[ Pobierz całość w formacie PDF ]
instynktownie przytuliła się do Harry'ego. Wyciągnął rękę, jakby chciał ją
objąć, lecz wtedy światła zapaliły się na nowo i opuścił ramię.
Pójdę do komory generatora i sprawdzę, co się dzieje stwierdził
Tony. Zostańcie tutaj i zabierzcie się do kopania. Harry pokaże ci, jak
posługiwać się kilofem.
Emma spojrzała na Harry'ego. Która kobieta nie chciałaby schronić się
w jego towarzystwie przed światem w tonącej w półmroku jaskini?
Harry lekko dotknął ściany. Jego długie palce jakby pieściły skałę.
Zatrzymał dłoń kilka stóp nad podłogą i wyjaśnił:
Szukasz żyły w skale. Kilofem łatwo możesz odbić kawałek
piaskowca, a kiedy trafisz na twarde podłoże, usłyszysz inny dzwięk.
Spróbuj.
Emma wzięła od niego kilof na długim łańcuchu przymocowanym do
ściany i zaczęła nim uderzać w piaskowiec. Na powierzchni zostawały
wgłębienia jak po nakłuciu widelcem.
Tutaj pod ziemią było chłodniej i Harry zauważył, że drży.
Zimno ci?
Trochę.
Potarł jej nagie ramiona. Poczuła mrowienie, zrobiło jej się gorąco.
Mogę pójść i przynieść ci coś do okrycia z samochodu
47
R
L
T
zaproponował.
Emma wolałaby, aby został i grzał ją dłońmi, lecz tego mu nie
powiedziała. Przecież postanowiła, że zostaną tylko i wyłącznie przyjaciółmi,
prawda?
Wytrzymam oświadczyła.
To dla mnie żadna fatyga. Nie boisz się zostać sama na kilka minut?
Emma kiwnęła głową.
%7łeby tylko światła znowu nie zgasły.
Wracam migiem obiecał.
Przez ułamek sekundy miała wrażenie, że się nad nią nachyli i ją
pocałuje, pomyliła się jednak. Gestem dodającym otuchy uścisnął jej ramię i
zniknął w korytarzu. Starała się zapamiętać ten uścisk. Jak by się zachowała,
gdyby ją pocałował? Chybaby się zbytnio nie opierała...
Zbytnio? W ogóle.
Z nową energią chwyciła kilof i zaczęła posuwać się wzdłuż biegnącej
uskokami żyły wskazanej przez Harry'ego. Gdzieś z oddali dobiegł ją głuchy
odgłos przypominający grzmot. W tej samej chwili dłonią przyłożoną do
skały poczuła wibracje. Z sufitu odpadło kilka odłamków skały i odbiło się od
jej hełmu. Aż podskoczyła przerażona.
Gdy chciała poprawić kask, usłyszała drugi grzmot i tym razem ziemia
zadrżała jej pod stopami. Lampy zamigotały i chociaż nie zgasły, Emmę
ogarnął strach. Powinna była pójść z Harrym.
Z góry spadło więcej kamieni tuż pod jej nogi. Cofnęła się, nie chcąc
zostać uderzona w głowę. Pod wpływem nagłego impulsu podjęła decyzję:
pójdzie za Harrym. Spotkają się przy wejściu.
Odwróciła się, aby przejść przez pieczarę, kiedy nastąpił kolejny
wstrząs. Z przerażeniem patrzyła, jak jedna ze ścian chodnika wali się,
48
R
L
T
odcinając jej drogę do wyjścia. Emma znalazła się po jednej stronie rumowi-
ska z kamieni, Harry po drugiej.
Była uwięziona. Zupełnie sama. Pod ziemią.
Lampy kolejny raz zamigotały.
Teraz już wiedziała, że gdzieś na jakimś wyrobisku trwają roboty
strzałowe i to one powodują osuwanie się skał. Co będzie dalej? A jeśli zawali
się sufit i ją przygniecie?
Nie mogła wrócić tą samą drogą, którą przyszli, lecz za sobą miała inny
chodnik. Nie wiedziała jednak, czy tam będzie bezpieczniejsza.
Stała chwilę przykuta do miejsca. Nie mogła iść do przodu, ale nie
chciała iść w głąb kopalni i oddalać się od Harry ego. Przecież przyjdzie po
nią, prawda?
A jeśli on również znalazł się w pułapce? Nie miała jak się dowiedzieć,
co się stało z Tonym i Harrym.
Harry! próbowała zawołać, lecz jej głos zabrzmiał płaczliwie i
cicho. Wątpiła, czy w o ogóle słychać ją po drugiej stronie zwałowiska.
Gdy usiłowała zapanować nad pierwszą falą paniki, lampy ponownie
zamigotały. Serce waliło jej jak młotem. Zaczerpnęła powietrze głęboko w
płuca, zatrzymała, wypuściła. Wdech raz, dwa, trzy, wydech. Wdech raz,
dwa, trzy, wydech. I znowu wdech raz, dwa, trzy...
Oddychając, zastanawiała się, co jeszcze mogłaby zrobić.
Tymczasem lampy zgasły. Otoczyła ją ciemność. Emma czekała,
starając się oddychać równomiernie, lecz światło już się nie zapaliło.
Harry!!! krzyknęła.
Nie spodziewała się odzewu, lecz każdy odgłos był lepszy od ciszy
dookoła.
Grobowej ciszy.
49
R
L
T
ROZDZIAA PITY
Emma! Słyszysz mnie!? zawołał Harry.
Czekając na odpowiedz, oparł ręce o usypisko z kamieni blokujące
przejście i wstrzymał oddech, lecz w chodniku panowała martwa cisza.
Jest po drugiej stronie? zapytał Tony.
Musi odparł Harry.
Co prawda mogła znajdować się pod kamieniami, lecz on nawet nie
dopuszczał do siebie tej myśli. Wyrzucał sobie, że zostawił ją samą.
Jest jeszcze jeden szyb odrzekł Tony. Prowadzi do chodnika za
jaskinią. Zakryty, ale moglibyśmy spróbować.
Harry nie wahał się ani chwili.
Chodzmy.
Tony położył mu rękę na ramieniu i go zatrzymał.
Chyba powinniśmy wezwać służby poszukiwawczo ratownicze. Oni
dysponują odpowiednim sprzętem.
Możesz ich wezwać, ale najpierw pokaż mi, gdzie jest wejście do
tamtego szybu. Zanim przyjadą, usuniemy przynajmniej zabezpieczenia.
Harry wiedział, że procedury wymagają zawiadomienia ratowników,
lecz jeśli istniał sposób dotarcia do Emmy, nie zamierzał czekać.
Otaczała ją ciemność i cisza. Powietrze stało.
Na jak długo jej go wystarczy?
Miała nadzieję, że do przybycia ratunku. Nie wyobrażała sobie, że
Harry po nią nie przyjdzie.
Wyciągnęła rękę, po omacku szukała ściany chodnika. Powiedziała
Harry'emu, że nie cierpi na klaustrofobię, lecz to było, zanim została żywcem
50
R
L
T
pogrzebana. Kiedy dotknęła skały, poczuła się pewniej. Zyskała perspektywę,
oparcie. Może rzeczywiście nie ma klaustrofobii? Może tylko boi się
ciemności?
Jedno było pocieszające: wstrząsy ustały.
Stopniowo jej oczy zaczęły się przyzwyczajać do ciemności. W głębi
korytarza zamajaczyły drobne plamki światła. Wabiły ją jak płomień świecy
wabi ćmy.
Weszła do chodnika, który był tak nisko sklepiony, że musiała czołgać
się na czworakach. Drobne kamyki raniły jej kolana i dłonie, lecz na to nie
zważała. Wolno posuwała się do przodu. Co innego jej pozostawało?
W końcu dotarła do wylotu chodnika i tajemniczych plamek światła.
Znajdowała się bezpośrednio pod szybem, niestety zamkniętym pokrywą
przepuszczającą tylko słabe promyki. Wyprostowała się i wytężyła wzrok.
Usiłowała dostrzec drabiny na pionowych ścianach, lecz było zbyt ciemno i
niczego nie widziała. Na wszelki wypadek sprawdziła ręką. Nic.
Zwiatło przesączało się do środka, lecz dla niej nie było wyjścia z
pułapki.
Już miała się cofnąć do tunelu, lecz gdy się obejrzała i zobaczyła
zionącą czeluść, doszła do wniosku, że woli zostać tu, gdzie jest. Tu
przynajmniej jest trochę więcej powietrza i światła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]