[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dyrekcja przedstawiła techniczne dane zakładu. Roman
słuchał w milczeniu, od czasu do czasu wtrącając
pytania, które świadczyły o jego lepszej znajomości
rzeczy, niż Sammy mogła się spodziewać.
W zwięzłej wypowiedzi zarysował swoje plany
związane z fabryką, po czym przeszedł do drażliwego
problemu stosunków z załogą.
Nastąpiła krótka, pełna napięcia pauza, po której
wojowniczo włączyli się związkowcy. Sammy miała
wrażenie, że tylko przez wzgląd na dwie obecne
w pokoju kobiety ich język nie jest bardziej soczysty,
treściwy i barwny.
Poczuła gniew, kiedy zaczęli grozić strajkiem,
lekceważąc dość jasne ostrzeżenia, że strajk spowoduje
natychmiastowe zamknięcie fabryki.
Roman pochylił się do przodu, bez reszty skupiony
na argumentach partnerów negocjacji.
Dlaczego, zadawała sobie pytanie, nie przeciwstawia
im swoich własnych?
Kiedy jeden ze związkowców walnął pięścią w stół
i zadeklarowaÅ‚ gotowość opuszczenia wraz z towa­
rzyszami tego zebrania, Sammy zerwała się i krzyknęła
podniesionym głosem:
- Zwietnie! Tylko co z tymi ludzmi, których interesów
podjął się pan bronić? Co się z nimi stanie, jeśli
fabryka zostanie zamknięta, ponieważ pan okazał się
zbyt uparty i całkowicie głuchy na głos rozsądku? Co
stanie się z ich rodzinami? O ile w ogóle to pana
cokolwiek obchodzi...
Zapadła kompletna cisza. Nawet protokólantka
przestała notować i siedziała teraz z piórem zawieszonym
w powietrzu i ustami półotwartymi ze zdumienia.
Sammy nie śmiała nawet rozejrzeć się po twarzach.
Cisza powiedziała jej, że reakcja innych na jej wystąpienie
jest identyczna.
W końcu chłodny, spokojny głos Romana przerwał
tę ciszę, która stawała się już nie do zniesienia.
Związkowcy słuchali. Najpierw tylko słuchali, a potem
zaczęli potakiwać głowami. Sammy z ulgą uświadomiła
sobie, że chwieją się w swym stanowisku, idą na
ustępstwa.
- Rozważymy to, panie Ferrers - powiedział jeden
z nich, gdy gotowali się do odejścia.
Tak czy inaczej, była to zawoalowana forma
akceptacji i po raz pierwszy w trakcie tego spotkania
Roman pozwolił sobie na uśmiech.
Pojawiły się drinki, kanapki i herbata, czym dyrekcja
milcząco potwierdziła sukces. Sammy już więcej nie
odezwała się. Roman zupełnie jej nie zuważał. Lecz
kiedy znalezli się w samochodzie, odwrócił się ku niej
i ryknÄ…Å‚:
- Co, u diabła, cię opętało? Mogłaś zaprzepaścić
wszystkie starania! Czy sądziłaś, że twój wrzask rozwiąże
cokolwiek?
- Przepraszam - powiedziała potulnie. - Naprawdę,
bardzo przepraszam.
Jego gniewne słowa zraniły ją boleśnie.
- Nie życzę sobie, abyś traciła głowę podczas ważnych
rozmów - kontynuował szorstko.
Sammy zgodziła się z żałosną miną.
- I albo będziesz trzymała się w karbach, albo
wsiÄ…dziesz w pierwszy pociÄ…g do Padley.
- Wspaniale! - Podniosła głos. - Być może tak
właśnie powinnam uczynić.
Niewidzącymi oczami wpatrywała się w krajobraz
za szybą samochodu. Nigdy jeszcze nie czuła się tak
paskudnie. Powstrzymywała łzy, które jednak w końcu
popłynęły.
W panice zaczęła szukać w torebce jakiejś chusteczki,
ale ze względu na panujący tam bałagan bez rezultatu.
Roman odwróciÅ‚ siÄ™ ku niej i rzekÅ‚ coÅ› nie­
zrozumiałego. Potem zjechał na pobocze i zgasił silnik:
- Płaczesz - stwierdził i obrzucił ją bezradnym
spojrzeniem. - Tu jest chusteczka, na miłość boską!
Wielkie nieba, pomyślała, Roman ma trudności ze
znalezieniem słów. Nigdy by nie uwierzyła, że potrafi
się jąkać.
Dramatycznie wytarła nos w ofiarowaną chusteczkę.
Kusiło ją, aby wycisnąć z siebie jeszcze kilka łez, lecz
równoczesna pokusa uśmiechu czyniła to niemożliwym.
W sumie spuściła tylko oczy ze smutnym wyrazem
twarzy.
- Czego właściwie oczekiwałaś? - Roman przeszedł
na defensywny ton. - Nie powinnaś była tam tak
eksplodować. A ja, oczywiście, musiałem coś powiedzieć.
- Oczywiście - zgodziła się Sammy.
- No, tak. - Bębnił palcami po kierwonicy. - I nie
możesz winić mnie za to, że wpadłem w gniew.
- Nie winiÄ™ ciÄ™.
- To dobrze, bardzo dobrze. - Utkwił w niej
wzrok i dodał jakby niechętnie: - Jeśli ma być to dla
ciebie jakimÅ› pocieszeniem, to mimo wszystko coÅ›
osiągnęłaś tą swoją tyradą. Mianowicie przywołałaś
tych dwóch do porządku, i w jakimś sensie zaciekawiłaś.
Miałem wrażenie, iż są gotowi perorować do skończenia
świata. A ty pomieszałaś im szyki. Wprawdzie nie
było to w moim stylu, lecz czasami warto huknąć
i grzmotnąć, by przykuć czyjąć uwagę.
- Czy nie mówisz tego wszystkiego po to tylko, by
poprawić mi humor?
- Jesteś niemożliwa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •