[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozpaczliwe okrzyki pani Dexter dotarły do jej świadomości jakby przez gęstą mgłę. W następnej
chwili usłyszała, że gospodyni każe mężowi wezwać ambulans i zawiadomić Wade a.
Nie wyszeptała, przezwyciężając tępy ból głowy. Nie do Wade a, d-do doktor Ritter. Jej n-
numer w m-mojej torebce. Powiedzcie, że t-to m-malaria.
Po tym wysiłku powieki znowu jej opadły i zapadła w nieświadomość.
Jeszcze tylko dwie noce w hotelu i wróci do domu. W oddziale firmy na Samoa Wade zastał
niemały bałagan, jednakże przez ostatnie dwa dni udało mu się zaprowadzić porządek i zapobiec
utracie ważnych kontraktów. Pozostało tylko doczekać przyjazdu Roya Becketta i omówić z nim
dalsze plany.
Wyszedł z kieliszkiem brandy na hotelowe patio. Spoglądając z upodobaniem na odległą lagunę,
pomyślał mimochodem, że gdyby zabrał z sobą Piper, cieszyliby się teraz razem pięknym widokiem
i ciepłą pogodą.
Pod wpływem nagłego impulsu wyjął z kieszeni komórkę i wybrał domowy numer. Dopiero po
kilku sygnałach usłyszał zdyszany głos Dextera.
Och, jak to dobrze, że pan dzwoni. Przed chwilą karetka zabrała panią Piper do szpitala. Miałem
do pana zadzwonić, jak tylko dadzą znać, dokąd ją ostatecznie zawiozą.
W głosie starego kamerdynera brzmiała ulga ostro kontrastująca z tym, co czuł Wade.
Jak to? Co się stało? Czy to coś poważnego?
Czyżby mimo wszystko próbowała pozbyć się dziecka?
Po powrocie wieczorem do domu znalezliśmy panią Piper leżącą bez przytomności na schodach.
Nie wiemy, jak długo była w tym stanie.
Przewróciła się i zemdlała?
Nie, zachorowała. Ratownicy nie umieli określić, na co, ale kiedy chcieli jej podać lekarstwo na
zbicie gorączki, pani Piper odmówiła, mówiąc, że nie wezmie niczego, co mogłoby zaszkodzić
dziecku.
Wyciągnąwszy od Dextera wszystko, co wiedział, Wade odstawił niedopity kieliszek i pojechał na
górę do pokoju. Wpadł we frustrację, gdy okazało się, że pierwszy rejsowy samolot do Auckland
odlatuje dopiero o drugiej w nocy. Kolejnym niepowodzeniem zakończyła się próba
wyczarterowania wcześniejszego lotu.
Czuł, że wielogodzinne czekanie w hotelu doprowadzi go do wariactwa. Lepiej pojechać od razu
na lotnisko, będzie miał przynajmniej poczucie, że jest już w drodze do domu. Szybko zapakował
walizkę, włożył laptop do teczki, zjechał windą na dół i wymeldował się z hotelu.
Na lotnisku jego cierpliwość została wystawiona na kolejną próbę, gdy się dowiedział, jak długo
będzie musiał czekać. W końcu jednak zasiadł w samolocie i trochę się uspokoił. Perspektywa
czterogodzinnego lotu pozwoliła mu zebrać myśli i zastanowić się nad sytuacją.
Pierwsze, co przyszło mu do głowy, to informacja Dextera, że Piper odmówiła wzięcia lekarstw ze
względu na bezpieczeństwo dziecka. Informacja ta kompletnie nie pasowała do wyobrażenia, jakie
zrodziło się w nim na jej temat podczas owej okropnej rozmowy w dziecinnym pokoju.
Wysilając pamięć, zaczął dokładnie odtwarzać jej przebieg i zdał sobie sprawę, że Piper wcale nie
powiedziała, że chciałaby się pozbyć dziecka. Głównie starała się go przekonać, że pierwsze
dziecko straciła nie z własnej woli.
Czyżby, zamiast wysłuchać, co ma do powiedzenia, pochopnie przypisał jej złe intencje? Czyżby
oceniał ją niesprawiedliwie? Ale z drugiej strony, czy nie stara się wybielić jej za wszelką cenę?
Długo bił się z takimi myślami, zanim wreszcie uznał, że prawda od dawna sama pchała mu się
w oczy. Przecież nie ulegało wątpliwości, że Piper się zmieniła. Teraz jest o wiele dojrzalsza,
rozumniejsza, znacznie bardziej odpowiedzialna.
I jaka dzielna! W trosce o dziecko odmówiła pierwszej pomocy, jakiej chcieli jej udzielić
ratownicy. Po powrocie do domu znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Niemniej mogła pokazać mu
figę, powiedzieć, że zaciągnięty u niego dług nic jej nie obchodzi. Ona uznała jednak, że musi go
spłacić, chociaż warunki, jakie jej postawił, były trudne do przełknięcia dla osoby tak dumnej jak
ona.
A teraz zachorowała. Musiało to być coś naprawdę poważnego, skoro zemdlała na schodach
i długo nie odzyskiwała przytomności. Nagle skrajny niepokój o jej zdrowie i życie uświadomił
Wade owi, jak bardzo mu na niej zależy. Kochał ją i błagał los, aby dał mu szansę wyznania swoich
uczuć.
Punktualnie o piątej rano samolot wylądował na lotnisku w Auckland. Wade opuścił pokład jako
jeden z pierwszych i po przejściu kontroli paszportowej pobiegł do sali odbioru bagażu. Gdyby
czekanie zbytnio się przeciągało, był gotów zrezygnować z walizki i wysłać kogoś pózniej po jej
odbiór, ale na szczęście szybko wyłoniła się z czeluści. Po wyjściu z lotniska, zamiast szukać
samochodu na dalekim parkingu, wskoczył w pierwszą taksówkę.
Kiedy wysiadał przed szpitalem, na niebie pojawiły się pierwsze promienie słońca. Wbiegł do
środka i zobaczył stojącą obok stanowiska pielęgniarek May Ritter.
Jak ci się udało tak szybko przylecieć? zapytała. Czarterem?
Nie. Najszybciej było zwykłym kursowym samolotem. Ale co z Piper?
Opanowaliśmy gorączkę, a monitoring wykazał, że nie ma zagrożenia dla płodu.
Bogu dzięki. Ale skąd taka gorączka i utrata przytomności?
Piper złapała wyjątkowo paskudnego wirusa grypy. Na szczęście nie był to nawrót malarii, czego
najbardziej się obawiała. Symptomy są bardzo podobne.
Malaria? Skąd malaria?
Nie mówiła ci, że podczas jednego z pierwszych wyjazdów z misją pomocową nabawiła się
malarii? Jeśli dobrze pamiętam, było to w polowym szpitalu dla kobiet w Afryce. Potem zjezdziła
w tym samym charakterze wiele krajów, nie tylko w Afryce, ale i w Azji.
Nic o tym nie wiedziałem odparł zdumiony.
Piper niosąca pomoc biednym? Nie pasowało to do obrazu dziewczyny, która wyjechała osiem lat
temu, natomiast było do pogodzenia z obrazem tej, która niedawno wróciła do kraju.
Jak wydobrzeje, musisz ją poprosić, żeby ci opowiedziała o swoich przygodach.
Oczywiście odparł. May uświadomiła mu, jak niewiele wie o tej nowej Piper, którą teraz
chciał koniecznie bliżej poznać. Czy mogę ją zobaczyć?
Dopiero zasnęła. Potrzebuje odpoczynku.
Nie będą jej męczył. Chciałbym ją tylko zobaczyć.
No dobrze, ale uważaj, żeby jej nie obudzić. W tej chwili najbardziej potrzebuje spokoju. Jeśli
wszystko pójdzie dobrze, jeszcze dzisiaj będzie mogła wrócić do domu.
Nie wypisujcie jej za wcześnie. Wolałbym, żeby na wszelki wypadek została dłużej na
obserwacji. Pokryję wszelkie koszty.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]