[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdążył poznać. Nawet zamierzał kazać jej leżeć bez ruchu w łodzi, chcąc
wszystko robić sam. Nie mógł jednak sobie wtedy na to pozwolić.
Niedawno otarli się o śmierć. I to on był temu winien. Nie należało płynąć
na tak wzburzonej fali blisko raf koralowych. Ale przecież chciał uchronić
dziewczynę przed chorobą morską. To odebrało mu trzezwy osąd.
Kiedy już naciął potężne naręcze liści, wrócił do Alicji, która w gęstym
zagajniku oplatała liną kępę drzew. Przystanął na chwilę, napawając się
widokiem ożywionej, kipiącej energią dziewczyny. Niewiele brakowało, a
utonęłaby, błysnęło mu w głowie. Zdrętwiał na tę myśl. Kiedy zdążyłem ją tak
pokochać? - naszła go refleksja.
Choć Alicja pracowała pod osłoną liści, deszcz przemoczył jej
podkoszulek, uwypuklając drobne, kształtne piersi. Czy ona zdaje sobie sprawę,
- 82 -
S
R
pomyślał Dominik, że na zimnym wietrze jej sutki stwardniały, rozpychając
materiał niczym małe, twarde pąki?
- Nie stój jak kołek! Pomóż mi! - krzyknęła do niego.
Cała Alicja, pomyślał archeolog, powstrzymując śmiech i ruszył
dziewczynie z pomocą. Razem umocowali na splecionej linie liście palmowe.
Dach i opadające do samej ziemi ściany szałasu były gotowe. Alicja przejawiała
w pracy tyle kobiecego wdzięku, jednocześnie starając się być twarda jak kora
otaczających ich drzew, że Dominik z trudem tłumił rozbawienie, w tych
okolicznościach nie na miejscu.
Kiedy skończyli szkielet dachu i ścian, Alicja przykryła wszystko
plastikową płachtą, którą przywiązała za pomocą splecionej w długie wiechcie
trawy.
- Przypomina to trochę Robinsona Crusoe" - zauważył sceptycznie Dom.
- Jak ci się nie podoba, moknij sobie na zewnątrz - odcięła się dziewczyna
i wpełzła do środka.
Z największą radością ruszyłby w jej ślad, ale musiał iść do łodzi po piwo
i czekoladę. Ta krótka rozłąka z Alicją pozwoliła mu nieco uspokoić wzburzone
uczucia. Kiedy wsunął się pod dach, znów lunęło.
Szałas jest maleńki, ale przytulny, pomyślał. Początkowo uważał, że
skoro i tak są przemoczeni żaden szałas nie jest im potrzebny. Teraz jednak, gdy
na zewnątrz rozszalała się nawałnica, Dominik był rad, że siedzi na suchym
pniu, obok ma Alicję, a dach nad głową.
- Niebawem pod nogami będziemy mieli błoto - zauważył.
- No cóż, nie można mieć wszystkiego - odparła, siedząc skromnie, z
rękami złożonymi na kolanach.
- Ale jak na pierwszy raz, szałas jest bardzo przyzwoity. Dom wybuchnął
śmiechem.
- Tak, masz rację. Chcesz piwa? Dziewczyna najwyrazniej się rozluzniła.
- Pewnie. W ustach mam tylko sól i piasek.
- 83 -
S
R
Płyn był ciepławy, ale przynajmniej usunie z języka nieprzyjemny osad
po słonej wodzie. Dominik jednym haustem opróżnił pół butelki. Zauważył, że
Alicja również wypiła kilka dużych łyków, zanim oderwała flaszkę od ust.
Pili w milczeniu, a wokół szalała burza. Deszcz walił w dach i ściany
szałasu, a wiatr szarpał płachtą. Pod stopami płynęły im strumyki wody, ale
dach skutecznie chronił przed falami ulewy.
Alicja skończyła pić i odstawiła butelkę.
- Burza powoli mija - stwierdziła. Dom wychylił głowę z szałasu.
- Masz rację. Na wschodzie niebo jest już czyste.
- Więc niedługo ruszymy na Coconut Cay? - spytała.
Rozbawiła go jej powaga.
- No tak - mruknął, zastanawiając się, jak powiedzieć jej prawdę.
- Utknęliśmy tu na dobre? Ponuro skinął głową.
- Co najmniej na tę noc. Nawet jeśli się wypogodzi, to ściemni się, zanim
bez silnika osiągniemy naszą wyspę. Czeka nas dużo wiosłowania. Spróbujemy
dostać się tam rano.
- Spróbujemy?
Początkowo chciał ukryć przed nią najgorsze, ale doszedł do wniosku, że
szczerość jest najlepsza.
- Nie znam dokładnie tutejszych prądów. Być może są zbyt silne, by
płynąć na wiosłach.
- A więc jesteśmy uwięzieni? - W jej głosie zabrzmiała nutka histerii. -
Nie mamy żywności. Nie mamy słodkiej wody...
- Mamy orzechy kokosowe, Nie zapominaj też o piwie i czekoladzie. W
[ Pobierz całość w formacie PDF ]