[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Oczywiście, jest prześliczny - odparła nieco nieprzytomnie Scarlet, ciągle
pod wrażeniem wyznania Romana.
- Sama umieściłam tuż obok, sądziłam, że tak będzie najlepiej.
- Sam! - Scarlet rozejrzała się gwałtownie po pokoju. - Gdzie on jest?
Natalia patrzyła na nią dziwnie.
- Poszedł do kuchni zobaczyć szczeniaki, pamiętasz? Powiedziałaś, że może.
Chcesz, żebym po niego poszła?
Speszona Scarlet zaczerwieniła się.
- Och nie, wszystko w porządku. Zawsze chciał mieć psa.
- Wszystkie dzieci lubią szczeniaki. Alice jest z Samem. Musisz być zmęczo-
na po podróży. Połóż się na chwilę przed kolacją, jeśli chcesz. Mam nadzieję, że
Luca zdąży do tej pory przyjechać i będziesz mogła poznać całą naszą rodzinę.
- Rzeczywiście jestem zmęczona - przyznała Scarlet. - Wezmę prysznic i tro-
chę się przejdę.
- Dobrze. Będę w salonie, gdybyś mnie potrzebowała. Roman też na pewno
niedługo skończy. Napijesz się herbaty?
- Nie, dziękuję. Poczekam na niego.
S
R
ROZDZIAA PITNASTY
Scarlet czekała, ale wbrew zapowiedzi Romana długo nie było, a przynajm-
niej tak się jej zdawało. Rozpakowała ubrania swoje i Sama w ślicznym pokoju,
który wglądał na świeżo urządzony. Ktoś, prawdopodobnie gospodarze domu, za-
dał sobie dużo trudu, by czuli się mile widziani.
Udało się jej samą siebie przekonać, że Roman nic nie powiedział, że to tylko
jej wyobraznia. W końcu stwierdziła, że jeśli dłużej będzie nad tym rozmyślać,
oszaleje, i że zaniedbuje swoje obowiązki rodzicielskie.
Poszła do kuchni, gdzie Sam pod okiem Alice oglądał szczeniaki. Przeprosiła
asystentkę Romana, że mały jest nieznośny, ale ta wyraznie uległa urokowi dużych,
brązowych oczu chłopca, bo stwierdziła, że świetnie się bawi.
Kucharka pozwoliła im robić, co chcą, pod warunkiem że po sobie posprząta-
ją. Alice zamierzała piec ciasteczka. Sam jej pomagał, co polegało na umorusaniu
się mąką od stóp do głów.
Wracając, Scarlet zgubiła się, a kiedy wreszcie dotarła do głównego holu, nie
miała pewności, jak tam trafiła. Zwolniła koło drzwi gabinetu, w których jakiś czas
temu zniknął Roman. Zatrzymało ją imię siostrzeńca. Głęboki głos narzeczonego
wzbudził w niej miłe wspomnienia, ale potem dosłyszała rozgniewanego Finna O'-
Hagana.
- Przypuszczam, że lepiej pózno niż wcale... - stwierdził z niechęcią. - Męż-
czyzna nie powinien wstydzić się własnego dziecka.
Zaszokowana dziewczyna zamarła bez ruchu. Czy Roman powiedział swoje-
mu ojcu, że wstydzi się Sama? Czy wszystko, co jej powiedział, to kłamstwo?
- Kiedy patrzę na to niewinne stworzenie, wstydzę się, że wychowałem męż-
czyznę, który nie dostrzega nic więcej niż własna, egoistyczna przyjemność.
Scarlet wzdrygnęła się, słysząc, że coś upadło i się potłukło.
- Wstydzę się, że jestem twoim ojcem.
S
R
- Przykro mi, że tak cię rozczarowałem, ojcze. - Przeciwnie do starszego pana
O'Hagana Roman doskonale panował nad swoim głosem. - Nie denerwuj się tak.
- Ja się nie denerwuję, tylko jestem zdegustowany.
Nie zastanawiając się nad tym, co robi, pchana instynktem, który jej mówił,
że nie może pozwolić, by Roman odpowiadał za coś, co nie jest jego winą, Scarlet
weszła do pokoju. %7ładen z dwóch mężczyzn jej nie zauważył.
- Proszę cię, usiądz i porozmawiajmy rozsądnie. - Scarlet widziała napięcie na
twarzy Romana.
- To bez znaczenia jak bardzo rozsądnie będziemy rozmawiać. Nic nie zmieni
faktu, że przez ciebie kobieta straciła życie, wydając na świat twoje dziecko.
Scarlet ogarnął spokój, mający swe zródło w przekonaniu, że musi to zrobić.
- Nie! - Jej łagodny głos zabrzmiał jak dzwon. - Przestańcie natychmiast.
Odwrócili się w jej stronę jednocześnie.
- Scarlet, zostaw to - powiedział Roman i ruszył w jej stronę, by ją powstrzy-
mać.
- To nie tak.
- Czy pani broni mojego syna?
- Ktoś przecież musi.
- Po tym, co on zrobił pani siostrze?
Pogarda w głosie starszego człowieka sprawiła, że rumieniec wystąpił na jej
policzki.
- Nic jej nie zrobił.
- Czy właśnie to ci powiedział, dziewczyno?
Roman przerwał mu zagniewany.
- Ona ma na imię Scarlet, ojcze. Jeśli chcesz się wyżywać na kimś, niech to
będę ja. Ją zostaw w spokoju.
Scarlet uniosła dumnie podbródek.
- Potrafię się bronić sama - powiedziała, a potem zwróciła się do ojca Roma-
S
R
na: - Nikt mi nie mówi, co mam myśleć, proszę pana.
- Teraz mi powiesz, że Roman nie jest ojcem Sama.
- Jest - przyznała.
- No to fakty świadczą przeciwko niemu.
- Nie, nie świadczą. Roman nie uwiódł mojej siostry. To nie był przypadek.
- O czym ty mówisz, Scarlet? - zapytał Roman.
- Abby chciała mieć dziecko.
- Wiem.
- Nie, nie wiesz - Scarlet przerwała mu głośno.
- Nic nie wiesz. Chciała mieć dziecko i wybrała sobie ciebie na ojca.
- Wybrała? - Roman potrząsnął głową. - O czym ty mówisz, Scarlet?
Nie potrafiła na niego spojrzeć. Wyobrażała sobie, jaki zły i zdegustowany
musi być. Nie oczekiwała, że zrozumie, iż mówiąc mu prawdę, szarga pamięć swo-
jej siostry.
- Chęć posiadania dziecka stała się jej obsesją. Krótko przed śmiercią powie-
działa mi, że wszystko zaplanowała. Odpowiednio doprawiła twoje drinki i zadba-
ła, by żadne zabezpieczenie nie zadziałało. Nie miała zamiaru włączać cię w wy-
chowanie Sama - przyznała żałośnie. - Następnego ranka, chcąc mieć pewność, że
niczego nie podejrzewasz, zapewniła cię, że do niczego między wami nie doszło, że
po prostu zasnąłeś.
Zapadła głęboka cisza. Finn O'Hagan popatrzył na Scarlet, a potem odwrócił
się do swojego syna.
- Dobry Boże, czy to może być prawda?
Roman nie odpowiedział na to pytanie. Nieprzenikniony wyraz jego twarzy
nie pozwalał zgadnąć, co się kryje za tym milczeniem.
Scarlet odezwała się do niego błagalnym tonem:
- Abby nie była niedobra. Wszystkie jej związki zle się skończyły i musiała
pomyśleć, że nigdy nie znajdzie odpowiedniego mężczyzny, a bardzo chciała mieć
S
R
dziecko.
- I znalazła rozwiązanie - upić kogoś i się z nim przespać...?
- Proszę cię, nie myśl o niej zle... A panu, panie O'Hagan, nikt nie powiedział,
że Roman wcale nie odwołał ślubu z Sally. To ona uciekła z drużbą. Jak pan widzi,
nie pierwszy raz zle go pan ocenia. Na pana miejscu byłabym wdzięczna losowi, że
mam takiego syna. - Ledwo wypowiedziała słowa nagany, a jej opanowanie znikło
i wybiegła z pokoju, płacząc.
Przez kilka minut po jej zniknięciu żaden z mężczyzn się nie poruszył. W
[ Pobierz całość w formacie PDF ]