[ Pobierz całość w formacie PDF ]
technicznie Ross nie był tak dobry jak Anna, ich
duet brzmiał całkiem niezle.
Nie mogła się powstrzymać od patrzenia na jego
dłonie przesuwające się po klawiaturze. Serce
zabiło jej mocniej i zmyliła jedną nutę. Ross
wymruczał tylko jedno słowo:
Ta k.
Wiedziała doskonale, co chciał przez to
powiedzieć. On również miał trudności z
koncentracją na grze. Zwiadomość, że zna jego
myśli, nie sprawiła jej jednak przyjemności.
Zastanawiała się, czy Ross zamierza się z nią
kochać, by uspokoić własne wyrzuty sumienia.
Wtedy łatwiej mu będzie o niej zapomnieć, a
przecież tego właśnie chciał.
Skończyli grać i ponownie zostali nagrodzeni
oklaskami, ale Anna myślała tylko o jednym
jak uciec z tego miejsca, znalezć się jak najdalej od
mężczyzny, który przyciągał ją z magnetyczną
siłą.
Kochanie, czy masz ochotę na świeżą kawę?
z matczyną troską w głosie zapytała Leora. Annie
nie zależało jednak w tym momencie na jej
troskliwości. Nie była dzieckiem lecz kobietą
kochającą mężczyznę, który nie odwzajemniał jej
uczuć. Rozpaczliwie poszukiwała w myślach
jakiegokolwiek pretekstu do opuszczenia pokoju.
Musiała jeszcze raz przemyśleć, co zrobić z resztą
dzisiejszego wieczoru. Być może powinna zmienić
zdanie. J eszcze nie jest za pózno.
Nerwy miała napięte do ostatnich granic, czuła, że
zaczyna jej brakować powietrza.
Myślę powiedziała biorąc głęboki oddech
że dobrze by mi zrobił spacer po wyspie, o ile nie
masz nic przeciwko temu.
Ostatnie słowa skierowane były do matki. Ross
stanął obok niej i Anna zaczęła się rozpaczliwie
zastanawiać, czy zaproponuje jej swoje
towarzystwo.
Oczywiście, kochanie, możesz się przejść, jeśli
tylko masz ochotę. Trochę jednak szkoda kończyć
ten miły wieczór tak wcześnie. Ross, napijesz się
jeszcze kawy?
Ross potrząsnął przecząco głową.
Ma m jeszcze coś do zrobienia spojrzał na
Annę, która nie mogła unikać jego wzroku. Z jego
twarzy nie dało się nic wyczytać, była chłodna i
obojętna.
%7łyczę miłego spaceru skinieniem głowy
pożegnał się z całym towarzystwem i wyszedł z
pokoju.
9.
Powietrze na zewnątrz było już znacznie
chłodniejsze. Wiatr owinął jej spódnicę wokół nóg.
Wiedziała, że nie jest odpowiednio ubrana, nie
chciała jednak wchodzić na górę i narażać się na
możliwość spotkania z Rossem.
Otwarła furtkę otrzymanym od matki kluczem i
przeszła na drugą stronę drogi. Zdjęła sandały i
ruszyła w kierunku brzegu oceanu. Kamyki i
muszelki leżące na plaży boleśnie wbijały się jej w
stopy, jednak na d samym brzegiem piasek był
znacznie czystszy. Przechadzała się powoli,
obserwując zachodzące słońce. Wiedziała, że
wkrótce musi zawrócić, gdyż nie znała okolicy na
tyle dobrze, by ryzykować spacer w ciemności.
Potrzebowała jednak chwili wytchnienia. Scena z
pokoju muzycznego mocno nią wstrząsnęła.
Przekroczyła w swoim życiu pewną granicę
granicę pomiędzy marzeniami i rzeczywistością.
Marzyła, aby spotkać się znowu ze swą matką, nie
przypuszczała jednak, że jej życzenie spełni się
kiedykolwiek. A jednak stało się tak, jak pragnęła,
co więcej, udało jej się odnowić łączącą je dawniej
więz.
Marzyła również, aby ponownie spotkać się z
Rossem. Wiele razy wyobrażała sobie tę scenę:
Ross bierze ją w ramiona, całuje i mówi, jak
bardzo ją kocha. Rzeczywistość okazała się
zupełnie inna miał ochotę na krótki romans, by
tym szybciej o niej zapomnieć. J ak mogła mu
pozwolić zbliżyć się do siebie, wiedząc, że Ross
wcale jej nie kocha?
Słońce już niemal całe skryło się za horyzontem,
ale wbrew rozsądkowi Anna szła da lej. I nagle
zobaczyła przed sobą jacht ten sam jacht, na
którym Ross wiele lat temu przypłynął na wyspę.
Był dokładnie taki, jakim go zapamiętała
piękny i szlachetny, tak jakby czas zupełnie się
dla niego zatrzymał. Poczuła nieodpartą potrzebę
ponownego znalezienia się na jego pokładzie,
sprawdzenia, czy i w środku pozostał
niezmieniony. Przepełniona podnieceniem bez
chwili zastanowienie wbiegła na pomost. Przeszła
przez barierkę łodzi, która lekko zakołysała się
pod jej ciężarem.
Usłyszała nagle jakiś dziwny odgłos i obróciła się
gwałtownie. Wieczór zamienił się już w ciemną
noc i nie udało jej się nic dostrzec. Zawahała się
przez moment, wiedząc, że tak naprawdę nie ma
prawa zejść do kabiny jachtu. J akaś dziwna siła
popychała ją jednak naprzód.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności generator
prądu nie był wyłączony i po naciśnięciu guzika
pokój zalało jasne światło. Przez chwilę po prostu
stała i patrzyła. Wszystko wydało się jej inne niż
dziesięć lat temu i nie wiedziała, czy czuje się z
tego powodu za dowolona czy rozczarowana.
Nagle łódz zachybotała się tak mocno, że Anna
musiała przytrzymać się krzesła. Serce zabiło jej
gwałtownie. Czy ktoś wszedł na pokład? J eśli tak,
to została przyłapana. Nie było innej drogi
ucieczki. Zamarła nasłuchując, ale wok ół
panowała zupełna cisza. Czyżby poniosła ją wyob-
raznia? A może to dawało o sobie znać nieczyste
sumienie? Z ciągle mocno bijącym sercem ruszyła
naprzeciw wspomnieniom. Chciała obejrzeć cały
jacht, zobaczyć, jak bardzo się zmienił.
W pewnym momencie szósty zmysł podpowiedział
jej, że ktoś oprócz niej znajduje się na pokładzie.
J akby na potwierdzenie tego przeczucia łódz
znowu zakołysała się
delikatnie. Naprężyła mięśnie przygotowując się
do walki. Ktoś wszedł do sypialni, odcinając jej
odwrót, ciężkie dłonie spoczęły na jej ramionach.
Próbowała się wyrywać, ale na nic się to nie zdało.
Uniosła więc stopę i wymierzyła kilka starannie
wycelowanych kopniaków. Napastnik krzyknął z
bólu i zwolnił nieco chwyt. Udało jej się odwrócić
głowę i zobaczyła... Charlesa.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem jak dwa
gotowe do ataku zwierzęta. Charles przez dłuższą
chwilę nie mógł jeszcze uwierzyć, że
włamywaczem" okazała się Anna, a nie jakiś
przestępca. Wkrótce jednak jego spojrzenie
złagodniało, zdjął wreszcie swe dłonie z jej ramion.
P a nno Runford ja przepraszam...
Ależ nie, to ja przepraszam. Czy nic się panu
nie stało w nogę?
Zaczął masować obolałe miejsce.
Nic mi nie będzie, za dwa dni nie zostanie
nawet śladu. Cieszę się, że nie ma pani na sobie
butów na wysokich obcasach.
Charles wyprostował się. Nie zapytał, co robiła na
jachcie, lecz Anna poczuła, że powinna mu to
wyjaśnić.
Chciałam... chciałam obejrzeć łódz. Nie
sądziłam, że ktokolwiek mnie obserwuje. Pan
zobaczył światła, prawda?
Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
P omyślałem, że byłoby dość dziwne, gdyby
złodziej zapalił wszystkie światła, ale w obecnych
czasach nie wiadomo, kogo licho niesie.
Wzruszył ramionami i uśmiechnął się szerzej.
J uż wracam na ląd.
Nie chodzi o to, że nie może pan i tu zostać, ale
światła przyciągają różnych ludzi.
Za wsze mogłabym go skopać po łydkach.
Zaśmiała się odwracając się i schodząc z łodzi.
Z całą pewnością. Ale może lepiej nie
ryzykujmy. Charles zgasił światła i dołączył do
stojącej na pomoście Anny. Z pobliskich drzew
doszedł jakiś szelest.
Anna zamarła, ale Charles delikatnie dotknął jej
ramienia.
Wszystko w porządku u spokoił ją. To
tylko panna Runford, sir. Oglądała łódz
zawołał w kierunku wychodzącej z gęstwiny
ciemnej postaci, którą okazał się Ross.
Leora powiedziała mi, że tu jesteś. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]