[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rzał mu się zaskoczony, ale nie komentował. Zamiast tego wręczył mi sakiewkę.
Wziąłem ją i zważyłem w dłoni. Była ciężka.
 Premia?  spytałem.
 Zapłata za  robotę . Dwa i pół tysiąca imperiali.
Kiedy odzyskałem głos, wykrztusiłem:
 Aha.
* * *
Spory kawałek od rzeki rozpaliliśmy ognisko i odgrzaliśmy ostatnie kawałki
kethny. Zjedliśmy je powoli i w ciszy  każdy zatopiony we własnych myślach.
Loiosh wymknął się spod peleryny, złapał prawie w locie parę gryzów i dał nura
z powrotem. Wzdychać nie przestał.
Odpoczęliśmy trochę, po czym Morrolan zaproponował, żebyśmy odpoczęli
dłużej.
 Niektórzy twierdzą, że spanie na Zcieżkach Umarłych przynosi pecha. Inni,
że jest to niemożliwe, a inni w ogóle nic o tym nie mówią  wyjaśnił.  Wolę
nie ryzykować i rozpocząć najgorszą drogę, będąc tak wypoczęty, jak to tylko
możliwe.
Przyznałem mu rację.
I bezczynnie obserwowałem, jak robi sobie prowizoryczną uprząż, by nieść
laskę na plecach i mieć obie ręce wolne. Szło mu całkiem sprawnie.
Odwinąłem łańcuszek z lewego nadgarstka i obejrzałem go uważnie, wyma-
chując na rozmaite sposoby. Zachowywał się niczym zwykły złoty łańcuszek. Al-
bo z powodu tego, gdzie byliśmy, albo dlatego, że nie miał nic do roboty. Owiną-
łem go wokół nadgarstka i zastanawiałem się, czy nie spróbować jakiegoś czaru,
żeby sprawdzić, czy rzecz ma się podobnie jak z magią, gdy zauważyłem, że Mor-
rolan mi się przygląda.
 Nadałeś mu już imię?  spytał.
 Aańcuszkowi? Nie. Jak niby mam go nazwać?
 A co on robi?
 W wieży tego maga Jak-mu-tam zachowywał się jak tarcza magiczna. Mo-
że Aamacz Magii?. . . Nie, głupio brzmi. A może Spellbreaker?
106
Morrolan wzruszył ramionami i nic nie powiedział.
 Mnie się podoba, szefie.
 O, miło, że możesz myśleć o czymś innym niż ta przerośnięta oblubienica.
Twoje westchnienia podwiewają mi pelerynę.
 Są telepatyczne.
 Nie szkodzi. Ona się łatwo wzrusza.
 Ty nie wiesz, co to miłość od pierwszego wejrzenia.
 Za to wiem, jak wyglądają zaloty. Twoich po prostu nie ma. A co się ty-
czy nazwy, to niech będzie, bo jakoś mam problem z poważnym podejściem do
nadawania imienia kawałkowi łańcucha.
Morrolan zaproponował niespodziewanie:
 Może byśmy wyruszyli?
No to wyruszyliśmy.
Doszliśmy z powrotem do wodospadu; dopiero wtedy dostrzegłem podest po-
łożony prawie przy jego krawędzi. Zdobił go wizerunek athyry. Morrolan owiązał
go liną  bardzo cienką i bardzo długą. Były na niej w regularnych odstępach
powiązane węzły, ale i tak cieszyłem się, że na wszelki wypadek zapakowałem
skórzane rękawice. Morrolan wyrzucił resztę liny poza krawędz urwiska.
Przełknąłem ślinę i spytałem.
 Wytrzyma ciężar nas obu?
 Wytrzyma.
 Mam nadzieję.
 Zejdę pierwszy  zaofiarował się.
 Jasne. A ja cię będę ubezpieczał jakby co.
Odwrócił się plecami do wodospadu, nałożył rękawice i zaczął się opuszczać.
Zdusiłem nagły odruch, by przeciąć linę i wiać, i też nałożyłem rękawice. Złapa-
łem linę i ryknąłem, próbując przekrzyczeć wodospad:
 Jakaś ostatnia dobra rada?
Głos Morrolana ledwie było słychać:
 Uważaj, tu jest mokro!
* * *
Zapłatę zostawiłem w mieszkaniu i wybrałem się w stronę knajpy  U Graffa ,
zastanawiając się, jak wykonać zlecenie. Najprościej byłoby sprawdzić, czy gość
siedzi w lokalu, poczekać, aż wyjdzie, i zabić go. Patrząc z perspektywy czasu, nie
był to wcale zły plan, jako że śmierć dziwnie plącze pamięć świadków w kwestii
wyglądu zabójcy. W moim przypadku wadę stanowiło to, że byłem człowiekiem
107
 wyróżniałem się z tłumu i to mogli zapamiętać. A to wystarczyłoby do iden-
tyfikacji, wiadomo było bowiem, że pracuje dla Nielara jeden człowiek. Prawdo-
podobnie Rolaan zleciłby następny kontrakt właśnie na mnie, a na to nie miałem
najmniejszej ochoty. Dotarłem do celu nadal bez żadnego sensownego pomysłu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imuzyka.prv.pl
  •