[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Amelię przenikliwym spojrzeniem. - Kiedy pocałowałem cię
ostatnio, miałem wrażenie, że podobało ci się to... Czy nie mylę
się?
Spodziewała się dyskusji na temat wizyty u lekarza albo
swoich planów, ale nie rozmowy o pocałunku.
- Nie, nie podobało - wymamrotała.
- Nie kłam, Amelio. %7łycie i bez kłamstw jest niezwykle
skomplikowane.
Zagryzła wargę. Jak uczciwa gra, to uczciwa gra.
- Dobrze, w takim razie nie będę kłamać. Tak, podobało mi się
to - przyznała.
- Dlaczego?
Odstawiła filiżankę. Czy musiał o to pytać? Czy nigdy nie
widział swojego odbicia w jej oczach, nigdy nie uchwycił jej
spojrzenia, które za nim tęskniło, kiedy stali blisko siebie? Czy
nigdy sobie nie uświadomił, z jaką desperacją ona zwalcza w
sobie tę tęsknotę?
- Zawsze miałeś sposób, żeby mnie podejść.
- Tylko tyle? - Nie odrywał od niej badawczego wzroku. - Nic
nie czujesz do mnie?
- Oczywiście, że czuję.
- Ale mnie nie kochasz?
- Oczywiście, że nie - odparła obojętnie. Czuła się winna z
powodu kłamstwa, przed chwilą obiecała, że nie będzie kłamać,
ale.... Ale co dobrego wynikłoby z wyznania, że znowu się w nim
zakochała? Komu by to pomogło?
Dawno, dawno temu kochała Rydera, na tyle, żeby zgodzić się
za niego wyjść, na tyle, żeby dać się uwieść. Był dowcipny,
opiekuńczy i zawrócił jej w głowie. Złamał jej serce, lecz w końcu
zobaczyła, jaki jest naprawdę i pozwoliła mu odejść. Niezależnie
od tego, co do niego czuła, należał do facetów, których
przeznaczeniem jest zbierać z życia śmietankę, czarować kobiety i
nigdy nie stworzyć związku, który przetrwałby burze
małżeńskiego życia.
Potem zdarzył się ten wypadek...
79
LR
Nowy Ryder był wciąż dowcipny, opiekuńczy, jak dawniej
czarujący i niewiarygodnie przystojny, ale zarazem refleksyjny.
Zachowywał się jak ktoś, kto stawia sobie wymagania. Zmienił się
w człowieka, za jakiego Amelia kiedyś go brała. Zakochiwała się w
nim coraz bardziej i bardziej.
- Co byłoby, gdybym ci powiedział, że czuję do ciebie coś
więcej, Amelio?
Przymknęła na moment powieki. Czy mówił, że ją kocha? Wiele
razy marzyła o takiej chwili i karciła się surowo za uleganie
złudzeniom. Teraz próbował wyznać jej swoje uczucia, które
najwidoczniej równie go niepokoiły, jak jej własna, tłumiona
miłość do niego. Przedtem oszukiwał ją i zwodził, dziś musiałaby
mu uwierzyć na słowo, że jest szczery. A jeśli łudził sam siebie?
- Faktycznie znasz mnie dopiero od kilku tygodni. Jestem
jedyną osobą, z którą widujesz się i rozmawiasz regularnie. Na
twoich odczuciach nie można teraz polegać, nie rozumiesz tego?
- Czy znałaś Roba? - Ryder zawsze znalazł sposób, by nie
wdawać się w szczegóły, które wolał pominąć.
- Spotkałam go tylko jeden raz.
- Jaki był?
- Rozmawialiśmy zaledwie kilka minut. Był ciepły, czarujący i
wyjątkowo uprzejmy.
- A ja jestem niezmiennie potworem - podsumował gorzko.
- Nie jesteś potworem, Ryder. Zwłaszcza ostatnio.
- Ale ty stale czekasz, aż zmienię się w dawną bestię uwodzącą
kobiety.
- Wiem, że się zmienisz.
- Nie - powiedział z naciskiem.
- Może jednak wezmiemy następny album...
- Proszę, żadnych fotografii.
- Philip zadzwonił, kiedy brałeś prysznic i zaprosił nas do
siebie. Co ty na to?
- Nie znam Philipa. - Wzruszył ramionami.
- Jest twoim bratem - przypomniała łagodnie.
- To wiem.
- Więc może moglibyśmy...
- Chciałbym pojechać do tego domu, w którym dorastałem.
- To kilka kilometrów stąd.
80
LR
- Czy ten dom ciągle stoi?
- Tak.
- Zdążymy tam pojechać przed twoją wizytą u lekarza?
- Jasne.
Niepokój na myśl o nieuchronnej kompromitacji w klinice
mieszał się z miłą perspektywą wyjścia z mieszkania, które z
każdą minutą stawało się dla nich dwojga o wiele za ciasne.
Tym razem uparł się, by prowadzić, twierdząc, że z jego głową
jest już lepiej i od kilku dni nie musiał brać tabletek
przeciwbólowych. Amelia dawała mu zwięzłe wskazówki i wkrótce
zatrzymali się przy piętrowym domu pomalowanym na żółto z
białym obramowaniem. Ogradzał go biały płot, przy którym rosły
kwiaty. Delikatne różyczki oplatały kratę na ścianie i trzy słupki
podtrzymujące trójkątny daszek długiego ganku. Drzwi wejściowe
miały duże owalne okno.
- Wygląda przyjemnie - westchnął Ryder.
- Tak - odparła Amelia. - Twoja matka kochała ten dom.
- Więc dlaczego rodzice go sprzedali?
- Twój ojciec nie mógł dłużej utrzymywać tego domu.
- Z powodu choroby serca?
- Już o tym wiesz?
- Matka powiedziała mi przed wyjazdem. Miała poczucie winy,
że mnie zostawia.
- Twoja matka jest wspaniała.
- Skąd mam o tym wiedzieć? Przecież nie pamiętam jej... - W
jego głosie zabrzmiała nuta goryczy. - Ale oczywiście wydaje się
wspaniała - dodał szybko.
Zza domu wyskoczył mały chłopczyk, za nim pojawiła się
kobieta. Niosła wiklinowy koszyk. Zatrzymała się przy różach, jak
gdyby chciała kilka ściąć, ale zobaczyła Rydera i Amelię i ruszyła
przez trawnik w ich kierunku. Chłopczyk biegł kilka kroków
przed nią. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •