[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Chyrellos, podszedł do nich nowicjusz Berit.
 Przed bramą stoi kulawy żebrak  zwrócił się do Sparhawka.  Mówi,
że ma ci coś bardzo pilnego do powiedzenia, dostojny panie.
 Wpuść go za bramę.
Berit wyglądał na zaskoczonego.
 Znam tego chłopca  uspokoił go Sparhawk.  Pracuje dla mnie.
 Jak sobie życzysz, dostojny panie.  Nowicjusz ukłonił się i ruszył w kie-
runku bramy.
 Och, jeszcze coś, Bericie!  zawołał za nim Sparhawk.
 Słucham, dostojny panie.
 Nie podchodz do niego zbyt blisko. To złodziej i potrafi okraść cię ze
wszystkiego, nim zrobisz dziesięć kroków.
 Będę o tym pamiętał, dostojny panie.
Po kilku minutach Berit wrócił prowadząc Talena.
 Dostojny panie Sparhawku, mam kłopoty  powiedział chłopiec.
 Tak?
 Któryś z ludzi prymasa odkrył, że ci pomagałem. Szukają mnie po całej
Cimmurze.
 Mówiłem, że wpakujesz się w kłopoty  warknął Kurik i spojrzał na Spar-
hawka.  Co my teraz zrobimy?  zapytał.  Nie chcę, by trafił do katedralnych
lochów.
Sparhawk podrapał się po brodzie.
 Chyba będzie musiał pojechać z nami do Demos.  Nagle wyszczerzył
w uśmiechu zęby.  Możemy zostawić go z Aslade i chłopcami.
 Zwariowałeś?
138
 Wiedziałem, że będziesz zadowolony z tego pomysłu, Kuriku.
 To najbardziej niedorzeczna propozycja, jaką kiedykolwiek w życiu sły-
szałem.
 Nie chciałbyś, by poznał swoich braci?  Sparhawk spojrzał na złodzie-
jaszka.  Ile zdołałeś ukraść Beritowi?  spytał szorstko.
 Naprawdę niewiele.
 Oddawaj wszystko.
 Rozczarowałeś mnie bardzo, dostojny panie Sparhawku.  %7łycie pełne
jest rozczarowań. A teraz oddawaj to.
Rozdział 11
Póznym popołudniem przejechali zwodzony most i wjechali na trakt wiodący
do Demos. Wiatr nadal dął, ale niebo się wypogadzało. Gościniec roił się od po-
dróżnych. Turkotały dwu i czterokołowe chłopskie wozy, a ubrani w szare sier-
mięgi wieśniacy, z ciężkimi tobołami na ramionach, wlekli się wolno w kierunku
targowiska w Cimmurze. Surowy zimowy wicher targał pożółkłe trawy na pobo-
czach drogi. Sparhawk jechał na czele, wyprzedzając pozostałych o kilka kroków.
Podróżni zmierzający do miasta ustępowali mu z drogi. Faran znowu tańczył na
zadnich kopytach, gdy tak jechali równym kłusem.
 Twój koń chyba jest narowisty, Sparhawku  zauważył Dolmant, patriar-
cha Demos, otulony ciężkim czarnym płaszczem.
 Popisuje się  rzucił rycerz przez ramię.  Pewnie myśli, że mi tym
zaimponuje.
 Ma przynajmniej co robić czekając, aż zdarzy się okazja ugryzć kogoś. 
Kalten roześmiał się.
 Jest złośliwy?
 Taka już jest natura koni bojowych, wasza świątobliwość  wyjaśnił Spar-
hawk.  Hoduje się je po to, by były agresywne. W przypadku Farana posunięto
się jednak trochę za daleko.
 Czy ugryzł cię już kiedyś?
 Raz. Potem wyjaśniłem mu, by tego więcej nie robił.
 Wyjaśniłeś?
 Za pomocą tęgiego kija. Prawie natychmiast pojął, o co mi chodzi.
 Nie dotrzemy zbyt daleko tego popołudnia, Sparhawku!  zawołał Kurik,
jadący z parą jucznych koni na końcu kolumny.  Pózno wyruszyliśmy. Jakąś ligę
stąd jest zajazd. Może zatrzymamy się w nim, porządnie wyśpimy i wczesnym
rankiem ruszymy dalej?
 To całkiem rozsądne, Sparhawku  Kalten poparł pomysł giermka. 
Spanie na gołej ziemi nie należy do wielkich przyjemności.
 Zgoda  powiedział Sparhawk. Rzucił okiem na Talena, który jechał
na sprawiającym wrażenie strudzonego gniadoszu obok białej klaczy Sephrenii.
140
Chłopiec oglądał się z obawą za siebie.
 Jesteś jakiś dziwnie spokojny  zagadnął go rycerz.
 Młodzież nie powinna zabierać głosu w obecności starszych, dostojny pa-
nie Sparhawku  odparł gładko Talen.  To jedna z tych rzeczy, których naucza-
no w szkole, gdzie posłał mnie Kurik. Staram się przestrzegać zasad  o ile mi
zbytnio to nie wadzi.
 Ten młodzian jest bardzo śmiały  zauważył Dolmant.
 Jest również złodziejem, wasza świątobliwość  ostrzegł Kalten.  Nie
należy się do niego zbliżać, jeżeli ma się przy sobie coś cennego.
Patriarcha Demos spojrzał zaskoczony na chłopca.
 Czyżbyś nie był świadom tego, że Kościół patrzy krzywym okiem na zło-
dziei?  spytał.
 Wiem o tym  westchnął Talen.  Kościół jest bardzo zasadniczy pod
tym względem.
 Uważaj na swoją buzię, Talenie  warknął Kurik.
 Nie mogę. Nos mi przeszkadza.
 Zepsucie tego chłopca jest chyba zrozumiałe  usprawiedliwiał go Do-
lmant.  Wątpię, by ktoś wpoił mu zasady wiary i moralności.  Westchnął.
 Pod wieloma względami biedne dzieci ulicy są takimi samymi poganami jak
Styricy.  Uśmiechnął się chytrze do Sephrenii, przed którą na siodle siedziała
Flecik zawinięta w stary płaszcz.
 Prawdę mówiąc, wasza świątobliwość  sprzeciwił się Talen  regularnie
chodzę na mszę i z uwagą przysłuchuję się kazaniom.
 To zdumiewające!
 Ależ nie, wasza świątobliwość  tłumaczył chłopak.  Większość zło-
dziei chodzi do kościoła. Podczas kolekty nadarza się wiele wyśmienitych okazji.
Dolmant patrzył na niego w osłupieniu.
 Niech wasza świątobliwość spojrzy na to od mojej strony  wyjaśniał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •