[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Na popołudniowy popas stanęli w miejscu, gdzie trakt biegł wzdłuż strumienia. Tutaj mogli
wypocząć, nie rujnując jednocześnie szyku marszowego. Conan przejechał na wierzchowcu ku
tyłowi kolumny, obserwując żołnierzy pluszczących się w wodzie i objadających delicjami
zabranymi z domów. Wielu legło w chłodnym cieniu drzew. Dyscyplina nieco się rozluzniła, ale
ludzie nie wyglądali na wyczerpanych. Zdawało się, że zapomnieli o nocnych koszmarach i czarnej
magii. Nie wprowadzał więc nadmiernego rygoru  na to jeszcze przyjdzie czas. Nie zwracał też za
bardzo uwagi na krążące wysoko nad nimi czarne sępy.
Dojechawszy do ariergardy, rozkazał tworzącym ją żołnierzom pozostać w szyku i oddzielić
ekspedycję od podążających za nią cywilów. Mieli chronić ich w razie potrzeby i jednocześnie mieć
na nich oko. Nie chciał, aby pod jego bokiem rabusie napadali kupców, ale nie chciał też, by całe to
towarzystwo mieszało się z jego legionem.
Po dłuższym odpoczynku wznowiono podróż, która tym razem miała trwać aż do zachodu
słońca. Póznym wieczorem patrol konnych podążył naprzód, by znalezć odpowiednie miejsce na
obóz, kwatermistrzowie zaś rozjechali się po okolicy w poszukiwaniu żywności oraz paszy na
kolację i śniadanie. Conan rozkazał oficerom zdobywać zaopatrzenie bez grabieży, chociaż tu, w
kraju podległym Baalur, nie płacono za żywność. Ufał, że żołnierze nie będą zbytnio łupili swoich
pobratymców.
Szmery ściszonych głosów, dymy ognisk, ciche pobrzękiwanie uprzęży przywodziło na myśl tak
wiele wcześniejszych kampanii. Conan, Caspius i kilku oficerów przysiadło na rozkładanych
stołkach. Siedząc wokół stołu, pili wino i rozważali szczegóły dalszej podróży.
 Nasi ludzie maszerują niestrudzenie, mimo że wcześniej dręczyła ich plaga złych snów 
zauważył Caspius.  Szybki marsz, który im zaaplikowałeś, podziałał znakomicie.
Gdy Conan przytaknął, skinieniem głowy, odezwał się jego pierwszy oficer Furio:
 Nasze doborowe oddziały zawsze utrzymują najwyższą sprawność, bez dodatkowych zachęt.
 Furio był młodym, pełnym wigoru mężczyzną o kręconych włosach i starannie przyciętych
wąsach. W jego oczach czaiło się jednak zmęczenie spowodowane bezsennością.  Maszerują
niestrudzenie, bo są lojalnymi poddanymi króla Baalur.
Conan opuścił nieco kubek i spojrzał w twarz Furio.
 Mimo to potrzebują dowódcy! Jednego dowódcy, którego głosu będą słuchać bez pytań i
wahań. To będzie mój głos, kapitanie!
Furio skinął głową, a na jego wargach zagrał lekki uśmiech.
 To prawda, komendancie, na razie. Ludzie pozostaną ci posłuszni, dopóki będziesz im dobrze
przewodził.
Conan mógł cisnąć nim o ziemię, nawet go zabić  w to nikt z zebranych, nawet Caspius, nie
mógł powątpiewać. Uzbrojony czy nie, Cymmerianin miał przewagę wzrostu, masy, szybkości i
doświadczenia i mógł dać swemu oficerowi lekcję posłuszeństwa. Jednak z uwagi na szacunek do
Aphratesa przemówił tylko ponurym głosem:
 Jesteś uszami i oczami generała Shalmanezera. Nie wątpię więc, że mi nie ufasz i liczysz na
objęcie przywództwa, gdy nadejdzie właściwy czas.
Furio skłonił się po rycersku.
 Wierz mi  rzekł  że są inni, którzy myślą podobnie i zajmą moje miejsce, gdy coś mi się
przytrafi. Chcemy zakończyć tę misję tak szybko, jak to możliwe.
 Być może, kapitanie.  Conan spojrzał na otaczającą ich grupę oficerów, nie studiując jednak
zbyt uważnie wyrazów ich twarzy.  Ale ostrzegam cię: tam, gdzie idziemy, częściowe
posłuszeństwo nie wystarczy. Twój generał nic nie pomoże i gołębie, które zaniosą mu wieści,
również.  Wskazał gestem wóz, gdzie trzymano ptaki.  Twoje życie i życie nas wszystkich
będzie zależeć od mojego rozkazu i jego szybkiego wykonania.
 Może tak być  odparł Furio  gdy tam dotrzemy. A teraz, dowódco, jeśli mi wybaczysz,
oddalę się, by zrobić obchód wart.
Zasalutował, odwrócił się na pięcie i zniknął w mroku nocy.
Obóz pogrążył się w ciszy, jeśli nie liczyć szmerów skrzydeł nietoperzy przelatujących od czasu do
czasu. Potem zaś, kiedy pojawił się księżyc, można było usłyszeć tylko dobiegające z namiotów
pochrapywania i czasem jakiś jęk lub cichy krzyk, gdy kogoś jednak nawiedziły koszmary. Conan
spał czujnie, ale bez snów. I on, i większość jego żołnierzy wreszcie wypoczęli tej nocy.
VI
SZAMAN
W swym śnie księżniczka Ismaia szła przez gęstą dżunglę. Szukała ścieżki przez zarośla; wokół jej
twarzy brzęczały natrętne owady, a nad głową świergotały różnobarwne ptaki. Z grubych, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •