do
martwienia się w najszczęśliwszych chwilach i zadręczania, co tym razem pójdzie nie
tak.
- Myślałam... miałam nadzieję, że coś poczuję, gdy wrócę do Morgantown.
Podjechałam... podjechaliśmy pod moje dawne mieszkanie, pod salon, w którym
pracowałam. I salon tatuażu. Wstąpiliśmy nawet do HomeMakers. Ale nie było tak, jak
wczoraj. Nie czułam tej naglącej potrzeby, tego zrozumienia. Zawróciła i usiadła na
podłodze przed sofą.
148
- Nie żałuję, że znowu zobaczyłam stare miejsca, odświeżyłam wspomnienia. Choć nie
poruszyły mnie. Mieszkałam tam prawie sześć lat, ale to był... uświadomiłam sobie, że to
był jakby okres przejściowy. Nie zamierzałam zostawać. Mieszkałam tam i pracowałam,
lecz myślami ciągle wybiegałam naprzód. Przypuszczam, że do Valley - dodała cicho. -
Zamierzałam tu przyjechać jak najszybciej. Simon urodził się w Morgantown, co było
najważniejszym wydarzeniem w moim życiu. Ale nic więcej, nic, co tam robiłam i co mnie
spotkało, nie miało specjalnego znaczenia. Po prostu... wstąpiłam na chwilę.
- A zatem dowiedziałaś się jednego - zauważyła Malory. - Klucz nie czeka tam na ciebie.
Gdybyś nie pojechała, nie rozejrzała się, nie wiedziałabyś o tym.
- Wciąż nie mam pojęcia, gdzie on może być. - Zoe bezradnie uderzyła pięścią w kolano.
- Towarzyszy mi dziwne przeświadczenie, że powinnam go widzieć i widziałabym,
gdybym nie odwracała głowy, tak odrobinę, w niewłaściwą stronę. Martwi mnie, że będę
dalej wykonywała codzienne czynności, robiła to, co muszę, i nie zauważę klucza, bo po
prostu nie spojrzę we właściwe miejsce.
- My też miewałyśmy chwile zniechęcenia, Zoe - przypomniała Dana. - My też
patrzyłyśmy nie w tę stronę, co trzeba.
- Masz rację. Tak wiele się tutaj dzieje, że wszystko inne wydaje się mało ważne.
Uczucia, jakie we mnie budzi ten dom... i wy, są takie silne. Myślę sobie, że mam
wytrzasnąć klucz nie wiadomo skąd i w następnej chwili jestem przekonana, że potrafię.
Uda mi się, jeśli tylko spojrzę we właściwą stronę.
- Wróciłaś do miejsca, od którego zaczynałaś - podsunęła jej Malory. - I rzuciłaś okiem na
miejsce, w którym wyczekiwałaś. Chyba można w ten sposób określić czas przed twoją
przeprowadzką tutaj?
- Tak mi się wydaje.
- Może powinnaś się przyjrzeć docelowemu punktowi. Temu, w którym się teraz
znajdujesz.
- Myślisz, że mogę natrafić na klucz tutaj, w domu?
- Bardzo możliwe. Albo w innym ważnym dla ciebie miejscu. Gdzieś, gdzie przeżyłaś lub
przeżyjesz chwilę prawdy Decydującą chwilę.
- Rozumiem. - Zoe w zadumie kiwnęła głową. - Spróbuję się na tym skupić, przynajmniej
na razie. Popracuję trochę, dopóki Simon jest z Bradem.
- Simon jest z Bradem? - powtórzyła jak echo Dana.
149
- No właśnie. - Posłała Danie pełne konsternacji spojrzenie. - Kiedy wracaliśmy,
wspomniałam, że muszę go odebrać ze szkoły i wziąć z sobą do  Pokusy . Starałam się
uwzględnić różne rzeczy, to i tamto, a Brad nagle oznajmił, że sam może go odebrać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •