[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wezwania.
- To niedaleko! - zawołał, wychodząc z pokoju łączności. - Człowiek w wodzie tuż pod
Blackfriars Bridge, po północnej stronie. Jeszcze się rusza. Zawiadomię chłopaków z pogotowia.
- Okej, płyniemy tam. - Pete odwrócił się do załogi. -Ruszamy!
Dave i Yvonne puścili liny i łódz skoczyła do przodu, wbijając się łukiem w główny nurt Tamizy.
Blackfriars Bridge był oddalony o zaledwie kilkaset metrów, więc nie mieli wątpliwości, że zdołają
dotrzeć do ofiary na czas. Nietrudno było się zorientować, dokąd płynąć: na nabrzeżu stali ludzie,
krzycząc i wskazując coś w rzece. Na wodzie unosiło się koło ratunkowe.
Podpłynęli do koła i rozejrzeli się w poszukiwaniu tonącego.
- Jest tam! - krzyknęła Yvonne, wskazując coś, co wyglądało jak stos szmat rozrzuconych na
wodzie.
Pete sprawnie podprowadził łódz jak najbliżej. Yvonne pochyliła się, gotowa chwycić topielca, a w
razie potrzeby wskoczyć do wody. Jego głowa była tuż nad powierzchnią, ale nie wydawał żadnych
dzwięków.
- Jeszcze metr... już! - zawołała do Pete'a, który zmagał się z przypływem.
298
Na szczęście nie musieli walczyć z silnym prądem, ale Pete wolał nie znalezć się za blisko wystających
z wody potężnych filarów, które podtrzymywały tory kolejowe.
Dave i Yvonne przesunęli topielca za łódz i unieśli w górę. Kiedy przeciągali go przez burtę, z jego ust
chlusnęła struga wody.
- Okej! - krzyknął Dave. - Mamy go na pokładzie. Teraz wracajmy jak najszybciej na posterunek.
Będzie potrzebna karetka.
Pete zawrócił szerokim łukiem, włączając migające niebieskie światła, żeby ostrzec inne łodzie i statki
na rzece. Przemknęli obok Thames Clippera", który podpływał do nabrzeża przystani Blackriars
Millennium, i po kilku minutach byli z powrotem na posterunku. Dave i Yvonne cały czas reanimowali
topielca, próbując go uratować. Mieli w tym spore doświadczenie: stacja ratunkowa w małym domku
na palach przy moście przyjmowała więcej wezwań niż jakakolwiek inna. Tamiza to niebezpieczna
rzeka.
Kiedy Pete przybił do nabrzeża, John już czekał, aby przycumować łódz.
- Ambulans jedzie, ale są korki - powiedział. - Powinni dotrzeć za jakieś siedem minut.
Utrzymacie go tak długo?
Yvonne, doświadczona sanitariuszka, nawet na niego nie spojrzała. Przywykła do najtrudniejszych
sytuacji. Ich łódz była tak szybka, że często dostawali wezwania do wypadków w pobliżu rzeki, a nie
tylko na wodzie; rok wcześniej odbierała nawet poród. Zarówno ona, jak i Dave byli pewni, że akcja
zakończy się sukcesem, bo ten człowiek nie mógł być w wodzie dłużej niż kilka minut, a wyglądał na
młodego i silnego. Yvonne energicznie uciskała jego klatkę piersiową, chcąc jak najszybciej usunąć
wodę z płuc. Dave oczyszczał drogi oddechowe, gotowy do rozpoczęcia sztucznego oddychania.
Tworzyli zgrany zespół i byli dumni z tego, ilu ludzi udało im się uratować.
299
Tym razem, mimo ich wysiłków, topielec nie złapał oddechu ani nie zakasłał, pozbywając się wody z
płuc. Nie poddawali się jednak, wiedząc, że czasami ludzie wracają do życia, nawet gdy się wydaje, że
nie ma już żadnej nadziei. Po kolejnej minucie Yvonne spojrzała na Dave'a.
- Straciłam puls. Będziemy musieli nim potrząsnąć. Jesteś gotowy?
- Tak - odparł, chwytając ręczne elektrody połączone z przenośnym defibrylatorem. Yvonne
złapała za koszulę nieprzytomnego mężczyzny i mocno szarpnęła. Była silna, a guziki nie stawiały
dużego oporu.
- O Boże! - zawołała, patrząc na jego pierś. - Widziałeś kiedyś coś takiego?
Całe ciało topielca przecinały głębokie czarne linie rozchodzące się od lewego ramienia i układające w
podobny do pajęczyny wzór na klatce piersiowej.
- Nie - odparł Dave. - To rzeczywiście dziwne. Gotowe! -krzyknął, przykładając elektrody po
obu stronach serca.
Nacisnął kciukiem przycisk i ciało mężczyzny wygięło się w łuk, po czym z głuchym łupnięciem opadło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]